MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"Lubuska fiesta" na targach w Berlinie

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Czego nie robi się dla turystów. W 600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem krzyżak prowadzi się pod ramię z polskim rycerzem. gdyby to widział Zbyszko z Bogdańca...
Czego nie robi się dla turystów. W 600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem krzyżak prowadzi się pod ramię z polskim rycerzem. gdyby to widział Zbyszko z Bogdańca... fot. Dariusz Chajewski
Od środy w Berlinie trwa giełda turystyczna, największa impreza tej branży w Europie. W gronie 11.000 wystawców z ponad 180 krajów jest też nasz region. Prezentuje się pod hasłem "Lubuska fiesta".

[galeria_glowna]
Większość gości poznawanie świata zamkniętego pod dachem berlińskich terenów wystawienniczych zaczyna od Polski. Tu nasz kraj leży... blisko wejścia. A Lubuskie przy przejściu. Jak w życiu. I tu też potencjalni turyści przemykają tranzytem.

W tym roku wystąpiliśmy pod hasłem "Lubuska fiesta". To kolejny sezon, gdy jest światowo. Przed rokiem chwaliliśmy się przecież, że jesteśmy regionem stolic. Tyle efektownie, co kompletnie nieefektywnie. W czwartek pytaliśmy zwiedzających, a był to dzień dla fachowców, gdzie leży "Lubuska Land" (z "województwem lubuskim" jest jeszcze gorzej). Ratowało nas tylko to, że rezydowaliśmy w polskiej hali. Nikt nie wiedział, gdzie też może być ta tajemnicza kraina.

- Rzeczywiście, bardzo brakuje nam lubuskiej marki - przyznaje Jadwiga Błoch, szefowa regionalnej organizacji turystycznej zawiadującej ekspozycją. - Odpowiada mi na przykład hasło "Lubuskie warte zachodu", które ostatnio słyszałam, ale markę dopiero tworzymy. I wszyscy powinniśmy nad nią pracować.

Po prostu świętujemy

Jak dodają nasi fachowcy od promocji, byłoby lepiej, gdybyśmy byli województwem zachodnim lub chociażby Środkowym Nadodrzem. Niestety, zostaliśmy "Lubuska Land". I z tym trzeba się pogodzić. Marszałek powołał już nawet sztab, który ma naszą regionalną markę wypracować. Na razie cisza, a Błoch jej twórcom nieco współczuje, bo każdy "ciągnie" w swoją stronę. Ludzie kultury stawiają na teatry i kabarety, sportowcy na żużel, historycy na zamki, a przyrodnicy na bociany.

I tak w Berlinie jesteśmy regionem fiesty. To skojarzenie to podobno efekt długiej i burzliwej dyskusji lubuskich wystawców. Co znaczy fiesta? Po prostu świętowanie. Niech w obcych krainach wiedzą, że bawić się potrafimy. I to na okrągło. Gorzów kokietuje cygańską muzyką (dobrze, że nie góralską, jak już bywało) i nowym hasłem promocyjnym, Żary zapraszają na swoje 750. urodziny, Żagań prezentuje się jako stolica jazdy po bezdrożach (po co łatać dziury?), Zielona Góra oczywiście udaje co najmniej wschodnioeuropejską stolicę wina, a Lubrza z urzędem marszałkowskim wabi zapachem nenufarów.

Łagów - zmarnowana perła

U sąsiadów, mimo że bez fiesty w nazwie, jakoś tak bardziej żywiołowo. Kilka stoisk dalej, w województwie podkarpackim, postawiono na... smaki. Serwowano sery, ogórki kiszone i ciasta niemal domowej roboty.

- Do nas przyjeżdża więcej Anglików niż Niemców - opowiada Jan Sołek z Podkarpackiej Organizacji Turystycznej. - Ale świat staje się coraz mniejszy i staramy się to wykorzystać. Teraz, dzięki lotnisku w Jesionce i uruchomieniu połączenia z Frankfurtem, liczymy na gości także zza zachodniej granicy. Stąd w Berlinie pokazać się należało.

Dariusz Gulowaty z parowozowni w Wolsztynie najpierw zabiegał o turystów w "reprezentacji" Lubuskiego, dziś w "barwach" Wielkopolski. Uważa, że ten region znacznie lepiej radzi sobie z promocją.

- Tu bardziej widać jakiś pomysł - podkreśla. - W Lubuskiem od lat pokazujecie to samo, czyli MRU, Łagów i Winobranie. I nie potraficie tego sprzedać, marnując niesamowity potencjał, chociażby Łagowa. Gdy kilka lat temu chcieliśmy odtworzyć linię kolejową retro, łączącą największe lubuskie atrakcje - Toporów, Paradyż, Łagów i Międzyrzecz - nie było z kim rozmawiać.

A świat nam ucieka

Tymczasem zagraniczni specjaliści od wabienia gości (i ich dolarów) testują rozmaite chwyty, by przekonać, że tylko w ich kraju i regionie czeka prawdziwa przygoda. I wbrew pozorom, w tym momencie nasze akcje rosną. Bo teraz nie liczą się krzywe palmy, biały piasek czy ośnieżone szczyty, choć oczywiście są pożądane. Wszyscy szanujący się turyści już to widzieli. Teraz stawia się oryginalność.

Kuchnia, trunki, ciekawostki historyczne, zakupy i oczywiście zdrowie, moda i uroda. Do tego trudno nie odnieść wrażenia, że wszyscy na tym świecie grają w golfa. Coraz wyżej stoją notowania kultury i na przykład rok chopinowski próbują wygrać Anglicy, Francuzi i Niemcy. W Polsce Mazowsze gra wierzbami i Żelazową Wolą. Pewnie opłacało się odnotować, że krążąc między Warszawą a Paryżem Frycek wiele razy przejeżdżał przez Lubuskie...

Mimo wysiłków armii ludzi, turystyka staje się coraz mniej "ludzka", a coraz bardziej przypomina klasyczną gałąź przemysłu opanowaną przez korporacje i technokratów w lakierkach. Wykresy, słupki, krzywe pokazujące rosnące dochody. Na każdy kurort i hotel przypada coraz liczniejsza armia pośredników, którzy chcą zarobić na promocji, rezerwacji, chcą przywieźć, zawieźć i wyprać prześcieradła. Na szczęście, rośnie oferta turystyki niszowej, gdzie znów zaczyna liczyć się plecak, dobre buty i piękno tego świata. Niestety, atuty tego sposobu poznawania lepszych stron życia tu także pokazuje się nam na ekranie laptopa.

A tak na marginesie. Za kilka lat plaże Egiptu zaroją się od Polaków. Bo przedstawicielom innych nacji plastikowy raj hotelowców już się znudzi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska