- Nasza córka zatruła się czadem, a spółdzielnia nic nie robi w tej sprawie już od miesiąca. Żyjemy jak na bombie, boimy się o swoje zdrowie i życie - żalą nam się Aneta i Robert Janiak. Wczoraj mieszkańcy bloku przy ul. Małopolskiej przyszli do redakcji z prośbą o pomoc. Kilka dni temu w tej samej klatce znowu doszło do zatrucia tlenkiem węgla...
Pojechaliśmy do feralnego bloku. Pod koniec listopada podczas kąpieli czadem zatruła się tu 16-letnia córka państwa Janiaków. Uratowana przez rodziców trafiła do szpitala z obrzękiem mózgu. Sprawę zgłoszono spółdzielni mieszkaniowej Budowlani. Na miejscu pojawił się kominiarz, który stwierdził, że komin jest sprawny.
Minął miesiąc i w świąteczny wieczór 25 grudnia w tej samej klatce, tylko dwa piętra niżej, doszło do kolejnego zatrucia. 18-letni syn Anny i Jacka Wojciechowskich zemdlał podczas kąpieli. Rodzice w porę zorientowali się, że z synem jest coś nie tak. Trafił do szpitala i spędził tam święta. Spółdzielnia przysłała kominiarza. - Nie sporządził żadnego protokołu, nie wiedzieliśmy, co właściwie sprawdzał - mówi Aneta Janiak. Kominiarz doradził im, żeby rozszczelnili okna i drzwi, to poprawi cyrkulację powietrza. Jego zdaniem kominy są sprawne, a problem to zbyt szczelne mieszkania. Zanieczyszczone powietrze zamiast być wysysane na zewnątrz przez przewody wentylacyjne, jest wtłaczane do pomieszczeń.
- Mieszkamy w tym bloku już 13 lat, nigdy nie było takich problemów, nikt nigdy się nie zatruł - przyznaje Anna Wojciechowska. - To się zaczęło po tegorocznych pracach na dachu - zwraca uwagę Robert Janiak.
Zdaniem mieszkańców spółdzielnia najpierw wydłużyła komin, a kiedy to nie pomogło, ponownie go skróciła. Są wściekli, bo przez miesiąc nikt tak naprawdę nie zainteresował się faktem, że żyją na tykającej bombie. Wojciechowscy odłączyli termę gazową i już od sześciu dni nie mają ciepłej wody. Janiakowie zamontowali w łazience czujnik tlenku węgla. - Włącza się bardzo często, nawet przy otwartym oknie - mówią. Teraz chodzą się kąpać przy uchylonych drzwiach i przez cały czas kąpieli ze sobą rozmawiają.
Zadzwoniliśmy wczoraj do spółdzielni mieszkaniowej Budowlani z interwencją. - Faktycznie, w bloku przy Małopolskiej doszło do dwóch groźnych zatruć. Wysłaliśmy na miejsce kominiarza. W środę instalacji przyjrzy się kominiarz wyposażony w specjalną kamerę. Sprawdzi ona, czy na pewno wszystkie przewody wentylacyjne są drożne - obiecuje Piotr Dziadak ze spółdzielni. Zapewnia, że lokatorzy nie zostaną zostawieni sami sobie i że problem zostanie rozwiązany. Jego zdaniem przyczyną mogą być warunki atmosferyczne, przez które powietrze nie cyrkuluje w przewodach wentylacyjnych, jak powinno.
Sprawą zainteresowaliśmy też powiatowy sanepid. - Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca. Zachęcam mieszkańców, żeby zgłosili się do nas, wówczas będziemy mogli wspólnie z przedstawicielem spółdzielni sprawdzić, czy w mieszkaniach istnieje ryzyko zatrucia tlenkiem węgla - mówi inspektor Dorota Konaszczuk.
Gorzowskie zatrucia nie są pierwszymi tej zimy. Informujemy o nich co kilka dni. Tak było w czwartek 23 grudnia w tekście "To matka uratowała Jacka, gdy zemdlał od czadu". Odwiedziliśmy wówczas Drezdenko, gdzie przez zatkany przewód kominowy mogło dojść do tragedii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?