Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miękkie nogi "mistrzów"

Andrzej Flügel
Tradycji stało się zadość. Polski zespół nie zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Czy nad nami wisi jakieś fatum? Czemu inni mogą, a my nie? Na to pytanie nikt od dawna nie umie racjonalnie odpowiedzieć.

Złośliwi twierdzą, że absencja w tych elitarnych rozgrywkach jest odzwierciedleniem słabości naszego futbolu. Ale przecież w ostatnich latach cieszyli się z Ligi Mistrzów Cypryjczycy, Węgrzy, Białorusini, Słowacy, Norwegowie, a nawet Finowie, czyli nacje wcale nie lepsze piłkarsko od nas. Inni wspominają o trudnej ścieżce awansu i wpadaniu na Real Madryt czy FC Barcelona mocnej swego czasu krakowskiej Wisły. Ale od kilku lat polska ma łatwiejszą drogę i aż do samej czwartej rundy natrafia na ekipy solidne, ale do pokonania.

Dyżurnym tłumaczeniem jest pech. Tutaj sztandarowym przykładem jest dwumecz Wisły z Panathinaikosem Ateny z 2005 roku. Po wygranej "Białej Gwiazdy" 3:1, rywale prowadzili w Atenach 2:1, ale angielski sędzia Michael Riley nie dość, że nie uznał prawidłowo strzelonej bramki dla Polaków, to jeszcze pokazał nam czerwoną kartkę. Rywal wyrównał straty z Krakowa, a w dogrywce zdobył decydującego gola.

Innym przykładem jest kolejny pech Wisły, tym razem na Cyprze w meczu z Apoelem, kiedy do dowiezienia wyniku dającego awans zabrakło ośmiu minut. Szkoda tylko, że ci usprawiedliwiający nasze zespoły nie wspominają o kilku zawstydzających wynikach z zespołami, z którymi powinniśmy spokojnie wygrać.

Może więc klątwa? Chyba jednak nie. Jak się wydaje, nawet biorąc pod uwagę wszystkie słabości naszego futbolu, kolejni mistrzowie kraju nie zmontowali ekipy mogącej awansować do Ligi Mistrzów. Owszem, wszyscy podkreślają jak bardzo chcieliby zagrać w LM, jak pięknie miliony euro wspomogłyby budżet, rozważają, że wprawdzie rywale są mocni, ale przecież nie jesteśmy bez szans itd. Rzeczywistość pokazuje jednak, że poza małymi wyjątkami, nasz przeciwnik jest lepszy, ma bardziej wybieganych i zaawansowanych technicznie zawodników, rozgrywa dwumecz lepiej taktycznie itd., itp.

Przykład Legii Warszawa z tego sezonu unaocznia to w całej pełni. Od momentu zdobycia tytułu słychać było ze stolicy o marzeniach dołączenia do elity. Skoro tak to, czemu zespół praktycznie nie został wzmocniony kimś, kto choćby w meczach z takim rywalem jak Steaua Bukareszt miałby robić różnicę? Czemu pomylono się w transferach Dossy Juniora, a szczególnie Helio Pinto, który nie łapie się w składzie nawet na mecz ligowy? Czy atak można opierać tylko na 35-letnim Marku Saganowskim?
Legia powtórzyła błąd poprzednich mistrzów i hasło ,,Może się jakoś uda awansować" było obowiązujące. Nie uda się. Bez inwestycji, bez wzmocnień z prawdziwego zdarzenia nic z tego nie będzie. A kwestia mentalności? Nasze drużyny, poza wyjątkami, kiedy natrafiają na jakieś niespodziewane zdarzenie, rozsypują się jak domek z kart. Stąd mamy tak długą listę zespołów z Kazachstanu, Litwy czy Łotwy, które potrafiły nas wyeliminować, bo udało im się jakimś niespodziewanym, przypadkowym golem rozwalić cały misternie przygotowany scenariusz.

Tu znów Legia jest krzyczącym przykładem. Nawet, jeśli zakładamy, że Steaua była lepszym zespołem, to przecież w momencie pierwszego gwizdka sędziego na Łazienkowskiej przewaga psychologiczna powinna należeć do nas. Byliśmy po bramkowym remisie w Bukareszcie, graliśmy u siebie, mieliśmy za sobą cały stadion. Wystarczyło się tylko maksymalnie skoncentrować. Tymczasem błąd gonił błąd, piłkarze mieli nogi z waty, a dwa gole, które strzelili nam Rumuni, były bardziej prezentem niż wyrazem ich kunsztu. Tak więc pojedynki Legii ze Steauą jak w soczewce pokazały naszą niemoc i brak zdecydowania, jeśli chodzi o budowę ekipy mogącej powalczyć o miejsce w elicie.

Pozostaje nam ciągłe wspominanie lat 1995-97, kiedy Legia i Widzew Łódź zrobiły wyjątek w tej regule (zmontowały mocne na owe czasy zespoły, a w najważniejszych meczach potrafiły zadać decydujące ciosy rywalom). Ile jednak czasu można żyć wspomnieniami? Przykład naszej kadry narodowej i jej remisu na Wembley z 1973 roku pokazuje, że bardzo długo. Niestety...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska