Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mroczne wnętrza i podziemia hotelu widmo przy S3. "To była egzekucja, zginął policjant" | ZDJĘCIA, FILM

Michał Korn
Michał Korn
Wideo
od 12 lat
Sulechów, ciemna noc. Bmw, w którym znajduje się funkcjonariusz policji zostaje dwukrotnie ostrzelane. Ginie policjant. Wygląda to jak egzekucja. "Przerażające i straszne" - komentują wówczas świadkowie tych wydarzeń. Ta historia swój początek ma w dzisiejszym "hotelu widmo", którego zdjęcia publikujemy w galerii. Sam hotel, jak się okazało po czasie, skrywał wiele, także mrocznych tajemnic. Budynek znajduje się tuż przy S3, jest widoczny z drogi, choć nie przykuwa wzroku. Ot na pozór zwykła bryła. Zajrzeliśmy do mrocznych zakamarków obiektu przy ekspresówce, byliśmy również w podziemiach. Jaki sekret skrywa?

Dopiero po czasie dowiadujemy się, że mężczyzna, który wówczas strzelał zeznawał też w sprawie Jarosława Ziętary, zaś w Lubuskiem był traktowany jako jeden z najgroźniejszych przestępców tamtego okresu.

Spis treści

Hotel widmo przy S3 - historia prawdziwa

"Hotel widmo" z Sulechowie, w którym zaczyna się nasza historia, ma swojego brata bliźniaka w okolicy Nowej Soli. Prawda, że już na tym etapie historii robi się ciekawie? Oba budynki zostały wybudowane w 1980 roku na cześć olimpiady w Moskwie i jak się zapewnie domyślacie ten drugi obiekt odniósł sukces, zaś pierwszy popadł w kompletną ruinę. Do dziś mówi się o tragicznej nocy, której tłem był właśnie sulechowski hotel. Co naprawdę wydarzyło się w marcu 1999 roku? Jaką tajemnicę skrywał budynek znajdujący się przy dzisiejszej drodze S3?

Narkotyki, prostytutki, płatni zabójcy

Jest 25 marca 1999 roku. Kiedy w Polsce mówi się o nowym podziale administracyjnym kraju, Lubuskie aż huczy o zabójstwie zielonogórskiego policjanta w Sulechowie. Mroczny świat agencji towarzyskich, narkotyki, prostytutki, płatni zabójcy, to strefy znane głównie z filmów. Prosty Kowalski nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co dzieje się pod jego nosem. Tymczasem otaczająca go rzeczywistość była z perspektywy kryminalnej mroczna i brutalna.

- Panie do towarzystwa, szemrane, mafijne interesy. Zdawało się, że każde pomieszczenie, element w hotelu Podgrodzie jest na wagę złota. Intrygujący do tego stopnia, że każdy choć na chwilę chciał tam wejść. Owszem można było, ale nie wszędzie i tylko pod muchą lub krawatem - wspomina pan Damian mieszkający dosłownie rzut beretem od miejsca uchodzącego za "prestiżowe" w mafijnych kręgach. - Pomieszczenia do uciech znajdowały się w piwnicy, schodziło się przy portierni nie bez powodu, łatwiej było zrobić selekcję. Bo to, co działo się na parterze i wyżej, to jedno, ale w podziemiach, czy też piwnicach tętniło drugie życie. Kobiety, seks, mafia, gangsterzy, narkotyki, broń biała, broń palna, sala z barem, loże... Przecież na logikę można się domyślić do czego to wszystko służyło i co naprawdę mieściło się w tych piwnicach. I to właśnie ten poziom hotelu był najciekawszy. Niepożądani w ogóle nie mieli tam wstępu - dodaje nasz rozmówca.

Żeby jednak nie wprowadzać niepotrzebnego chaosu w naszej historii, zacznijmy od początku...

Zyskał sławę szalonego i bezwzględnego

Maciej B. nigdy nie był "grzecznym chłopcem". A przy tym barczysty, o wyglądzie osiłka, jak to się mówi, miał wygląd i warunki. Już jako nastolatek trenował kick-boxing i judo. Dzięki kontaktom z sal treningowych już jako 17-latek znalazł się w Elektromisie, w którego ochronie pracowali "mocni" ludzie. Jak później mówił, już w tych czasach zszedł na złą drogę, wraz z kolegami ochroniarzami brał udział w wymuszeniach i zastraszaniu. Wówczas nosił pseudonim "Młody". Gdy zaczął nabierać bardziej zdecydowanych kształtów, stał się "Baryłą". Jako ochroniarz pilnował także spokoju w markecie swojego wujka, pracował na dyskotekach. Szybko zaczął uchodzić za człowieka mafii wołomińskiej, brał udział w porachunkach gangsterów, gdzie zyskał ponurą sławę nieco szalonego i bezwzględnego. I już wtedy ponoć kilkakrotnie do niego strzelano.

Hotel widmo - ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ:

Mówiło się, że to właśnie w piwnicach ukryty był poziom, gdzie tętniło kryminalne życie. ZOBACZ WIĘCEJ ZDJĘĆ >>>

Mroczne wnętrza i podziemia hotelu widmo przy S3. "To była e...

Jako 21-latek napadł na poznańską mecenas. Gdy miarka się przebrała, trafił do celi pod zarzutem rozbojów, kradzieży i wymuszeń samochodów. Nie na długo, wystarczyła kaucja. Wszedł i zniknął. Podobno podróżował z ówczesną miłością. Sąd w Poznaniu wysłał za nim list gończy...

W Zielonej Górze Maciej B. pojawił się w 1998 roku. Nadal się niby ukrywał. Jego obecność owiana była tajemnicą, a przy okazji mówiono o zaostrzeniu się kryminalnego klimatu w mieście i okolicy. Zaczęło być ostro. Później przeprowadził się do Sulechowa. Od tego momentu zaczęło być o nim coraz głośniej, także w medialnych opisach półświatka agencji towarzyskich, narkotyków, rywalizacji grup przestępczych. Straszono nim "niegrzecznych". Jak wyliczano podczas procesu strzelał do kobiety z agencji towarzyskiej, podłożył bombę na jednym z zielonogórskich osiedli, niszcząc kilka aut...

Mariuszu I., miał ksywę "szeryf"

W tych samych kręgach obracał się sierżant Mariusz I. z Sulechowa. To był policjant jak z obrazka, wysportowany przystojniak z prestiżowego oddziału antyterrorystycznego. Jego życie towarzyskie toczyło się na styku dwóch światów, tego policyjnego i przestępczego. Nie, nie sugerujemy, że brał udział w ciemnych interesach, ale trudnili się tym jego znajomi, tacy jeszcze z czasów piaskownicy. Podczas śledztwa pojawiał się zresztą ten wątek przy rozmaitych okazjach. Na przykład, gdy mówiono o bmw, którym jeździł. Wówczas taki samochód był wart małą fortunę. Chyba że nie należał do niego? W okolicy mówili o Mariuszu I., że miał ksywę "szeryf", bo skutecznie uciszał nocne awantury w sąsiedztwie. Nie unikał też interwencji po służbie.

Późnym wieczorem 25 marca 1999 roku policjant bawił w agencji towarzyskiej o nazwie "Laguna". W towarzystwie zwanym nawet przez policjantów "szemranym".

Mężczyźni tego dnia spotkali się przypadkowo w sali gimnastycznej w Sulechowie. Umówili się na ważną rozmowę i wieczorne piwo, zwłaszcza że wypadało oblać imieniny policjanta. Najpierw wybrali się do Ochli, później do lokalu nocnego w sulechowskim Podgrodziu. Na miejscu czekały ich zamknięte drzwi, za którymi chronił się żeński personel. Dopiero telefon do właściciela sprawił, że weszli do środka.

Podczas przyjęcia w znanym bliższej i dalszej okolicy lokalu pojawił się sam właściciel, Marian D., czyli popularny "Maniek", który raczej nie był specjalistą "branży rozrywkowej". Co jednak robił tutaj policjant? Może była to infiltracja przestępczego środowiska? A może to właściciel agencji chciał, aby trochę posiedział w niej "szeryf", bo to dobrze wpływało na atmosferę. Goście byli, jak ci w krawatach, "mniej awanturujący się".

Było około pierwszej lub drugiej w nocy, gdy policjant z kolegami wyszli z agencji. Padło hasło, żeby pojechać do Kalska coś zjeść. Dwóch z nich musiało zajrzeć na stację benzynową, zatem ruszyli osobno. W tym czasie Mariusz I. z kolegą pojechali prosto do celu. Wsiedli do bmw i odjechali spod hotelu Podgrodzie...

Egzekucja jak z mafijnych filmów

Według ustaleń prokuratury "Maniek" wraz z "Baryłą" ruszyli za nimi. "Baryła" kilka razy wystrzelił w kierunku auta policjanta. Jak zapewniał podczas procesu, nie trafił do celu. Bmw staranowało samochód "Mańka". Potem kilka razu uderzyło w tył wozu szefa Laguny. Auta stanęły. Wtedy padł kolejny strzał. Tym razem kula wystrzelona przez "Baryłę" zabiła bezbronnego funkcjonariusza.

