Na oddział dziecięcy Malinka trafiła z powodu biegunek i wymiotów, które w czasie dwóch miesięcy powtórzyły się cztery razy. Lekarze stawiali różne diagnozy - zatrucie pokarmowe, nietolerancja jakiegoś składnika żywności, wrodzona wada układu pokarmowego...Czyli albo nic, albo kanał totalny. Żeby wykluczyć najgorszą ewentualność i w końcu wyjaśnić, co się dzieje, Malinka trafiła do szpitala. Chudsza o kilogram, z podkrążonymi oczkami, marudna. Do tego stopnia, że nawet jeść nie chciała (co jest w jej przypadku ewenementem).
- Jeśli ona już nawet w moim towarzystwie marudzi, to naprawdę musi źle się czuć. A mówiłem, że zmarnujesz dziecko?- triumfował ojciec, choć stwierdził, że jest to pyrrusowe zwycięstwo.
- Kot ma instynkt samozachowawczy i dlatego pierwszy chciał uciekać z tego tonącego okrętu - stwierdziła matka, nawiązując do niedawnej "próby samobójczej" zwierzaka, który po skoku z okna moim zdaniem (jakby ktoś się mnie pytał, ale oczywiście nikt nie pytał) wrócił już do psychicznej równowagi.
Potem matka obłożyła się medycznymi książkami. Nie wiem, co wyszło z tej lektury, ale chyba przeczytała jednak czarno na białym, że choroba to nie moja wina - bo nic z ojcem nie skomentowali. I tak ich zresztą nie słuchałabym, bo mam już wszystkiego dość. W sobotę w naszej kamienicy wybuchł pożar. Akcja była jak z filmów sensacyjnych - spontaniczna i oddolna ewakuacja mieszkańców, straż pożarna, która przyjechała po wszystkim. Pożar ugasił Borek! Był z siebie tak dumny, że potem przez wiele godzin musiałam wysłuchiwać, jak to zrobił...
Choroba Malinki, szpital, no i komunia Andrzeja... Nawet nie mogę powiedzieć, "Oby do wiosny", bo wiosna już na całego. Oby do lata?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?