Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Horbacz: olimpijczyk z charakterem

Aleksandra Szczeciak [email protected] 605 290 166
MARCIN HORBACZ. Urodził się w 1974 roku w Koszalinie. Karierę rozpoczął od pływania w miejscowym Zniczu. Następnie przeniósł się do Drzonkowa. Zaczął uprawiać pięciobój i jest zawodnikiem ZKS-u. Żonaty, troje dzieci.
MARCIN HORBACZ. Urodził się w 1974 roku w Koszalinie. Karierę rozpoczął od pływania w miejscowym Zniczu. Następnie przeniósł się do Drzonkowa. Zaczął uprawiać pięciobój i jest zawodnikiem ZKS-u. Żonaty, troje dzieci. Tomasz Gawałkiewicz / ZAFF
Nie myślałbym o przyszłości, tylko ciągle taplałbym się w dniu poprzednim, gdybym rozpamiętywał niepowodzenia. Nie obrażam się na cały świat, że mi nie poszło. Co dzień staram się iść do przodu - mówi dwukrotny uczestnik igrzysk, zawodnik ZKS-u Drzonków Marcin Horbacz.

- Pięciobój składa się z pięciu całkowicie różnych dyscyplin. Nie łatwiej było się zająć tylko bieganiem lub tylko szermierką?
- Uważam, że wiele naszych życiowych decyzji wiąże się z sytuacjami, jakie nas spotykają. Urodziłem się w Koszalinie, tam w podstawówce przez osiem lat pływałem. Niestety brak możliwości dalszego rozwoju spowodował, że wyjechałem do Zielonej Góry. Mój dziadek był wtedy rektorem AWF-u w Gorzowie i za jego namową spróbowałem sił w pięcioboju. Pokochałem ten sport.

- Ciężko było samemu tyle kilometrów od domu?
- Nigdy nie byłem bojaźliwy. Raczej potraktowałem to jak wyzwanie, nową przygodę. Gotowanie, sprzątnie, a nawet takie zajęcie jak szycie nigdy nie sprawiało mi problemu. Jasne, że na początku trochę tęskniłem i nie zawsze było kolorowo, ale jednak życie poza domem uczy samodzielności i kształtuje charakter człowieka. Decyzji nigdy nie żałowałem.

- Rodzice nie narzekali, że uciekł Pan tak daleko?
- Myślę, że nie, ponieważ od najmłodszych lat jeździłem na obozy i zgrupowania. Rodzice byli przygotowywani, że pewnie z czasem wyfrunę. Zielona Góra jest piękna. Przyjechałem, zostałem i już nie wyjadę. Mam tu żonę, dzieci, dom więcej nie trzeba.

- Sportowcy mają to do siebie, że rzadko są w domu, co na to żona?
Mam to szczęście, że ona również kiedyś trenowała. Zna takie życie t i w pełni je akceptuje. Dzięki temu mam wolną rękę i nie czuję presji z jej strony. Nawet była kiedyś sytuacja, gdy to ona mówiła abym dalej trenował, nie poddawał się. Żona jest moim motorem napędowym, chociaż sama nie ma łatwego życia. Mamy trójkę dzieci, ona pracuje i zajmuje się domem przez 300 dni w roku. Gdybym nie miał od niej zapewnienia, że sobie radzi to na pewno byłoby mi ciężko.

- Ma Pan trzy córki, czy są plany by zostać ojcem-trenerem?
- Nie wiem czy chciałbym, aby moje córki trenowały pięciobój, bo jednak to jest ciężka dyscyplina, która wymaga wyrzeczeń. Nie będę im wybierał drogi życiowej, będą chciały będą trenowały. Starsza lubi pływać, biegać. Bierze już udział w zawodach i widzę, że to sprawia jej frajdę.

- Wróćmy pamięcią do 2004 roku do igrzysk w Atenach, gdy jednak ten medal był na wyciągnięcie ręki, był Pan drugi, a koń się zbuntował i nie przeskoczył żadnej przeszkody, co oznaczało spadek na ostatnią pozycję…
- Jak to mawiał pewien grecki mędrzec każdy ma już z góry przypisane swoje karty. Widocznie tak miało być. Moją silną stroną jest to, że dobrze sobie radzę z obciążeniami psychicznymi. Zawsze jak kończę zawody to pytam, czy mogę mieć do siebie jakiś żal. Wtedy nie miałem, bo robiłem, co mogłem. Walczyłem o medal a on z góry był pisany komuś innemu.

- Czy olimpijczyk z Aten i Pekinu planuje także występ w Londynie?
Oczywiście. Jednak to się wiąże ze zdobyciem kwalifikacji. Pierwsza już była na początku lipca w Londynie, to był taki rekonesans przedolimpijski. Teraz pod koniec lipca były mistrzostwa Europy, na które nie pojechaliśmy trochę ze względów politycznych, ponieważ jestem żołnierzem zawodowym i jechałem na igrzyska wojskowe. Niestety, było tylko parę dni różnicy między tymi zawodami i nasz związek zrezygnował ze startu.

- Jakie są według Pana szanse na igrzyska?
- Szczęśliwie mniejsze. Cztery lata temu Polaków, którzy pretendowali do wyjazdu było dużo mniej. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Szczęśliwie z tego względu, bo ja się cieszę jak jest więcej kandydatów niż dwóch, to świadczy o tym, że naprawdę prezentujemy jakiś poziom. Parę dni temu blisko awansu na mistrzostwach Europy byli Szymon Staśkiewicz i Łukasz Klekot z Zielonej Góry, zabrakło dosłownie sekund.

- Jakie są najbliższe cele Marcina Horbacza?
- Chciałbym wystartować po raz trzeci na igrzyskach. I nawet, jeżeli będzie tak jak z tym koniem w 2004, a będę wiedział, że zrobiłem wszystko, co było w moich możliwościach i się nie dostanę, mówi się trudno. Pojadą koledzy, będę im kibicował i postaram się być dla nich jak najcięższym sparingpartnerem, żeby mogli się jak najlepiej przygotować.

- Czy dalsza przyszłość również jest związana z tą dyscypliną?
- Wszystko zależy od igrzysk, od tego jak mi pójdzie czy w ogóle wystąpię. A po igrzyskach, jeśli start byłby całkiem niezły, ewentualnie medal, w takim wypadku jeszcze bym potrenował trochę, ale jeśli nie, to chciałbym zostać trenerem. Niektórzy sądzą, że mam smykałkę. A ja pragnę się swoją wiedzą i doświadczeniem podzielić. Myślałem też o nauce w szkole, ponieważ niedawno się obroniłem i mam dyplom AWF'u.

- Niedawno miał pan kontuzję. Noga jest już sprawna?
- Obecnie już jest dobrze. Choć było to dla mnie spore wyzwanie, bo ścięgno miałem w tragicznym stanie. Pierwsza diagnoza wykluczała jakikolwiek sport, nawet amatorski. Miałem wytyczne jak chodzić, żeby ono się nie zerwało. Cała przerwa trwała 10 miesięcy. Gdy w trakcie leczenia lekarz zapytał, co chcę dalej robić, to powiedziałem, że przygotować się do igrzysk.

- Niektórzy, już wtedy chcieli postawić na Panu kreskę...
Oj tak. Jestem jednak człowiekiem, którego to bardziej zmobilizowało. Oni postawili na mnie kreskę a ja im udowodniłem, że się nie dam. I właśnie w ten sposób, chcę pokazać młodszym zawodnikom charakter. To jest wykładnik tego, czym można się w życiu kierować.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska