Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Połowa szklanki

Andrzej Flügel 68 324 88 06 [email protected]
Andrzej Flügel
Andrzej Flügel Archiwum GL
Znajomy prezes wiejskiego klubu opowiedział mi taką oto historię.

Jego zespół walczący, jak to mówią, w "Serie B", 30 września miał grać mecz. Rywale posiadali książeczki zdrowia podbite 30 marca, z ważnością na pół roku i datą następnego badania 30 września. Sędzia uznał, że ważność ich książeczek skończyła się o północy z 29 na 30 września i orzekł walkowera. Postanowił jednak upewnić się telefonicznie. Szefowie lubuskiego związku kazali grać. Ale w czasie negocjacji, skoro powiedziano, że jest 3:0, gospodarze ściągnęli siatki, ten i ów pociągnął już browara, więc mecz się nie odbył. Podokręg organizujący rozgrywki w "Serie B", orzekł walkowera. Klub z książeczkami, dotknięty tym orzeczeniem odwołał się. Komisja odwoławcza przy LZPN uchyliła je, twierdząc, że błąd popełnili sędziowie i nakazała rozegranie tego meczu. Prezes wiejskiego klubu zapytał mnie, co bym zrobił na jego miejscu? Ponieważ interpretacja faktu, kiedy upływa pół roku od 30 marca: do północy z 30 września na 1 października, czy też o północy z 29 na 30 września, jest jak dyskusja o szklance napełnionej do połowy wodą (czy jest do połowy pusta czy pełna?), poradziłem prezesowi grać, bo lepiej zdobyć punkty na boisku niż przy zielonym stoliku. Prezes uparł się jednak i odwołał do PZPN. Ciekaw jestem, co z tym faktem zrobi centrala? A tak swoją drogą to prezes wiejskiego klubu powinien dostać jakąś nagrodę. Jego ekipa będzie lubuskim zespołem, który nie pęka i jako pierwszy odwołuje się za czasów prezesa Bońka. Choć, mimo iż lubię gościa, chyba jednak nie ma racji...

Apeluję do kolegów z centralnej prasy i telewizji. Zostawicie w spokoju Jerzego Janowicza! Przecież wykończycie chłopaka. Widziałem już wywiady z jego mamą, tatą, pierwszym trenerem, kolegami, znajomymi. Dobrze, że ktoś nie zrobił rozmowy z jego psem i kotem. Oglądałem fotki małego Jurka na rowerku, z pierwszą rakietą, podczas zabawy szkolnej. Telewizje i stacje radiowe ogarnął jakiś amok. Witano go na lotnisku niczym gościa, który właśnie wygrał wielkoszlemowy turniej albo zdobył złoty medal olimpijski. Tymczasem był w finale halowego turnieju ATP. Absolutnie nie mam zamiaru deprecjonować jego sukcesu, cieszę się, że rodak pokonał tylu lepszych od siebie, że pnie się w rankingach. Ale jest dopiero na początku. My Polacy mamy skłonność do przesady i zadęcia. W każdej sprawie czy to chodzi o katastrofę smoleńską, dyskusję o aborcji, czy o sukces tenisisty. Janowicz zrobił fajną rzecz. Dajmy mu spokój, niech dalej pracuje. Na razie raz świetnie błysnął. Poczekajmy, co będzie dalej.

Zadzwonił do mnie stały Czytelnik Pan Andrzej z Niegosławic. Jest w sanatorium w Kołobrzegu. Ponieważ tak jak ja kibicuje Legii, opowiedział mi, jaki uknuł plan. W niedzielę porzucił zabiegi, wsiadł o 6.00 rano do pociągu i pomknął do Gdańska. Tam udał się na Baltic Arenę i obejrzał mecz Lechia - Legia, radując się ze zwycięstwa warszawian. W Kołobrzegu był o 22.00, ale - jak mówił - warto było. Prosił, żebym pozdrowił żonę, która od lat toleruje jego pasję. Pozdrawiam małżonkę pana Andrzeja i wszystkie żony rozumiejące mężów kibiców. Wiem, jak się z nami męczycie...

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska