- Pani to pewnie w czepku urodzona.
- (śmiech) Raczej nie.
- To skąd taki ogrom szczęścia na panią spada?
- Hm... To chyba przypadek. Ale prawda jest bardzo prozaiczna: po prostu gram, zbieram kupony, skrzętnie je wycinam, pilnuję losowania. I cały czas intensywnie myślę, żeby wygrać. Wmawiam sobie tę wygraną, a nawet w nią wierzę!
- I to naprawdę działa!
- Trzeba zawsze być pozytywnie nastawionym do wszystkiego, co dzieje się w życiu. To moja dewiza, która na razie sprawdza się. Ale proszę o tym nie pisać, bo jak wszyscy zaczną mocno wierzyć w swoje marzenia i pragnienia, że one się na pewno spełnią, to ja już nic więcej nie wygram (śmiech).
- Pewnie było tak: zanim pani kupon wycięła, to już widziała siebie w tej skodzie za kierownicą.
- Powiedzmy, że tak było. Bo mnie się ta skoda zamarzyła, bo chciałam znów mieć nowy samochód. I jak zamarzyłam, tak mam!
- Nie przesadza pani z tą zachłannością na szczęście? Przecież rok temu w jednym z zielonogórskich marketów wygrała pani peugeota 107. I to nówkę!
- Po prostu samochody mnie kochają (śmiech). A ja kocham je!
- Niektórzy powiadają, że mama jest jasnowidzem - wtrąca Joanna Skowronek, córka pani Marii. - Pamiętam, jak rok temu zadzwoniła do mnie do Londynu. Całkiem poważnie oznajmiła, że właśnie wybiera się do fryzjera, bo będzie w markecie odbierała samochód. A przecież mówiła to kilka godzin przed losowaniem!
- To prawda. Byłam mocno przeświadczona, że wygram. A przed samym losowaniem powiedziałam do mikrofonu, żeby ludzie nie wrzucali już kuponów, bo samochód i tak będzie mój. Poszłam na całość. I wygrałam! Wiara naprawdę czyni cuda.
- Pewnie ma pani niezłe chody tam "na górze".
- Zawsze się modlę, bo jestem bardzo wierząca i ufająca... I pewnie dlatego mi się wiedzie. Poza tym jest takie powiedzenie: kto zabroni biednemu bogato żyć.
- Postrach okolicy jest z pani: nie da wygrać innym, wszystko zgarnia dla siebie.
- No... Baba-jaga niektórzy na mnie mówią. A moje dzieci twierdzą, że jestem szalona. Kocham ludzi, jestem przyjaźnie nastawiona do świata.
- Wzbudza pani zazdrość?
- Nie odczuwam. Koleżanki z pracy cieszyły się, burmistrz pogratulował mi szczęścia... Jestem życzliwa, dobra dla innych i myślę, że to dobro do mnie wraca.
- Na pewno są tacy, co pani Marysi zazdroszczą - wtrąca Eugeniusz Hałas, sąsiad, który przywiózł naszą szczęściarę po odbiór skody. - We wtorek, jak o 7.30 poszedłem do sklepu, to już żadnej Gazety Lubuskiej nie było. Cała wieś wykupiła, żeby poczytać o pani Marii.
- A ja pani zazdroszczę. Bo jeszcze nic nigdy w życiu nie wygrałam.
- Bo pani nie wierzy, że wygra i dlatego tak jest. Mnie do loterii zmobilizowało to, że druga skoda trafiła się mieszkance Nowogrodu Bobrzańskiego. A to przecież niedaleko od Osiecznicy. Pomyślałam: skoro udało się pani Agnieszcze, to ja nie mogę być gorsza. Ponoć od przybytku głowa nie boli, im ma się więcej, tym lepiej.
- Hazardzistka z pani.
- Broń Boże! Jak przejdę na emeryturę, to dopiero zacznę grać! Na razie do Nowego Roku robię sobie małą przerwę, bo te emocje mnie wykończyły. Ale od stycznia znów ruszę.
- Ma pani chrapkę na następną skodę?
- Nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa (śmiech). W końcu mam trzy garaże. Na razie zapełnione są tylko dwa.
- Dziękuję. I życzę... kolejnego szczęścia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?