Pan Stanisław, 71-letni emeryt od blisko 20 lat mieszkał w jednym z bloków w Szczańcu. Jak twierdzi, dostał ultimatum: albo wykupuje mieszkanie albo je opuszcza. Nie mając 30 tysięcy opuścił mieszkanie, dobrowolnie oddał klucze i zamieszkał w szopie w Myszęcinie. – Wystraszyłem się. Mówiono mi, że jeśli nie wykupię mieszkania, to będę musiał natychmiast oddać klucze pod groźbą wyrzucenia mnie siłą i zgłoszenia sprawy do sądu. Nie znam się na tym, myślałem, że tak musi być – mówił pan Stanisław.
Mieszkanie było własnością Lubuskiej Spółdzielni Mieszkaniowo-Eksploatacyjnej będącej w likwidacji. Po wyprowadzce pana Stanisława nowy właściciel rozpoczął w nim remont, mimo że 71-latek nadal jest zameldowany w lokalu. Nie zagwarantowano mu też innego lokum. Likwidator spółdzielni potwierdziła, że pan Stanisław dobrowolnie oddał klucze i przeniósł się do Myszęcina. – Nie było żadnego straszenia. Podczas wizyty w naszej siedzibie pan Stanisław otrzymał informację na temat całej sprawy. Oświadczył, że opuści mieszkanie. Po jego wyprowadzce lokal sprzedano, pan Stanisław natomiast musi się z niego wymeldować – wyjaśniała likwidator, podkreślając, że obowiązkiem spółdzielni byłoby zaoferowanie lokalu zastępczego, natomiast spółdzielnia będąca w likwidacji takiego obowiązku nie ma. Adwokat, z którym pan Stanisław konsultował swoją sytuację był odmiennego zdania. - W mojej ocenie, spółdzielnia – także będąca w likwidacji – nie mogłaby samodzielnie przeprowadzić czynności eksmisyjnych, do czasu, gdy nie znalazłoby się mieszkanie socjalne wskazane przez gminę – wyjaśniał nam adwokat, Patryk Siemaszko.
Sprawa zaraz po publikacji naszego artykułu zakończyła dramat pana Stanisława, który apelował o jakiekolwiek lokum na terenie Gminy Szczaniec. Błyskawicznie odezwał się do nas szef hotelu w Myszęcinie. - Ja naprawdę nie wiedziałem, że nie powinienem oddawać kluczy. Myślałem, że tak ma być. Dziękuję wszystkim, którzy mi pomogli, bo już ledwo dawałem radę – podsumował Stanisław Gut, który na czas wyjaśnienia sprawy mieszkał w szopie.
Dla Marka Banacha, szefa hotelu w Myszęcinie ten gest nie jest czymś, co zasługuje na szczególne uznanie. – To naturalne, że trzeba pomagać. Nigdy nie wiadomo, co nas może w życiu spotkać – dodaje.
Panu Stanisławowi zaproponowano pokój z łazienką. Co ważne, może przebywać w tym miejscu nieodpłatnie. – Zależy mi, by dobrze się tu poczuł, a ta przykra sytuacja poszła w zapomnienie – podkreślił szef hotelu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?