Kulisy tamtych wydarzeń opisywaliśmy również a artykule z 2011 roku: Strzelanina w Sulechowie, od kuli ginie policjant.

Maciej B. do tego strzału nigdy się nie przyznał, twierdził, że to zemsta, spisek byłych wspólników. Dlaczego zginął policjant? Przyjaciółka "Baryły", drobna blondynka, przed sądem mówiła o kilku tysiącach tabletek ekstazy, w których handel miał być zamieszany jej partner i jakiś policjant. Dziwaczna jest też biznesowo-towarzyska relacja między "Baryłą" i "Mańkiem", co także wyszło podczas procesu.

Maciej B. zabił policjanta i znów zniknął

Prokuratura szukała go listami gończymi i nie tylko w „Gazecie Lubuskiej” był nazywany najbardziej niebezpiecznym i poszukiwanym bandziorem w Polsce. Zaszył się w wynajętym mieszkaniu w chorzowskim bloku.

Eksplozja rozerwała mu ciało

"Baryła" zapewne długo unikałby kontaktu z wymiarem sprawiedliwości, gdyby nie "głupi" przypadek. W połowie maja domem, w którym mieszkał, wstrząsnęła eksplozja. Strażacy ewakuowali mieszkańców. W jednym z nich znaleźli ranną młodą kobietę i dobrze zbudowanego mężczyznę z poszarpanym brzuchem. Znalazł się. Padł ofiarą bomby, którą podobno konstruował. Czy to był błąd pirotechniczny? On sam później mówił, że chciał się wysadzić, gdyż miał dość całej nagonki na swoją osobę. Na skutek wybuchu odniósł ciężkie obrażenia, lekarze z trudem uratowali mu życie.

CZYTAJ RÓWNIEŻ:

Proces w Zielonej Górze: antyterroryści i zwroty akcji

Otoczony budynek sądu, wykrywacze metalu, policyjni antyterroryści i pogłoski o próbie odbicia lub zabójstwa "Baryły". Proces gangstera był pasjonujący, obfitował w zwroty akcji. Adwokat, która go broniła, mówiła o winie mediów, które jej klienta rozdrażniły i sprawiły, że działał nerwowo. Jak mówiła w rozmowie z dziennikarzem, oskarżony był zagubiony, nie potrafił wytyczyć sobie ścieżki w życiu.

W 2001 r. zapadł wyrok. "Baryła" usłyszał: dożywocie. Może ubiegać się o wcześniejsze zwolnienie dopiero po odsiedzeniu 30 lat z zasądzonej kary. "Maniek" trafił za kratki na 25 lat.

W uzasadnieniu sąd stwierdził, że tak niebezpiecznych ludzi trzeba odizolować na jak najdłużej. W 2003 roku sąd w Poznaniu skazał Macieja B. na pięć lat więzienia. To kara za wymuszenia. Wcześniej dostał jeszcze 1,5 roku. Tym razem za uchylanie się od płacenia alimentów. Podobno w areszcie zachowywał się dobrze, cieszył się - ze zrozumiałych względów - szacunkiem pod celą, a nawet zlecił pobicie "Mańka", który miał zeznawać przeciwko niemu. I w zasadzie na tym ta historia powinna się skończyć. Ma ona jednak ciąg dalszy...

Baryła świadkiem w sprawie Ziętary

Maciej B. pojawił się dość nagle w głośnej sprawie Aleksandra Gawronika (zgodził się na publikowanie nazwiska). I to w roli jednego z kluczowych świadków. Jak donosili dziennikarze „Głosu Wielkopolskiego”, najpierw przyznał, że brał udział w zastraszaniu i pobiciu dziennikarza, a Aleksander Gawronik podżegał do zabójstwa.

Gdy zginął Ziętara, "Baryła" miał 20 lat. Na początku rozmowy z dziennikarzami gangster powiedział, że "przeprasza za Jarka" i bardzo żałuje swojego udziału w sprawie Ziętary. Przyznał przy tym, że uczestniczył w jego zastraszeniu i pobiciu, dlatego wraz z innymi "osiłkami" z Elektromisu był w mieszkaniu dziennikarza.

Zapewniał, że nie wiedział wtedy, że może on zostać później porwany i zamordowany, i że on sam nie uczestniczył w tej zbrodni. Maciej B. powiedział, że po tym, jak ujawniono, że jest on ważnym świadkiem w sprawie, otrzymał anonimowy list, który odebrał jako groźbę. To wydruk zdjęcia przedstawiającego młodego Macieja B. ćwiczącego na plaży. Twierdził, że wykonano je latem 1991 roku w Cetniewie. Był wówczas w tamtejszym ośrodku sportowym wraz z kilkoma kolegami z Elektromisu. Tylko oni - według niego - mają fotografie z tamtego wyjazdu i jej przysłanie do więzienia miało być sygnałem, że ludzie z tamtego kręgu nim się obecnie interesują.

"Baryła" przed poznańskim sądem.
"Baryła" przed poznańskim sądem. Łukasz Gdak

Dodał też, że jest jednym z nielicznych związanych ze sprawą Ziętary ludzi, którzy jeszcze żyją. Pozostali zginęli jego zdaniem w dziwnych wypadkach, a jednemu z nich "zrobiono" samobójstwo.

Idąc dalej, gangster oświadczył, że ostatnio wszystko przemyślał i podczas kolejnego przesłuchania w krakowskiej prokuraturze zamierzał wycofać swoje zeznania obciążające aresztowanych... Mówił wówczas, że zdaje sobie sprawę z tego, że może to uniemożliwić wyjaśnienie sprawy Ziętary, ale dla niego własne sprawy są ważniejsze. Prokurator wówczas stwierdził, że Marek B. był jednym z kilku, a nie jedynym świadkiem.

Maciej B. kilka razy zeznawał na niekorzyść Gawronika, a później wszystko odwoływał zwalając winę na prokuratora. W pewnym momencie zeznał nawet, że ciało Jarosława Ziętary zostało rozpuszczone w kwasie. Ewentualne plątanie się w szczegółach zrzucał na swoją kiepską pamięć, stan zdrowia, leki...

7 czerwca 2019 roku - Sąd Okręgowy w Poznaniu. Sprawa Ziętary.
7 czerwca 2019 roku - Sąd Okręgowy w Poznaniu. Sprawa Ziętary. Łukasz Gdak

Kiedy przed poznańskim sądem trwał proces panów o pseudonimach Lala i Ryba, którzy byli oskarżeni o uprowadzenie i pomocnictwo w zabójstwie Ziętary, "Baryła" jako jeden z kluczowych świadków twierdził, że to były senator nakłaniał ludzi związanych z Elektromisem do porwania i zabójstwa dziennikarza. Nawiasem mówiąc przeciwko Gawronikowi w poznańskim sądzie toczył się osobny proces. Przy okazji były poznański policjant, który pracował w tamtym czasie, stwierdził, że "Baryle" bliżej było do gangstera z Gangu Olsena: "Chłoptaś, który biegał po mieście" - mówił o nim.

Z naszego lubuskiego punktu widzenia to opinia krzywdząca. W regionalnych annałach zapisał się jako jeden z najbardziej zapamiętanych bandziorów, który sporo namieszał na lokalnym przestępczym świecie...

Zabójstwo Jarosława Ziętary

  • Pod koniec listopada w 2019 roku małopolski wydział zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie podał informację o umorzeniu śledztwa w sprawie zabójstwa Ziętary wobec niewykrycia sprawców. Było to nieco dziwne przy liczbie szczegółów, które trafiały do mediów. W komunikacie przekazanym prasie podano, że „mimo umorzenia postępowanie to pozostaje w zainteresowaniu Prokuratury i w sprawie nadal wykonywane są czynności mające na celu ujawnienie nowych źródeł dowodowych”...
  • Dariusz L., ps. „Lala” i Mirosław R., ps. „Ryba” odpowiadali przed sądem za porwanie i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza „Gazety Poznańskiej” Jarosława Ziętary. 19 października 2022 sąd ogłosił wyrok w tej sprawie. Oskarżeni zostali uniewinnieni. Wyrok nie jest prawomocny.
  • Osobne postępowanie toczyło się przeciwko Aleksandrowi Gawronikowi, którego prokuratura oskarżyła o podżeganie do zabójstwa Jarosława Ziętary. Były senator został uniewinniony przez sędzię Joannę Rucińską 24 lutego 2022. Od wyroku wniesiono apelację.
  • W piątek, 19 stycznia 2024 roku Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał w mocy wyrok sądu I instancji uniewinniający Aleksandra Gawronika od zarzutu podżegania do zabójstwa poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Wyrok jest prawomocny.

źródło: Na podstawie artykułów w „Gazecie Lubuskiej (m.in. Dariusz Chajewski)”, „Głosie Wielkopolskim”, Gazecie Krakowskiej”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska