MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mówią mi "inżynierze"

Renata Ochwat
Andrzej Kopiczyński dzięki nieśmiertelnemu "Czterdziestolatkowi” jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. Urodził się w 1934 r. w Międzyrzecu Podlaskim. Jest absolwentem łódzkiej Filmówki. W filmie zadebiutował w 1957 r., od 1970 r. jest aktorem scen warszawskich, obecnie w Teatrze Kwadrat. Jego żoną jest aktorka Monika Dzienisiewicz-Olbrychska. W Gorzowie wraz z Markiem Siudymem zagrał na Scenie Letniej w "Poczekalni”.
Andrzej Kopiczyński dzięki nieśmiertelnemu "Czterdziestolatkowi” jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. Urodził się w 1934 r. w Międzyrzecu Podlaskim. Jest absolwentem łódzkiej Filmówki. W filmie zadebiutował w 1957 r., od 1970 r. jest aktorem scen warszawskich, obecnie w Teatrze Kwadrat. Jego żoną jest aktorka Monika Dzienisiewicz-Olbrychska. W Gorzowie wraz z Markiem Siudymem zagrał na Scenie Letniej w "Poczekalni”. fot. Katarzyna Chądzyńska
Rozmowa z Andrzejem Kopiczyńskim, aktorem

- Nie żałuje pan, że zagrał kiedyś rolę inżyniera Karwowskiego w serialu "Czterdziestolatek"?
- Nie.

- Ale ta rola strasznie pana określiła.
- Ja sobie nie wyobrażałem, że ta rola aż tak wpłynie na moje życie. Zadaniem aktora jest granie wszystkiego, co jest możliwe. Próbowanie wszelkich form. Przez długi okres grałem same wielkie, poważne role. Dlatego dla mnie pewnym wyzwaniem było zagranie komedii. Nie myślałem wtedy, że stanę się Karwowskim. "Czterdziestolatek" miał świetny scenariusz. A że potem ta rola przeszkodziła mi w graniu poważniejszych rzeczy? No cóż, już wcześniej wszystko co miałem poważnego do zagrania, zagrałem.

- Czy dziś jeszcze mówią do pana "inżynierze"?
- Naturalnie, że mówią.

- Pytają o sprawy budowlane?
- Pytają.

- I co pan wówczas odpowiada?
- Mam o tyle dobrze, że jestem tak zwana "złota rączka". Robię bardzo dużo różnych rzeczy sam. Lubię i potrafię glazurę położyć, stolarkę wykonać, jakieś ładne mebelki zrobić. Umiem też pomalować samochód. Bywa też i tak, że dzwonią do mnie gazety z prośbą o komentarz, co ja na to, że będą rozbierać Dworzec Centralny. Chcę wiedzieć, po co im moje zdanie. I w odpowiedzi słyszę "No bo pan go budował". To samo się dzieje z Trasą Łazienkowską. Zresztą jak tylko mogę staram się unikać Dworca Centralnego.

- Dlaczego?
- Bo tam wtedy wszyscy mają pretensje, że schody nie chodzą, że tu jeden wielki śmietnik jest. Albo że to jakaś przechowalnia lumpów się stała. Cały czas są pretensje w stylu "co pan tutaj narobił".

- Nigdy pan w takich sytuacjach nie wchodzi w rolę inżyniera Karwowskiego tak na poważnie?
- Niedawno na Trasie Siekierkowskiej otwierano jedną z estakad. Zadzwoniła do mnie jedna gazeta, że chciałaby ze mną zrobić wywiad, ale właśnie na tej estakadzie. Nawet się początkowo zgodziłem. Potem jednak chciałem odmówić, bo ileż można powielać tę postać... Ale byli namolni i w końcu się na ten wywiad umówiłem. Cały czas otrzymuję różne propozycje budowlane. Zresztą w trakcie serialu też mi przyszło zagrać w życiu prawdziwego Karwowskiego. Akurat robiliśmy zdjęcia w olbrzymim wykopie. Stałem w gumiakach i kasku. I jak raz podjechała ogromna betoniarka. Kierowca otworzył drzwi i pyta: panie inżynierze, gdzie mam lać? Ja mu na to - lej pan tu.

- Co było po serialu?
- Miałem bardzo wiele propozycji, ale wszystkie były różnymi pochodnymi pana Karwowskiego. Jakieś budowy, kanały. No i ja się na to nie godziłem. Konsekwencje tej roli są też inne. Dostaję propozycję roli w filmie z bardzo interesującym scenariuszem. I nagle w ostatniej chwili ktoś z produkcji dzwoni i mówi, że dziękują, bo za bardzo się kojarzę właśnie z Karwowskim.

- Uciekał pan przed tym inżynierem do teatru?
- Zawsze wolałem teatr. Serial jest innym sposobem pracy - nad morzem, w górach, poznaje się nowych ludzi. Ale już w połowie kręcenia zacząłem tęsknić do teatru i nigdy go tak naprawdę nie opuściłem.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska