MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Michał zaplątał się na śmierć

Zbigniew Borek
W szkole nikt nie wierzy, że Michał mógłby popełnić samobójstwo
W szkole nikt nie wierzy, że Michał mógłby popełnić samobójstwo fot. Paweł Janczaruk
- Ciągle mam go przed oczami z burzą włosów i niebieskimi oczami. Zawsze uśmiechnięty - mówi wychowawczyni. Michała powieszonego w szopie odnalazł ojciec.

Czy 12-latek mógł popełnić samobójstwo? - to pytanie zadawali sobie wczoraj w Kamieniu Wielkim wszyscy. To, że wisiał, nie znaczy, że targnął się na własne życie.

- W szkole nikt nie wierzy, że Michał mógłby popełnić samobójstwo - mówi wuefista Roman Miciak. Czy ktoś Michała mógł zabić? - Nie, raczej nie - mówią mieszkańcy. Kto i dlaczego miałby zabić 12-latka? Zostaje wypadek. Ale jak, do diabła!, można się przypadkowo powiesić?

Ojcu kula wypada z ręki

Kamień Wielki jest popegeerowski, nędza wyziera z co drugiego podwórka. Ludzie nie mają stałej roboty (rodzice Michała też), żyją z opieki społecznej (rodzice Michała też), popijają (rodzice Michała mają to już za sobą). - Wyszli na prostą, ale rodzina ma jeszcze kuratora - słyszy reporter.

Było środowe popołudnie. Pani Bożena, mama Michała, pomagała w szkole, bo ma tam prace interwencyjne. Jej syn skończył lekcje piętnaście po pierwszej. Wpadł do dyrektorki po kartki na sprawdzian szóstoklasistów. Uśmiechnięty od ucha do ucha, jak zwykle. Potem poleciał do domu, bo o wpół do trzeciej miał być z powrotem, w świetlicy socjoterapeutycznej. Przyszła tylko Sylwia, siostra Michała. Nikt nie zwrócił na to uwagi, bo ona czwartoklasistka, on z szóstej, wcale nie muszą chodzić razem. Chłopaka znalazł ojciec.

Najechało się policji, prokuratury, ale wszyscy nabrali wody w usta. Rzecznicy mówili wczoraj, że nic jeszcze nie wiedzą. - Nieszczęśliwy wypadek - mówi rankiem na ganku pan Robert, ojciec Michała, i jedna z dwóch kul, wypada mu z ręki. Reporter podnosi, o coś chce zapytać, ale pani Bożena (przez noc oczu mało nie wypłakała) rzuca ostro, że nie teraz.

Pani go wyczytała na apelu

Ktoś, kto rozmawiał z ojcem, mówi, że chłopak nie miał na szyi pętli. - W graciarni lubił majsterkować, króliki też trzymał. Gdzieś musiał się wdrapywać, spadł i chyba się zaplątał, bo był owinięty sznurkiem - opowiada ten ktoś. - Szok, szok, szok - słychać w sklepie, na ulicy, w szkole.

Dyrektorka Mariola Kowalewska zarządziła we wszystkich klasach lekcje wychowawcze, żeby powiedzieć dzieciom. - To tragedia dla całej rodziny, całej szkoły i całej wsi - mówi. Szkółka jest mała, ledwie setka dzieciaków, siedmiu nauczycieli. - Zna się każdego ucznia, każdego rodzica. Gdyby coś było widać, że z Michałem nie tak, ale nic, kompletnie nic! - nauczyciele wykluczają samobójstwo.

Michał orłem w nauce nie był. Chodził na zajęcia wyrównawcze, jednak nie on jeden. W święto niepodległości wystąpił na akademii, w andrzejki wróżył innym. W ten poniedziałek pani go wyczytała na apelu, bo jak byli z pierwszakami na basenie, Michał sam z siebie wziął dwóch i się nimi zajmował. - Bardzo żywy chłopak, pięć minut nie usiedział na miejscu - mówi Roman Miciak, wuefista.

Na wychowawczej ,,w tym dniu'' dzieciaki ćwiczyły empatię: jak wczuć się w czyjś problem, jak opowiedzieć o własnym, jak pomóc komuś i sobie. - Nic nie wskazywało, że z Michałem dzieje się coś niedobrego. Jestem przekonana, że to był wypadek - mówi wychowawczyni Celina Rosiak. Uczy... nie, uczyła Michała polskiego i historii. Gdy się dowiedziała w środę wieczorem, całą noc nie spała. Wczoraj była w czerni.

Przeżyli szok

Placówka uczestniczy w akcji naszej gazety ,,Szkoła bez przemocy''. Dla rodziców miała niedawno prelekcję o roli rodziny w wychowaniu dzieci. Uczniowie mieli zajęcia z psychologiem o tym, jak sobie radzić ze stresem. Na styczeń zaplanowane są kolejne.

- Uczniowie mają tam ze strony nauczycieli duże wsparcie emocjonalne, nie są pozostawieni samym sobie - mówi Joanna Wichlińska - Pakirska, psychoterapeuta z Kostrzyna.
Wczoraj była w Kamieniu. Rozmawiała z uczniami, z rodziną. - Przeżyli szok - mówi (więcej nie może, bo tajemnica zawodowa). To samo reporter słyszy od pań z opieki społecznej. - Rodzina jest objęta pomocą - mówi Aleksandra Kobylańska, szefowa Ośrodka Pomocy Społecznej w Witnicy. - Teraz musimy zająć się pogrzebem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska