Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Były czasy...

Andrzej Flűgel 68 324 88 06 [email protected]
Andrzej Flűgel
Andrzej Flűgel Archiwum GL
Zaczyna się ligowy finisz w piłce i koszykówce. Zapowiadają się spore emocje. Zupełnie nie wiem czemu pierwsza i druga liga kończy rozgrywki już 8 czerwca. Jeśli chodzi o ekstraklasę to jestem w stanie zrozumieć.

Kiedy tworzono kalendarz rozgrywek nasza reprezentacja miała jeszcze szansę wyjazdu na mistrzostwa świata w Brazylii, które zaczynają się 12 czerwca. Ale pierwsza i druga liga? Czyżby zakładano, że może dojść do sytuacji, że w ewentualnym składzie na Rio może znaleźć się jakiś drugoligowiec? Nie sądzę. Skoro tak to czemu? Po co były trudne dla klubów środowe terminy? Czy nie można było pograć jeszcze dwa tygodnie, w czerwcu, kiedy fajna pogoda i aż chce się iść na stadion? Kiedy mistrzostwa były w Niemczech i mecze toczono popołudniu wszystko było jasne. Szybciej skończono sezon we wszystkich ligach bojąc się, że kibice wybiorą pojedynki Argentyny i Brazylii od drugoligowej sieczki. Ale mecze w Brazylii będą głęboką nocą. Czegoś tu nie rozumiem. Na szczęście w okręgu działacze podeszli do tematu rozsądnie i niższe ligi kończą w okolicy 20 czerwca, czyli tak jak zawsze. I bardzo dobrze.

Nie ukrywam, że zostałem zaskoczony słabą frekwencją na turnieju Grand Prix w Bydgoszczy. Do niedawna, podczas tych zawodów, nasze stadiony były zapełnione niemal do ostatniego miejsca. Cztery tysiące widzów to czarna rozpacz. Pojawiła się dyskusja czy to wynik kryzysu w speedwayu, wypadek przy pracy, czy też zmęczenie formułą Grand Prix. Pewnie wszystkiego po trochu. To że zamiast turniejów jednodniowych, pojawiły się cykle było znakiem czasu. Mam jednak sentyment do tamtych. Oglądałem kilka finałów jednodniowych w tym ostatni w 1994 roku w Vojens. Zapewniam, że emocje były znacznie większe niż potem. Przecież teraz wielkie znaczenie ma dodawanie punktów, kunktatorstwo, pojawiają się dzikie karty dawane tym dzięki, którym można zapewnić sobie frekwencję na trybunach, a mistrzem świata może zostać zawodnik, który nie wygrał żadnego turnieju (był już taki przypadek). Tam gdzie pojawia się wielka kasa, gdzie mistrzostwa organizuje nie związek (co nie oznacza, że związek nie potrafi robić kasy, wystarczy spojrzeć na FIFA) zawsze pojawiają się wątpliwości. I one są coraz większe.

Niedawno zakończył karierę Gary Havelock. Miałem przyjemność oglądać jak we Wrocławiu, w 1992 roku, niespodziewane zdobywał tytuł mistrza świata. Bardzo mi się podobał i to nie tylko na torze. Luzik, swoboda, długie włosy z zaplecionymi koralikami. Coś jakby w zastanym i przewidywalnym światku żużlowym, gość z nieco innego świata. I bardzo dobrze. Wówczas, na 40 minut przed startem nad stadionem przeszła ogromna ulewa. Wszystkie VIP-y i redaktorzy salwowali się ucieczką z sektora. Wychodząc z założenia, że sport wymaga ofiar na miejscu została trzyosobowa ekipa ,,Gazety Lubuskiej". Prowadzący wówczas spikerkę Krzysztof Hołyński (pozdrowienia!!!) głośno zachwalał naszą ekipę, zachęcając innych do powrotu. Bezskutecznie. Wrócili dopiero kiedy przestało padać. Stacja Screensport, poprzedniczka Eurosportu dawała bezpośrednią transmisję. Chcąc czymś wypełnić oczekiwanie pokazywała jak nasza koleżanka, Ala Skowrońska, na boso z podwiniętymi nogawkami, niczym czapla, brodzi sobie po torze koło startu. Komentator, zaskoczony tym co widzi nazwał ją ,,dzielną kobietą". Były czasy...

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska