Aberkin mieszka w Górzynie (gmina Lubsko). Razem ze swoją pięcioletnią córką Alicją. Wychowuje ją samotnie, bo podczas porodu zmarła żona. Pisaliśmy o tym w przedświątecznym "Dobrym piątku". Przypomnijmy: na pół roku przed rozwiązaniem, żona za namową swojej matki, opuściła pana Czesława i zamieszkała u niej.
- Nie mieliśmy ze sobą żadnych kontaktów i było mi już obojętne czy ona to dziecko urodzi czy nie - opowiadał nam Aberkin.
O narodzinach córeczki i śmierci żony dowiedział się od szwagra. Pojechał do szpitala i podjął decyzję: wychowaniem córki zajmie się sam. Przez wiele miesięcy toczył bój z teściową o prawo do opieki nad dziewczynką. W końcu sąd to prawo przyznał jemu. Od tamtej pory jest szczęśliwym tatusiem. A Alicja rezolutną, mądrą dziewczynką. Pan Czesław jest bezrobotny. Żyje z prac dorywczych, pomaga sąsiadom. Nie narzeka na swój los, sam nikogo o pomoc nie prosi, bo - jak mówi - ma dwie sprawne ręce i głowę, więc musi sobie radzić.
Ostatnio poskładał maszyny do cięcia drewna i ma przydomowy warsztat. - Gdybym miał ze dwa tysiące to kupiłbym drewno i desek bym naciął, bo ludzie o deski pytają - zwierzył się nam. - Ale kredytu nikt mi nie da, bo nie mam stałej pracy.
Serce nieznajomej
- Po raz pierwszy w życiu przeczytałam artykuł o mężczyźnie, który samotnie i z takim poświęceniem wychowuje córeczkę - mówi pani Marta z Zielonej Góry. - Zwykle pisze się o samotnych matkach, maltretowanych kobietach...Historia pana Czesława tak mnie poruszyła, że wspólnie z rodziną postanowiliśmy mu pomóc.
Pani Marta przyszła do redakcji z białą kopertę. Wyciągnęła z niej piękną kolorową pocztówkę. - Proszę przeczytać, bo to żadna tajemnica - poprosiła.
Pocztówka adresowana była do pana Czesława. Czytamy: "Drogi panie Czesławie. Po przeczytaniu Historii z życia w której poznałam Pana, jestem niezmiernie wzruszona. Pana dojrzałe ojcostwo, pełne miłości i szlachetności jest godne naśladowania zwłaszcza teraz, kiedy życie małych istot jest lekceważone przez nas - dorosłych. Z całego serca życzę Panu i Bzyczkowi dużo zdrowia, spełnienia pragnień, byście zawsze doznawali przyjaźni i życzliwości ludzkiej, oraz tego aby na Waszej twarzy zawsze gościł uśmiech. Z wyrazami szacunku. Nieznajoma z Zielonej Góry".
W kolorze nadziei
Ale to nie wszystko. Z koperty pani Marta wyjęła pieniądze: dwa tysiące złotych przewiązanych zieloną wstążeczką. - To kolor nadziei - mówi. - Proszę przekazać to wszystko panu Czesławowi.
Czytelniczka nie chce się ujawnić, prosi o anonimowość. Powiedziała tylko, że ma rentę, że wiele lat pracowała jako kadrowa w różnych firmach, że namówiła męża, swoją mamę, córkę i zięcia, by pomóc samotnemu ojcu. Dla jego córeczki przekazała w darze piękny drewniany domek dla lalek, jaki kupiła w Niemczech z myślą o swojej wnuczce. - Ale wnusia ma dopiero roczek, więc ma jeszcze czas, by taki prezent otrzymać - mówi.
- Dlaczego pani to robi? Dlaczego chce pozostać anonimowa?
- Bo ja to robię dla siebie. I nie mam potrzeby pokazywania tego na zewnątrz. Nie szukam poklasku, bo nie o to chodzi. Mam taką potrzebę, żeby pomóc temu panu. On mnie ujął tym, że nie płacze, nie narzeka.
Radość córki i szok ojca
W ubiegły piątek pojechaliśmy do Górzyna. Z darem od Nieznajomej. Czesława Aberkina zastajemy przy budowie altanki. Pomaga mu Kazimierz Grzebiński, bezrobotny ze wsi. A Alicja dzielnie im kibicuje. - Altanka pojedzie do Lubska, bo stamtąd dostałem zamówienie - wyjaśnia pan Czesław. - Zawsze parę groszy wpadnie. Wchodzimy do mieszkania. Na węglowej kuchni gotuje się obiad. - Dziś będzie zupa pomidorowa, moja ulubiona - cieszy się Alicja. - I kurczak na drugie - dodaje pan Czesław, mieszając ryż w garnku.
Najpierw prezent wręczamy Alicji. Z niedowierzaniem otwiera duże pudło. - No pomóż tato! - prosi. A potem skacze z radości. - Mam pięć lalek, teraz wszystkie będą miały swoje mieszkania - cieszy się.
- A co się mówi? - poucza tato.
- Dziękuję, dziękuję...
Pan Czesław zdumiony otwiera kopertę. Jest tak zszokowany, że nie potrafi wydusić słowa. - To od pewnej pani z Zielonej Góry - mówimy.
Gdy czyta kartkę, w oczach pojawiają się łzy. Ale nie płacze. Bo mężczyźnie płakać nie wypada. Dopiero, gdy ochłonął, mówi: Nie wiedziałem, że w ludziach jest tyle dobra...Nie wiem co powiedzieć...Ja tylko umiem powiedzieć dziękuję...Więc dziękuję tej pani z całego serca. I jak ona mi pomogła, tak ja też będę innym pomagał, i pomagam, gdy trzeba...
Jeszcze nie wie na co przeznaczy pieniądze. Potrzeb ma dużo: musi zapłacić za światło, spłacić część domu, dokupić trochę ziemi, żeby płacić mniejsze podatki...Drewno też by się przydało. - Wie pani, ja może niedługo będę miał pracę - dodaje szczęśliwy. - Jako stróż i to niedaleko domu. Wtedy już nie będę miał żadnych problemów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?