Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Masz problem z dodzwonieniem się na policję?

Tomasz Rusek 95 722 57 72 [email protected]
Archiwum GL
Zaczęło się od sprawy Czytelniczki Marii, która przez półtorej godziny nie dała rady dodzwonić się na 997, podczas gdy jej syn trzymał włamywacza. Ale nie skończyło na tym zdarzeniu. Bo problem z dodzwonieniem się ma wielu ludzi.

To mogło spotkać każdego z nas: jest wieczór, siedzimy w domu, a włamywacz wchodzi do garażu i kradnie rower. Jednak pani Maria zauważyła złodzieja i zaalarmowała syna, który był nieopodal. Zapał on rzezimieszka, ale... policja nie odbierała przez półtorej godziny alarmowego telefonu 997. - To jaki to alarmowy numer? Ręce opadają - skarżyła się nam pani Maria, która dzwoniła po mundurowych od 18.27 do 19.56.
Nasi Czytelnicy szybko dorzucili swoje historie. Gośka napisała: - Widziałam, jak mężczyzna wybija okno w ciągu sklepów. Dzwoniłam przez 30 minut, linia wolna, nikt nie odebrał. Wandal odszedł w dal chwiejnym krokiem. A jakby kogoś mordowali? Też by nikt nie odebrał? A potem mówi się o znieczulicy.
Tosiek dołożył historię z nietrzeźwym kierowcą. Jechał za pijanym od Janczewa na gorzowski Manhattan, cały czas dzwoniąc na 997. - Niestety, nie dodzwoniłem się. Pijany, jak sądzę po zachowaniu, kierowca dojechał do domu - czytamy w jego wpisie na www.gazetalubuska.pl.

Dramatyczna jest historia opisana przez Czytelnika K. On wzywał pomocy nie do niszczonych aut albo zbijanych szyb, tylko do człowieka w niebezpieczeństwie. - Rok temu na ciemnym podwórku kilku żuli zaatakowało jakąś panią. Niczego nie widziałem, ale słyszałem i postanowiłem zareagować. Niestety przez półtorej godziny nie udało mi się dodzwonić na numer alarmowy. Kiedy w końcu się dodzwoniłem, odebrał jakiś strażak i powiedział, że ewentualnie (!) może mi podać numer na komendę - opisał zdarzenie.

Do redakcji zgłosił się także pan Marcin (nazwisko do wiadomości redakcji), który kilka dni temu też potrzebował pomocy. - 29 maja po 15.00 zginęła mi z samochodu służbowego saszetka. Próbowałem zadzwonić najpierw na 112 telefon - odbierał strażak, który próbował mnie połączyć z policją, i tak cztery razy - bezskutecznie. Następnie wykręcałem nr 997 i również po kilku próbach nie uzyskałem połączenia. W sumie próby połączenia trwały około 40 minut. W końcu się udało, myślałem, że podjedzie do mnie radiowóz z policjantem na miejsce zdarzenia (i wspólnie obejrzymy monitoring), ale tak dzieje się tylko w filmach. Policjant kazał mi przyjechać na komendę. Tam również opisałem swój przypadek i kazano mi czekać kolejne 30 minut na policjanta, który będzie wolny. Całość trwała ponad dwie godziny - dodaje smutno Czytelnik.

Podobne problemy z dodzwonieniem się na 997 są też w innych miastach. Zula wskazuje na swoją Zieloną Górę: - To graniczy często z cudem. Kiedyś pod blokiem grupa pijanych gówniarzy skakała po samochodach, kopała je. Przez ponad 40 minut dzwonienia na 997 i 112 nikt nie odebrał telefonu.
A Heliodor (też z Zielonej Góry) opisuje swoje próby połączenia się z numerem alarmowym sprzed kilku dni. - Ostatnio dzwoniłem w nocy na 997, gdyż na Al. Wojska Polskiego biegała wataha dzików: po ulicy i chodniku. Na połączenie czekałem bez przesady ok. 15 minut. Po połączeniu dyżurny oświecił mnie zdaniem, cytuję: niedaleko jest las to i dziki latają.

Dyżurni mają ręce pełne roboty

Przypomnijmy: po tym, jak opisaliśmy historię pani Marii, policja obiecała, że uruchomi w Gorzowie trzecią linię do połączeń alarmowych. Dziś są dwie. Miesięcznie połączenia na nie idą w tysiące. - Przykładowo w kwietniu tego roku było to 7.047 połączeń na nr 997 i 1.264 połączeń na nr 112 - wylicza rzecznik lubuskich policjantów Sławomir Konieczny. Podkreśla, że dyżurni mają ręce pełne roboty. Do obowiązków oficera dyżurnego należy m.in. przyjmowanie telefonów jak również prowadzenie stałej korespondencji z patrolami i utrzymywanie łączności z podległymi komisariatami. Czasami też - w ramach służby - prowadzą długie rozmowy: zdarza się, że odwodzą ludzi od samobójstw albo lokalizują osoby dzwoniące i zachowujące się w niepokojący sposób!

Tylko co ma zrobić Kowalski, który akurat wtedy dzwoni i nie może doczekać się połączenia? Po pierwsze: nie rozłączać się. Wtedy jego telefon ,,spada" na koniec kolejki oczekujących. Nie wolno rzucać słuchawką nawet gdy słyszymy sygnał ,,wolny". Ktoś w końcu go odbierze.
Po drugie: mamy prawo się poskarżyć kierownictwu danej jednostki, ponieważ centrale telefoniczne rejestrują liczbę połączeń z danego numeru i jesteśmy w stanie udowodnić nasze próby połączeń.
I po trzecie: co robić, gdy jesteśmy świadkami nagłej, niebezpiecznej sytuacji? Zgodnie z prawem możemy sami ująć przestępcę: każdy obywatel ma prawo ująć osobę, która popełniła przestępstwo na tzw. gorącym uczynku, czyli bezpośrednio po popełnieniu przez nią przestępstwa lub po podjętym pościgu.

Dokładnie tak zrobił syn pani Marii. Tylko że trzymał złodzieja za fraki półtorej godziny i nie wiadomo było, ile będzie musiał czekać na policję. To dlatego puścił włamywacza wolno, odbierając mu łup.
S. Konieczny powiedział nam w środę, że trwa postępowanie w tej sprawie. Złodziej ma zostać namierzony. Najpierw jednak policja porozmawia z panią Marią i jej synem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska