Hala Cadillac, która na zewnątrz wygląda dość nieszczególnie, w środku zaskakiwała. Parkiet jest kilkanaście metrów pod ziemią, widownia na 20 tysięcy ludzi zaczynała się na poziomie podłogi hallu. Coś niebywałego. To co tam wówczas zobaczyliśmy było wspaniałe. Przypomniał mi o tym kolega redaktor, który siłą rzeczy (trudno inaczej skoro jest się z Kielc) jest bardzo blisko piłki ręcznej i za jej sprawą był w wielu obiektach i to nie tylko w Europie. I proszę, w tej samej hali Polacy po długiej 52-letniej przerwie pokonali wyżej w rankingach notowanych Wenezuelczyków. Potem przyszło mimo knowania sędziów zwycięstwo z Chinami, a potem z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Coś pięknego!
Ucieszyłem się, że Walter Hodge pojawił się w Zielonej Górze. Szkoda, że tylko by potrenować z młodzieżą. Chętnie bym go zobaczył w składzie Stelmetu. Portorykańczyk z pewnością wpisał się w historię zielonogórskiej koszykówki. Jednak dla mnie legendą naszego basketu pozostaje Mariusz Kaczmarek. To, że koszulka z jego numerem 5 nadal nie wisi w hali CRS uważam za bardzo dziwne. Pisałem o tym przed kilkoma laty. Kompletnie bez odzewu. Jasne, najważniejsze jest to co tu i teraz. Jednak klub, który nie pamięta o swojej historii, jest na nią kompletnie obojętny, uważa, że zaczęła się od momentu, kiedy przejęli go obecnie rządzący nie zbuduje właściwej i trwałej więzi z fanami. Czy wyobrażacie sobie, że w Legii zapomną o Kazimierzu Deynie, w Górniku o Włodzimierzu Lubańskim, a w Ruchu o Gerardzie Cieśliku? To jest nieprawdopodobne i nie do uwierzenia. A przecież w takiej galerii sław powinien znaleźć się nie tylko Mariusz Kaczmarek. Także Czesław Bortnowski, Piotr Galant i jeszcze kilku znakomitych niegdyś zawodników, którzy przecież budowali podwaliny pod to, co jest teraz. Może jednak ktoś w końcu o tym pomyśli? Ciągle, mimo wszystko, nie tracę nadziei.
Przed tygodniem pisałem o tym, że niektórzy komentatorzy cieszyli się z remisu Legii u siebie z Glasgow Rangers. Po porażce 0:1 i braku awansu do fazy grupowej, która powinna być niemal obowiązkiem takiego klubu jak Legia, niektórzy cieszą się, że tak długo w eliminacjach nie traciliśmy bramki i jak zwykle mówią o pechu, bo gospodarze strzelili decydującego gola w doliczonym czasie. Ręce znów mi opadły... Graliśmy w poprzek i do tyłu licząc, że dotrwamy do karnych i tam się uśmiechnie szczęście. Najlepszy napastnik, Carlitos, gość który potrafi niekonwencjonalnym zagraniem, mocnym strzałem zmienić losy meczu, siedział przez 90 minut na ławie! Dla mnie to kompletnie niezrozumiałe i nie do przyjęcia. A zresztą piłkarze mogą mieć pretensje do swoich kibiców. Gdyby nie zadymili stadionu i sędzia nie doliczył bodaj sześciu minut, może doszłoby do upragnionej dogrywki...
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?