Do potrącenia doszło w środę. W Starym Kisielinie. Boczną dróżką wracał do domu Tomasz, gdy nagle usłyszał jadący z naprzeciwka samochód. Gdy podniósł się z ziemi po uderzeni, auta już nie było. - Nie wiem, co to było za auto, nie zdążyłem zapamiętać rejestracji - przyznaje.
Chłopak od razu nie opowiedział swojej mamie, co się wydarzyło. - Byłem w szoku, nie chciałem jej denerwować - mówi. Ale nie mógł tego ukryć, przecież coś trzeba było zadziałać. Sam próbował szukać świadków, ale jak przyznaje, niestety jest to takie miejsce, gdzie z żadnej strony nic nie widać.
Jak przyznała nam jedna z napotkanych mieszkanek Starego Kisielina, auta pędzą główną drogą jak szalone. - My aż mamy gęsią skórkę, jak to słyszymy. Kierowcy nie patrzą na nic i nawet potrafią szarżować na bocznych uliczkach.
Mama Tomasza, pani Lidia zaapelowała o pomoc na Facebooku. Opisała wydarzenie i poprosiła o informacje, jeśli ktokolwiek coś widział.
"...Coś trzeba z tym zrobić. Tą dróżką chodzą wszyscy, a przede wszystkim dzieci..." - czytamy na Facebooku.
- Denerwuje mnie to, że ktoś potrąci człowieka i sobie, jak gdyby nigdy nic, odjedzie. Nie ma czegoś takiego, że kierowca nie widzi, nie czuje. Czy taka osoba zdaje sobie sprawę, że mogła kogoś pozostawić, nie dając szans na przeżycie? - pyta zdenerwowana matka. - Żyjemy w takim świecie, że ludzie pędzą jak szaleni, bo doba jest za krótka. Gonią za pieniędzmi, gubiąc takie ludzkie odruchy, naturalne...
Więcej o sprawie przeczytasz w środę, 21 maja, w papierowym wydaniu "GL" dla południa woj. lubuskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?