Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłość wygrała z wojną

Dariusz Brożek 095 742 16 83 [email protected]
Podczas kampanii wrześniowej pan Franciszek był plutonowym i służył w szwadronie ciężkich karabinów maszynowych. Chrzest bojowy przeszedł pod Strykowem, gdzie jego pułk zadał ciężkie straty nacierającym Niemcom. Wtedy nawet nie przypuszczał, że pokocha i ożeni się z Niemką.
Podczas kampanii wrześniowej pan Franciszek był plutonowym i służył w szwadronie ciężkich karabinów maszynowych. Chrzest bojowy przeszedł pod Strykowem, gdzie jego pułk zadał ciężkie straty nacierającym Niemcom. Wtedy nawet nie przypuszczał, że pokocha i ożeni się z Niemką. fot. Dariusz Brożek
We wrześniu 1939 r. Franciszek Szczepański walczył z Niemcami pod Strykowem. Potem trafił do Bierkenhorst, czyli do obecnego Świdwowca pod Trzcielem. Zakochał się w Niemce, choć w latach wojennej pożogi była to miłość zakazana.

O wojennym romansie niemieckiej dziedziczki Elle Sperling i polskiego robotnika Franciszka Szczepańskiego dowiedzieliśmy się od ich syna Henryka, który od 11 lat sołtysuje w niewielkim Świdwowcu pod Trzcielem.

- Wojna nie była dobrym czasem na miłość między Niemką i Polakiem. Gdyby ich romans się wydał, ojca by powiesili, a matka trafiłaby do obozu koncentracyjnego - mówi H. Szczepański.

Elle Sperling zmarła w 1989 r. Dla sołtysa Świdwowca to po prostu Elżbieta Szczepańska. Jego matka. Jaka była? - Drobna szatynka. Cicha, bardzo spokojna i cierpliwa. Po prostu anioł - wspomina jego ojciec Franciszek, który niebawem skończy 94 lata.

Poznali się w 1943 r. Elle była córką Lübitzów - właścicieli majątku Bierkenhorst, czyli obecnego Świdwowca. Właśnie została wdową. Jej mąż zginął gdzieś na froncie wschodnim. Miała z nim syna Zygfryda, z którym mieszkała u jej rodziców. Franciszek pochodził z Żurawiczek koło Przeworska. Do gospodarstwa Lübitzów trafił jako przymusowy robotnik. Oporządzał krowy, pracował w polu. I zakochał się w dziedziczce. A ona w nim. Ich miłość wybuchła wiosną 1944 r, kiedy wzdłuż Obry rozkwitały bzy. Ukrywali ją w cieniu rozłożystych drzew, potem w stogach siana.

- Jakoś przed nowym rokiem stary Lübitz się zorientował, że mamy się ku sobie. Ela była wtedy w drugim miesiącu ciąży. Wyzwał ją przy mnie od polskich ladacznic. Nie zdzierżyłem. Powiedziałem, żeby siedział cicho, bo ze wschodu nadchodzi Iwan i czas niemieckich rządów się kończy. I ucichł - opowiada.

Ostatni dzień Bierkenhorst

Podczas kampanii wrześniowej pan Franciszek był plutonowym i służył w szwadronie ciężkich karabinów maszynowych. Chrzest bojowy przeszedł pod Strykowem, gdzie jego pułk zadał ciężkie straty nacierającym Niemcom. Wtedy nawet nie przypuszczał, że pokocha i ożeni się z Niemką.
(fot. fot. Dariusz Brożek)

W drugiej połowie stycznia 1945 r. zza Obry słychać już było huk radzieckich dział. Żołnierze Wehrmachtu obsadzili dawną granice polsko-niemiecką od Trzciela po Pszczew i buńczucznie zapewnili, że żaden Iwan na niemiecką ziemię nie wejdzie.

Przy drodze ustawili pięć dział, które miały powstrzymać pancerne zagony Rosjan. Tymczasem Bierkenhorst zalała fala uciekinierów z okolic Poznania. Ze strachem oglądali się za siebie i opowiadali o bestialstwie czerwonoarmistów. 28 stycznia wieś była już pusta. Wszyscy mieszkańcy wyjechali do punktów ewakuacyjnych. Franciszek pracował wtedy u niemieckich gospodarzy w oddalonym o kilka kilometrów Dürrlettel. Obecnie to Lutol Suchy.

- Ela przyjechała do mnie na rowerze. Powiedziała, że wyjeżdżają do Hochwalde, czyli do Wysokiej pod Międzyrzeczem, skąd mieli się ewakuować pociągiem do Frankfurtu. A ja jej na to, że ma zostać w Wysokiej i na mnie czekać - opowiada.

Wczesnym rankiem 29 stycznia przez wieś przejechały czołgi z czerwonymi gwiazdami na wieżyczkach. Szczepański wsiadł na rower i ruszył na zachód za rosyjskimi tankami. W Wysokiej czekała na niego Elle razem z synem. Do Świdwowca wrócili z fasonem. Bryczką, którą porzucili w Wysokiej niemieccy uciekinierzy.

- Kilka razy mijaliśmy Rosjan. Krzywdy nam nie zrobili. Doskonale znałem rosyjski i mówiłem, że jesteśmy Polakami i wracamy z robót - wspomina pan Franciszek.

Na przekór Hitlerowi i Stalinowi

Narzeczeni wrócili do gospodarstwa Elle. Wróciła także część Niemców. Na swą zgubę. We wsi działy się dantejskie sceny. Pijani w sztok rosyjscy żołnierze tabunami gwałcili kobiety nie patrząc na ich wiek czy urodę. Nierzadko przy ojcach, mężach i braciach klęczących pod lufami karabinów.

Kilka niemieckich rodzin z okolicznych wsi popełniło zbiorowe samobójstwo, reszta wyjechała potem na zachód. Elle została. Była już żoną Franciszka. To był pierwszy ślub w powojennej historii wsi. Hucznego wesela i tańców jednak nie było. Tylko trochę samogonu i zdobycznych konserw. Ślub był zresztą cywilny, bo panna młoda była wtedy jeszcze ewangeliczką.

- Latem wieś zasiedlili repatrianci z okolic Stanisławowa, Wiśniowczyka i Podhajec. Pomagałem im zajmować gospodarstwa i załatwiałem rozmaite formalności urzędowe. I tak Bierkenhorst zamienił się w Świdwowiec - wspomina pierwszy powojenny sołtys.

W lipcu 1945 r. młodej parze urodziła się córka, która kilka miesięcy później zmarła.
- Wbrew Hitlerowi i Stalinowi, ta opowieść ma jednak szczęśliwy finał. Miłość moich rodziców była silniejsza od wojennej pożogi - mówi ich syn Henryk, który urodził się półtora roku po wojnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska