Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Majowy zamach na starostę

Beata Bielecka Bożena Bryl
- To był przewrót majowy - mówi Aleksander Kozłowski o pozbawieniu go przez radnych powiatu funkcji starosty. Zastąpił go Marcin Jabłoński.

Na starostę Kozłowski został wybrany jednogłośnie. Lider PO w powiecie dostał ten fotel, bo jego partia wygrała wybory. Dwa miesiące później wojewoda stwierdził, że wybór zarządu i dwóch wiceprzewodniczących rady jest nieważny. Rzeczniczka wojewody Małgorzata Nowak tłumaczyła ,, GL’’, że forma zwołania sesji była niezgodna ze statutem powiatu dlatego, że zwołała ją rada a powinien przewodniczący.

Poszli do sądu

Wojewoda polecił powtórzyć wybory, ale zarząd zdecydował, że pójdzie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. W słuszności tej decyzji utwierdził Kozłowskiego twórca samorządowego prawa prof. Michał Kulesza. Jego zdaniem, powiat prawa nie złamał. W dodatku reprezentujący starostwo mec. Jerzy Wierchowicz z jednej z gorzowskich kancelarii obiecywał, że sprawa potrwa najwyżej 30 dni. Radni stracili cierpliwość po trzech miesiącach, tym bardziej, że powiat w WSA przegrał. Na początku maja zdecydowali, że nie będą się odwoływać do NSA i zarządzili powtórne wybory. Kozłowski i jego ludzie: Ireneusz Woźniak, Robert Stolarski i Wiesław Kozinoga - przegrali.

Woźniak ma swoją teorię tego, co się stało. - Poszło o raport otwarcia, nad którym siedziałem trzy miesiące - mówi. - W pracach poprzedniego zarządu było wiele niegospodarności, m.in. w szpitalu, zarządzie dróg powiatowych, w szkołach, a także w samym starostwie. Postanowiliśmy zrobić z tym porządek i część radnych się wystraszyła, bo wiele osób mogło na tym stracić - opowiada. - Dlatego górę nad układem partyjnym wzięła prywata - dodaje.

Kto mógł stracić?

Przede wszystkim młody i ambitny wicestarosta Andrzej Bycka (bezpartyjny). Kiedy Prawo i Sprawiedliwość zaczęła u Kozłowskiego upominać się o wypełnienie przedwyborczych obietnic (wicestarosta miał być z PiS) ten zdecydował, że poświęci zastępcę. - Poczułem, jakby ktoś dał mi w twarz - mówi wicestarosta.

Jest nim nadal, bo przeszedł do opozycji. Nie on jeden. Kozłowski mówi, że zdradzili go nawet ci, których był pewien. - Bycka zachował się z nich wszystkich najbardziej fair, bo powiedział wprost: Pójdę tam, gdzie mi dadzą więcej - twierdzi były starosta.

Bycka zaprzecza. Powtarza, że Kozłowski go oszukał, bo najpierw zapewniał, że nadal chce z nim pracować, a potem poprosił o ustąpienie ze stanowiska, a nawet o złożenie mandatu radnego. Kozłowski tłumaczy, że do Bycki stracił zaufanie. Wspomina m.in. incydent, do którego doszło przed nowymi wyborami. W jedną z niedziel zastał wicestarostę zamkniętego od środka w sekretariacie. Za mętne uważa tłumaczenia zastępcy, że wszedł tylko na chwilę zajrzeć do internetu.

- Wyglądało to dziwnie, a w dodatku wydawało mi się, że ktoś grzebał w moim biurku - opowiada Woźniak, który był wtedy w starostwie razem z Kozłowskim. Obaj byli zaniepokojeni, bo wcześniej wyciekały ze starostwa różne dokumenty. Zamierzali wezwać policję. - Szef uznał jednak, że dość już smrodu wokół starostwa - mówi Woźniak. Bycka te oskarżenia nazywa absurdem. - Wpadłem do biura, żeby przejrzeć wyniki kontroli NIK-u - wyjaśnia. - Czy się zamknąłem, nie pamiętam - twierdzi.

Kto jeszcze?

Kazimiera Jakubowska (SLD) mogła się obawiać o posadę męża, bo starosta Kozłowski mówił głośno, że ma poważne zastrzeżenia do pracy szpitala. Nam przyznał, że chodziło o niedopilnowanie kosztownych remontów (mąż Jakubowskiej jest kierownikiem ds. gospodarczych) i groziło mu nawet zwolnienie z pracy. - To nieprawda i nie będę tego komentować - denerwuje się radna. Głosowała przeciwko Kozłowskiemu, bo straciła do niego zaufanie.

Przewodniczący Kędziora (startował z listy PiS) miał się obawiać według Woźniaka, że zarząd zablokuje mu starania o stworzenie nowego okręgu łowieckiego w rejonie Radachowa, gdzie stawia dom. - Na przyjmowaniu dewizowych myśliwych można zrobić duże pieniądze - twierdzi były członek zarządu.

- Taki pomysł mógł się urodzić tylko w chorej głowie - dementuje Kędziora. - Żadnego obwodu nie tworzę, bo w okolicy są już dwa. Zresztą może to zrobić tylko minister środowiska.

Woźniak twierdzi, że jest inaczej. - Jeśli teren jest zalesiony poniżej 40 proc., decyzja o nowym obwodzie należy też do powiatu, a my byśmy się na to nie zgodzili - zapewnia. Kędziora twierdzi, że wśród oponentów Kozłowskiego znalazł się z innych powodów. - Nie dało się z nim pracować. O wszystkim chciał decydować sam. Starosta to nie burmistrz, nie może pracować jednoosobowo. To się nie mogło podobać - mówi. Za Jabłońskim nie przepada, ale uważa, że to lepsze rozwiązanie na dzisiaj.

Woźniak wylicza powody, dla których inni radni odwrócili się od Kozłowskiego. - Stanisław Pastuszak (lewica) nie dostał dla syna pracy w starostwie, a wiceprzewodniczącą rady Małgorzatę Jodlińską-Puziuk (startowała z listy PSL) przeciągnęli na drugą stronę obietnicą zatrudnienia w gminie bezrobotnej córki - twierdzi były członek zarządu.

- Jeśli ktoś tak uważa, jego sprawa - ripostuje Pastuszak. Mówi, że syn traktował konkurs w starostwie jako sprawdzian swoich możliwości. Przegrana nie była żadną tragedią, bo miał i ma pracę. Podkreśla, że od początku nie podobał mu się sposób przeprowadzenia pierwszych wyborów, ostrzegał przed pochopnymi decyzjami m.in. w sprawie szpitala. Jodlińska-Puziuk nie chce powiedzieć, na kogo głosowała. Dementuje, że składano jej obietnice zatrudnienia córki.

A kto zyskał?

Na pewno K. Jakubowska, bo po "zamachu" dostała fotel wiceprzewodniczącej rady. Funkcję wiceprzewodniczącej zachowała M. Jodlińska-Puziuk, bo rada wybrała ją na to stanowisko ponownie. Największym wygranym jest Jabłoński. Po wyborczej porażce (nie dostał się do rady powiatu) i przegranej walce z Kozłowskim w PO o rekomendację na starostę, teraz dopiął swego. Kozłowski i jego ludzie nie mają wątpliwości, że to on był reżyserem majowego zamachu stanu.

- Z zamachem stanu kojarzy mi się Józef Piłsudski, ale nie Aleksander Kozłowski - mówi. Uważa, że były starosta w mocno szkodliwy sposób zachłysnął się władzą. Podjął też kilka decyzji na zasadzie: jakoś to będzie. - Przypomina mi to huraoptymizm rodem z czynów społecznych - twierdzi.

Mówi o domu dziecka w Cybince, na który nie ma zagwarantowanych pieniędzy, a kupiono już kilkanaście ton materiałów budowlanych (część lada dzień straci ważność). Z proponowanych siedmiu wariantów ratowania szpitala, cztery okazały się niezgodne z prawem, a czas płynie. Poza tym wytyka Kozłowskiemu, że innym zarzuca tworzenie sitwy, a sam dał pracę kilku partyjnym kolegom.

Wymienia m.in. I. Woźniaka, Zenona Konopackiego i Marka Kubika, których Kozłowski zatrudnił w starostwie, a także Jerzego Czajkowskiego (utworzono dla niego stanowisko kierownika poradni specjalistycznych).

To wszystko byłemu staroście nie pomogło. Jabłoński skorzystał z coraz słabszej pozycji partyjnego kolegi, ale też rywala i skutecznie włączył się do gry. - Piłka jest nadal w tej grze - odpowiada Kozłowski, który odwołał się od decyzji radnych do wojewody. - Jeśli będzie trzeba, pójdę do sądu - zapowiada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska