Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw pili, potem skatowali człowieka

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Piotr Jędzura
Jerzy nie mógł ustać na nogach, nie kontaktował. Chlał od rana. Wieczorem był tak pijany, że nie zareagował, kiedy w mieszkaniu dwóch mężczyzn skatowało do nieprzytomności jego kolegę.

Gdy tuż po północy policjanci zjawili się w jego mieszkaniu w śródmieściu w Gorzowie - chwilę po tym, jak ratownicy zabrali pobitego Tadka do szpitala - Jerzy wybełkotał, że u niego nic się nie stało i nikogo nie było. Dopiero jak funkcjonariusze pokazali mu plamy krwi na podłodze, ścianach, meblach, dywanie i pościeli, przyznał, że miał gości, z którymi pił. I że oni pobili jego przyjaciela. Po kilkudziesięciu minutach na melinie zjawiła się Ewelina, konkubina Tadeusza. Opowiedziała, że spała z Tadkiem (Jerzy był w drugim pokoju), kiedy do mieszkania weszło dwóch mężczyzn i kobieta. Było ciemno, więc ich nie rozpoznała. Jeden miał drewnianą pałkę. Okładał nią konkubenta, drugi bił i kopał. Ona też dostała kilka razy z pięści. Gdy wyszli, wezwała karetkę.

Dziadek wykrzyczał trop

Ewelina i Jerzy byli tak pijani, że zostali przewiezieni do izby wytrzeźwień. Po badaniach okazało się, że ona ma prawie 1,8 promila, a on ponad 3,3. Patrol musiał wezwać kolegów, by przekazać im klucze do mieszkania. Kiedy ich zmiennicy kończyli zabezpieczać lokal, około 6.00 przed kamienicą zjawił się starszy pan, który zaczął wyzywać niejakiego Waldka. Jeden z policjantów zszedł i wylegitymował krzykacza. Okazał się nim dziadek Heniek. Tłumaczył, że z rana był na melinie, został tam pobity i okradziony, m.in. przez właściciela mieszkania i tajemniczego Waldka. Fakty zaczęły się zazębiać...

Co dokładnie wydarzyło się 8 czerwca 2009 w jednym z mieszkań w centrum Gorzowa? Na początku śledczym ciężko było doszukać się tej jedynej i prawdziwej wersji wydarzeń. Szczegóły z tego dnia różniły się i gubiły w zeznania świadków i podejrzanych. Kto pierwszy spotkał kogo? Ile wódki wypito? Która to była godzina? Fakty umykały gdzieś w oparach alkoholu.

Wesoło było tylko do czasu

Tadek z Eweliną od jakiegoś czasu pomieszkiwali na melinie u Jerzego. 8 czerwca z rana przyszedł Waldek. Chciał wypić z nimi jakiś alkohol, więc poszli do jednego z barów. W lokalu dosiadł się Heniek. Stary odebrał właśnie zasiłek. Zapłacił rachunki, wyrównał barmanowi to, co brał na zeszyt. Był chwilowo przy kasie, więc zaczął stawiać. Po kilku piwach postanowili, że wrócą na melinę.

Po drodze kupili wódkę. Według relacji dziadka - w mieszkaniu wypili dwie połówki, według Eweliny - nawet cztery litrowe flaszki. Do tego śledzik, kanapki. W mieszkaniu było pięć osób: Jerzy, Tadek, Waldek, Ewelina i dziadek. Atmosfera była wesoła tylko do czasu. W pewnym momencie Jerzy chwycił starszego pana za głowę, zaczął go dusić i przywalił mu w nos. W tej samej chwili Waldek przeszukał mu kieszenie, zabierając 100 zł i tani zegarek na łańcuszku. Pijany Heniek uciekł z kamienicy.

Kto okradł dziadka?

Akcja przeniosła się z powrotem do baru. Było po południu, gdy dziadek wszedł zakrwawiony i z rozwalonym nosem. W piwiarni była już Anka. Wpadła w poszukiwaniu Waldka, swego chłopaka, który od dwóch dni nie pokazał się w domu. Rozmawiała z barmanem Piotrem. Heniek zaczął im się żalić. Kiedy Anka usłyszała, że jej partner, który już siedział w więzieniu za pobicie, jest na melinie i prawdopodobnie to on okradł starszego pana, postanowiła go odszukać.

Gdy weszła do mieszkania, Waldek jako jedyny nie spał. Zaczęła wrzeszczeć i wyciągnęła go na dół. Wrócili do baru. Tam doszło do sprzeczki między Waldkiem a barmanem Piotrem. Chodziło o Heńka. Waldek nie chciał przyznać się, że go okradł. Mężczyźni uznali, że trzeba pójść na melinę i wyjaśnić całą sprawę. Piotr wziął zza baru pałkę przerobioną z grubej końcówki kija bilardowego. Anka polazła za nimi.

Akcja w mieszkaniu trwała krótko. W półtorej minuty skatowali Bogu ducha winnego Tadka. Miał go wskazać Waldek, zrzucając winę za obrabowanie dziadka właśnie na niego. Piotr okładał pałką, a Waldek bił z pięści i kopał z całych sił. Dopadli Tadeusza, gdy spał w łóżku z Eweliną, dokończyli na podłodze w pokoju. Ewelina też dostała kilka ciosów w twarz.

Dwa razy strzelił z otwartej

Tadek w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala. Od razu trafił na stół operacyjny. Miał trepanację czaszki. Pięć dni później zmarł, przyczyną zgonu była śmierć mózgu. Dzięki krzyczącemu pod kamienicą kilka godzin po całym zdarzeniu Heńkowi, policjanci szybko skojarzyli fakty i ustalili podejrzanych.

Oskarżenia usłyszeli: Jerzy - za napaść i obrabowanie dziadka, Waldek - za obrabowanie i pobicie ze skutkiem śmiertelnym oraz Piotr - za śmiertelne pobicie. Żaden się nie przyznawał. Zrzucali na siebie winę, twierdząc, że tak naprawdę to bił Waldek. Ten mówił, że jedynie "strzelił Tadkowi dwa razy w mordę z otwartej ręki". Z kolei barman zeznał po czasie, że co prawda uderzył pałką, ale najwyżej trzy razy, i to nie w głowę, a w okolice ramienia i klatki piersiowej. Zeznania Eweliny i Anki nie pozostawiały jednak wątpliwości. Pierwsza mówiła, że jej konkubenta biło dwóch mężczyzn. Było ciemno, więc ich nie rozpoznała. Ale Anka opowiedziała już ze szczegółami, jak było.

Jerzy dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć, Piotr - pięć lat więzienia, a recydywista Waldek - dziesięć.

PS Niektóre imiona bohaterów zostały zmienione.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska