MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Milion w zasięgu rozumu

DARIA ŚLIWIŃSKA
Bernard Nowaczyk z Krosna Odrzańskiego brał udział w Milionerach. Dwie sekundy dzieliły go od tego, by zasiadł naprzeciw Huberta Urbańskiego. Do udziału w zabawie zachęca w telewizji prowadzący program Hubert Urbański. Trzeba zadzwonić i odpowiedzieć na proste pytanie (cztery możliwe warianty odpowiedzi są tak dobrane, że wskazanie tej prawidłowej nie stanowi problemu). - Pewnej wiedzy wymaga dopiero odpowiedź na pytanie, jakie zadają przez telefon grupie stu osób wylosowanych przez komputer - mówi B. Nowaczyk. - Dzwoniłem na audio-tele chyba ze dwadzieścia razy. Znalazłem się w setce wybrańców dwukrotnie. Pod koniec 1999 r. zadzwonili i zapytali, w którym roku i w jakim miesiącu odbyła się światowa prapremiera Przeminęło z wiatrem - rok znałem, miesiąc mnie zdyskwalifikował. Na początku tego roku zadzwonił telefon, poproszono mnie o umiejscowienie w czasie Lutra z jego tezami. Nie było problemu. B. Nowaczyk z wykształcenia i zamiłowania jest historykiem. W jego domu honorowe miejsce na półkach zajmują książki historyczne, szczególnie upodobał sobie okres napoleoński i II wojnę światową. - Pytań z historii się nie bałem, ale gdyby poproszono mnie o podanie nazwiska lidera jakiegoś młodzieżowego zespołu, to... albo pomoc publiczności, albo koniec zabawy - przyznaje.

Wybrani w poczekalni
Po takich pytaniach z setki potencjalnych uczestników pozostaje dziesiątka. Zostają zaproszeni na nagranie do Warszawy. Tam zmierzą się przed kamerami w konkurencji kto pierwszy, ten lepszy.
- Pojechałem z kolegą w czwartek, nagranie miało być w piątek. Żona została w domu i miała siedzieć cały dzień przy telefonie do przyjaciela. Jeszcze przed grą każdy podaje od trzech do siedmiu osób, do których można dzwonić w razie kłopotów z pytaniem.
B. Nowaczyk podkreśla, że wszystko w Milionerach jest świetnie zorganizowane. Uczestnik za nic nie płaci. Darmowy jest pobyt w hotelu, śniadanie, obiad - także dla osoby towarzyszącej, zwracają za podróż, jest pod dostatkiem ciasteczek i soków.
- Musiałem zapoznać się ze szczegółowym regulaminem. Zasady są czasami śmieszne, kiedy oglądałem program w telewizji nawet do głowy mi nie przyszło, jak to wszystko jest poukładane i przewidziane.
Trzeba zabrać ze sobą ubranie na zmianę - to na wypadek, gdy skończy się czas i Hubert Urbański mówi musimy odłożyć zabawę do jutra. Nagranie trwa oczywiście dalej, ale inny ubiór świadczy o tym, że to już kolejny dzień zmagań.
Uczestnicy przechodzą przeszkolenie, choć i tak program nie jest kręcony na żywo. B. Nowaczyk obejrzał siebie w telewizji dwa tygodnie później.
Publiczność to niemal etatowcy, w większości emeryci i studenci, którzy dostają parę groszy za dniówkę nagrania. Żeby bystre oko widza nie dojrzało w kilku różnych programach tych samych osób w tym samym miejscu, publiczność proszona jest co chwilę o małe przetasowanie.
Czek, który dostaje zwycięzca, jest symboliczny. Prawdziwy można dostać w ciągu dziesięciu dni od nagrania. - Nawet gdyby ktoś wygrał ten milion, to i tak nie dostanie go w całości - mówi B. Nowaczyk. - Nagroda jest przecież opodatkowana.
Zaczynamy grę
Wszyscy w gmachu na Woronicza wiedzą, kiedy nagrywani są Milionerzy - wtedy popielniczki na korytarzach są przepełnione niedopałkami. To ślad po zdenerwowanych uczestnikach teleturnieju.
Rywale spoglądają na siebie z ukosa, marszcząc przypudrowane przed nagraniem czoła. Każdy ma szansę zostać milionerem. I każdy chce tę szansę wykorzystać.
Napięcie potrafi rozładować Hubert Urbański. - Jest sympatyczny, cały czas na luzie, żartuje, opowiada anegdoty, wygłupia się - mówi B. Nowaczyk. - W rzeczywistości wygląda nieco starzej niż na szklanym ekranie. Reszta ekipy jest bardzo młoda, żartami skracają sobie czas nagrania, które potrafi porządnie się przedłużyć. Jeden pan mocno dał się wszystkim we znaki. Nad pytaniem za 32 tys. zastanawiał się ponad godzinę. Hubert chodził na uszach, kamerzyści wyszukiwali wśród publiczności co ładniejsze dziewczyny. To było nie do zniesienia. A facet w końcu zdecydował, że rezygnuje.
To, czy ktoś dostanie się na fotel zwycięzcy, zależy nie tylko od wiedzy. Uszeregowanie odpowiedzi w prawidłowej kolejności polega na wciśnięciu czterech guzików. - Trzeba je mocno wdusić, a nie wcisnąć, bo komputer może nie zaskoczyć. Obok na wyświetlaczu pokazuje się, jaką literkę uruchomił przycisk. Człowiek z wadą wzroku, jak ja, ledwo może to zobaczyć.
Na wciśnięcie kombinacji jest 20 sekund. Gdyby zdarzyło się, że nikt z dziesiątki nie odpowiedział prawidłowo, wszystko rusza od nowa, tym razem z drugim, zapasowym pytaniem.
Dlaczego nie ja
Wygrać może tylko jeden. - Jest ukłucie zazdrości, żal - wspomina B. Nowaczyk. - Szczególnie jeśli człowiek był tak blisko celu. Ale trzeba oddać honor lepszemu, szybszemu. Boli trochę później, kiedy gracz nie zna odpowiedzi na pytanie, a ja tak. Z drugiej strony zdarzały się pytania, na których niewątpliwie poległbym.
B. Nowaczyk miło wspomina tę przygodę. - Świetna zabawa. Nie mam sobie niczego do zarzucenia. Odpowiedziałem prawidłowo, plamy nie dałem. Łatwo komentować Milionerów z domowej kanapy, popisywać się swoją wiedzą. Niech taki mądraliński spróbuje tu przyjechać, zaznać tych emocji na żywo, wtedy może z czystym sumieniem krytykować czyjeś niezdecydowanie i potknięcia.
Niedoszły milioner przymierza się do startu w innych konkursach, bo w tym po raz drugi wystąpić już nie może.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska