Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Markę miasta często buduje się latami. A czym mogłaby się pochwalić Zielona Góra?

Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas-Szatkowska
Natalia Dyjas, dziennikarz zielonogórskiego oddziału "Gazety Lubuskiej".
Natalia Dyjas, dziennikarz zielonogórskiego oddziału "Gazety Lubuskiej". Natalia Dyjas
O tym, jak nie mamy w Zielonej Górze przemyślanej strategii na promocję. I o tym, jak warto o nią zadbać jak najszybciej słów parę.

Wiele miast w Polsce, by promować się wśród turystów, gości z innych krajów, wymyśla hasło reklamowe. Krótki tekst, który przyciągnie, pokaże specyfikę danej miejscowości. Wokół tego buduje się całą strategię, jak i buduje się markę. Gorzów Wlkp. chwali się przystanią (w tak zwanym międzyczasie był i „w sam raz”), ale teraz nieśmiało przebija się też hasło: Gorzów - stąd jestem, które sygnują swoim nazwiskiem znane osoby, pochodzące z północy województwa. Rzeszów ma być stolicą innowacji, Kraków, to według reklamowych haseł - miejsce magiczne, Gdańsk - miasto wolności, Wrocław - miasto spotkań. Można by tak wymieniać i wymieniać.

Ale warto się zastanowić, czym mogłaby się pochwalić Zielona Góra. Powie ktoś zaraz: ale czy nie mamy ważniejszych problemów w mieście? Oczywiście, że mamy (patrz tekst o nadzwyczajnej sesji rady miasta i sytuacji w Zielonogórskich Zakładach Usług Miejskich, o której to zresztą sprawie piszemy od jakiegoś czasu). Jednak i nad takimi kwestiami, jak promocja miasta zastanawiać się warto.

Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że im szybciej, tym lepiej. Taką markę buduje się przez lata i warto myśleć o niej już dzisiaj. Bo jeśli miasto reklamowałoby się w jakiś sposób, czy to motywem lokalnej kultury, kuchni czy wyróżniającą nas gałęzią gospodarki, wtedy moglibyśmy mieć nadzieję, że o dany aspekt (w końcu ma być naszą dumą i chlubą!) miasto się odpowiednio zatroszczy. Kiedy pytam ludzi z innych regionów Polski, z czym kojarzy im się Zielona Góra (ot, skrzywienie zawodowe), wtedy bardzo rzadko słyszę klarowną i jednoznaczną odpowiedź. Ktoś tam jeszcze pamięta Festiwal Piosenki Radzieckiej (ile to już lat!), ktoś jest w stanie wymienić jakiś pojedynczy zielonogórski kabaret. I to by było na tyle.

A przecież mamy taki potencjał! Podziemia kryją winiarskie (imponujące wielkością) piwnice, w których atrakcję turystyczną widziałby m.in. i Ruch Miejski. Coraz więcej u nas winnic (nawet w samej Zielonej Górze, nie tylko w jej okolicach). Mamy perełki architektury związanej z kulturą winiarską - winiarskie domy, dawne siedziby winiarni, winiarskie zdobienia, kunsztowne szybki, dekorowane winnymi motywami, a nawet, ba! Było u nas i sanatorium, w którym leczono trunkiem z tych okolic. Marzy mi się więc, że jakiś zmyślny marketingowiec wymyśli hasło związane z winiarską tradycją Zielonej Góry. I wtedy o jej elementy odpowiednio zadbamy...

P.S. Dziś (to znaczy 17 lipca) przed dawną tłocznią win przy ul. Wrocławskiej o godz. 16.30 społecznicy ustawią się do wspólnego zdjęcia. By, jak mówią, sfotografować się przed budynkiem, który według nich niebawem może przestać istnieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska