- Najbardziej zapóźnioną gałęzią produkcji jest trzoda. Drób sobie poradził, bardzo dużo zrobiono w zakresie produkcji mleka, natomiast wyniki produkcyjne w stadach świń są dalekie od unijnego poziomu - podkreślał prezes Jodko.
Lubuscy rolnicy, producenci żywności, agroprzedsiębio¬rcy, przedstawiciele instytucji i organizacji branżowych oraz samorządów spotkali się we wtorek w ramach Polskiego Kongresu Rolnictwa, który odbywa się w większych miastach Polski. Rozmawiali przede wszystkim o problemach trapiących branżę.
- Owoce miękkie to klapa, warzywa - pełne magazyny, jabłka - pełne magazyny, żywiec wieprzowy nie sprzedaje się, ceny mleka spadły, w kolejne żniwa wejdziemy z magazynami pełnymi zboża - słychać było z sali. - Nie mamy też żadnych procedur na wypadek pojawienia się u nas afrykańskiego pomoru świń.
Więksi rolnicy, którzy nadal chcą otrzymywać dopłaty, muszą od tego roku stosować obowiązkową dywersyfikację upraw, czyli, nie wnikając w szczegóły, prowadzić minimum dwie różne uprawy. Niektórzy z nich zakładali uprawy już we wrześniu. - Zbyt późno dowiedzieliśmy się o tym wymogu - skarżyli się. - Co teraz mamy robić. Zaorać kawałek obsianego pola? - pytali. - Przecież prawo nie powinno działać wstecz.
Uczestnicy debaty apelowali też o zdroworozsądkowe podejście do rolniczych spraw. Ich zdaniem mamy zbyt dużą biurokrację, a czasami nieżyciowe przepisy i rozporządzenia.
- Gdyby przepisy były łatwiejsze mielibyśmy dużo więcej winnic - mówił Marcin Moszkowicz, prezes Zielonogórskiego Stowarzyszenia Winiarskiego.
Stanisław Myśliwiec, rolnik z Dąbrowy k. Zaboru zwracał uwagę na podział funduszy z nowego Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. - W Lubuskiem ok. 70 proc. stanowią duże gospodarstwa. A na 100 proc. płatności będą mogli liczyć tylko mali rolnicy - tłumaczył. - Algorytm przyznawania pomocy jest dla nas mocno krzywdzący.
Głos zabrał też Marian Schodnik, prezes firmy Owocowy Dom z Zielonej Góry. Firma produkuje ekoprodukty, zajmuje się przetwórstwem owoców.
- Nikt nie poruszył tu tematów dotyczących nowych trendów w rolnictwie - zauważył. - Myślę o zdrowej żywności, której produkcja w kraju i w Europie stale rośnie, u nas rocznie o 20 proc. Wielkość rynku produktów bio i eko w Polsce wynosi 150 mln euro, u naszych niemieckich sąsiadów aż 7 mld euro. Zachęcam młodych ludzi, aby popatrzyli w tę stronę. W Lubuskiem praktycznie nie ma owoców miękkich z certyfikatami bio i eko. Niemcy kupują je na pniu na Podkarpaciu, a mogliby u nas.
Zupełnie inną propozycję miał Czesław Karczmar z Zielonej Góry. - Trzeba produkować to, co jest do sprzedania. A do sprzedania jest energia - mówił. - Mało się mówi o produkcji biomasy, przetwarzaniu jej na energię, nie ma biogazowni. W każdej gminie powinien być produkowany gaz .
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?