Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mama walczyła w łączności

Barbara Dobosz, Gorzów
Grupa łącznościowców 17. pułku
Grupa łącznościowców 17. pułku Z archiwum domowego
Moja mama Jadwiga Mazurek (Warmuzińska) służyła w 5. Saskiej Dywizji Piechoty II Armii Wojska Polskiego. Szlak bojowy jej 17 pułku był bardzo długi - liczył 1.800 km. Pułk trzykrotnie przekraczał granice państw - wspomina córka Barbara Dobosz.

List

List

26 VI 1945 r.
Kochana mamo!
W pierwszych słowach mojego listu niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Kochana mamo, my z laski Bożej jesteśmy żywi i zdrowi, czego i wam życzymy. Kochana mamusiu listów od was już z miesiąc nie dostajemy, a dlaczego sami nie wiemy. Czy może wyjechaliście, czy może my nie dostajemy. My jesteśmy już na terenach niemieckich, niedaleko Berlina. My tam stoimy na granicy jako obrońcy pogranicza nad Odrą. Jest nam bardzo dobrze, tylko tęskno za wami. Na tem kończę, całuję wszystkich gorąco, pozdrawiam znajomych. Do widzenia, czekamy odpowiedzi.
Jadzia

Gdy patrzę dziś na swoją 17-letnią wnuczkę, pytam w myślach, czy byłaby ona zdolna do takich czynów jak jej prababcia a moja mama?

Gdy miała 16 lat, Ukraińcy spalili żywcem jej ojca, a mojego dziadka. Pozostała z matką, dwuletnią siostrą i o pięć lat starszą od siebie drugą siostrą. Mieszkały wówczas w Wasiłowicach koło Krzemieńca (na Wołyniu). By uniknąć wywózki do pracy w kopalni, zgłosiły się obie z siostrą ochotniczo do wojska. Właśnie powołany był tam do życia 17. Pułk Piechoty, który wchodził w skład 5. Saskiej Dywizji Piechoty II Armii Wojska Polskiego. Było to w Charytanówce pod Żytomierzem. Gdy przy poborze zapytano ją o wiek, powiedziała, że ma 16 lat, wtedy kazali jej wracać do domu. Siostra starsza dostała się do armii. Była w rozpaczy, że je rozdzielono. Cały dzień czekała w kolejce, mając nadzieję, że w tłumie poborowych jej nie zapamiętają. Tak też było, przy drugim podejściu powiedziała, że ma lat 18 i udało się. Do końca życia w dokumentach miała przypisane dwa lata.

W 17. pułku przydzielono ją wraz z siostrą do kompanii łączności, była telefonistką. Było to 12 czerwca 1944 r.

Szlak bojowy 17. pułku był bardzo długi, 1.800 km. Pułk trzykrotnie przekraczał granice państw. 1 września 1944 r. - radziecko-polską, 16 kwietnia 1945 r. - polsko-niemiecką i 9 maja 1945 r. - niemiecko-czeską.
W połowie sierpnia 1944 r. pułk wyruszył do Polski. Wagony wypełnione żołnierzami, udekorowane zielenią jechały do Ojczyzny. Dla mojej mamy była to podróż w nieznane, tam za Bugiem zostali jej najbliżsi.

22 października w wsi Trzebieszów koło Łukowa żołnierze złożyli przysięgę. Rota przysięgi głosiła m.in. "Wiernie wykonywać wydane rozkazy i nigdy nie skalać imienia Polaka". Jak wielkie były te słowa w sercu tak młodej dziewczyny. Wspomnienia mamy zawsze ściskały mi gardło. Jak taka młoda dziewczyna umiała się znaleźć w tym strasznym świecie? Ile trzeba było odwagi, by obsługiwać centralę wśród bomb, pocisków, idąc cały czas z frontem, nieraz w głodzie, chłodzie, deszczu i strachu. Nocne marsze powodowały, że zmęczone nogi ciążyły jak ołów, a zaczerwione od wiatru i niewyspania oczy piekły i łzawiły. Ile to razy z mokrych od deszczu płaszczy woda wlewała się do butów. Zawsze się zastanawiałam, jak taki trud znosiły kobiety? Mimo tak młodego wieku, była bardzo odważna i obowiązkowa.

Grupa łącznościowców 17. pułku
(fot. Z archiwum domowego )

28 kwietnia 1945 r. w bitwie pod Łemske (rejon Budziszyna) hitlerowcy wdzierali się w głąb polskiej obrony, docierali do drugiej linii frontu, starając się okrążyć pułk i prawie się im to udało. Był już rozkaz o wycofaniu się ze stanowisk dowodzenia, wszędzie byli już hitlerowcy. W ferworze walki zapomniano o mojej mamie. Nie opuściła ona stanowiska i nadal obsługiwała centralę, nawiązując już tylko łączność z sztabem radzieckiej 254. dywizji piechoty. Nie wycofała się, bo nie dostała rozkazu, choć wiedziała, że pułk wycofał się. Dowódca kompanii ppor. Kołodziej dowiedziawszy się od siostry, że mama moja pozostała na centrali, zarządził akcję i pod odsłoną radzieckich moździerzy i dzięki gęstemu poszyciu lasu doczołgał się do walącej się od wybuchów ziemianki i zdołał uratować moją mamę i centralę. Naraziła swoje młode życie, ale nie opuściła powierzonego jej stanowiska.

Z matką i malutką siostrą spotkały się dopiero po wojnie w Skwierzynie, gdyż tu transportem zza Buga przyjechała moja babcia.

17. pułk stacjonował wtedy w Międzyrzeczu. Babcia na dworcu w Skwierzynie zwróciła się z prośbą do wojskowych, by pomogli jej odszukać dwie córki, które są w wojsku, bo znała tylko numer poczty polowej. Nie wiedziała wówczas, że one są tak blisko. Wojskowi zawiadomili jednostkę w Międzyrzeczu i zorganizowali spotkanie. Radość była ogromna, gdy do babci z małą siostrą na rękach podjechał wojskowy gazik i wysiadły z niego dwie młodziutkie dziewczyny w mundurach i wysokich oficerkach, a na głowach w rogatywkach. Nie widziały się półtora roku. Ostatni raz w Krzemieńcu. Mamy miała wtedy niespełna 18 lat.

Zawsze lubiłam słuchać jej wspomnień. Dziś już jej nie ma. Zła choroba zabrała jej zdrowie, miała amputowaną nogę, na której przeszła taki szmat drogi. Zawsze mówiła, że nie zabrała jej nóg wojna, tylko choroba. Dziś zostały mi tylko zdjęcia i pamiątkowe dokumenty, które skrupulatnie przechowywał mój tata, a także książka pana Kazimierza Kaczmarka "Przez trzy granice", poświęcona losom 17. pułku piechoty II armii, a także niedosyt wspomnień mojej mamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska