Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasza ziemia w obcych rękach. Czy "słupy" w tym pomagają?

Beata Bielecka
Grzegorz Oleksyn, który kupił ziemię za pieniądze pożyczone od Holendrów nie wyklucza, że kiedyś im ją sprzeda. Zaprzecza jednak, że był "słupem".
Grzegorz Oleksyn, który kupił ziemię za pieniądze pożyczone od Holendrów nie wyklucza, że kiedyś im ją sprzeda. Zaprzecza jednak, że był "słupem". Beata Bielecka
- Jak człowieka, który zarabia 1500 zł stać na kupno ziemi za ponad miliona? - pyta rolnik z okolic Słubic, który uważa, że cudzoziemcy obchodzą prawo, wykorzystując do tego tzw. słupy. - Przez nich tacy jak ja, nie mają szans się rozwijać - narzeka.

Mężczyzna stanął pod koniec czerwca do przetargu w gorzowskim oddziale Agencji Nieruchomości Rolnych. Chciał kupić od Skarbu Państwa 33 hektarów ziemi w Nowym Lubuszu. Cena wywoławcza 12 tys. zł za hektar. Końcowa - ponad 33 tys. zł.

Wywindował ją mieszkaniec Pamięcina, który ma raptem 14-hektarowe gospodarstwo, a za ziemię zapłacił ponad 1 mln zł! - Wątpię, że kupił ją za swoje pieniądze - uważa rolnik i opowiada, że mężczyzna pracuje w Pławidle, w spółce z kapitałem holenderskim. - Ile on tam może zarabiać? 1,5 tys. zł? 2 tys. zł? Skąd więc miał tyle pieniędzy na kupno ziemi? - te pytania nie dają mu spokoju. - Co ciekawe tydzień po przetargu już uprawiał tę ziemię. Na polu widać było super sprzęt: bronę talerzową, której on sam na pewno nie ma, a jakby chciał ją wypożyczyć musiałby zapłacić jakieś 7 tys. zł. Leżały już tam też pryzmy wapna, na które też trzeba by wydać kilkanaście tysięcy złotych - opowiada.

Cofając się myślami do samego przetargu gospodarz wspomina, że jak zobaczył nazwisko rolnika na liście uczestników od razu pomyślał, że to może być tzw. słup. Znał go, wiedział, że pracuje dla Holendrów. - Przed przetargiem zwróciłem komisji uwagę, że mam takie podejrzenia, ale usłyszałem, że wszystkie osoby spełniają warunki przetargu ograniczonego (minimum hektarowe gospodarstwo i 5 lat mieszkania w gminie na stałe - przyp. red.) i mogą być do niego dopuszczone - mówi. Opowiada też o samym przetargu. - Koło tego rolnika siedział jakiś Holender, w ręce trzymał komórkę i wyświetlał mu kwoty do jakich ma licytować - wspomina. - Widziałem to dokładnie, bo siedziałem koło nich - dodaje.

Tym rolnikiem, który wygrał przetarg jest Grzegorz Oleksyn z Pamięcina. W rodzinnej wiosce ma małą gospodarkę, a na co dzień pracuje w firmie Pol-Rol. W Pławidle ma ona swoją siedzibę i pola, które uprawia. Bez problemu zgadza się na spotkanie. - Nie byłem żadnym słupem - twierdzi. Mówi, że ziemię kupił dla siebie, choć przyznaje, że za pieniądze od Holendrów.

- Pożyczyła mi je firma, z którą współpracuje Pol-Rol - wyjaśnia. - Będę spłacał dług, przez 10 lat zbożem, które zasiałem - mówi. Czy po tych 10 latach sprzeda ziemię Holendrom? - Jeszcze nie wiem - przyznaje.
Na placu przed biurem Pol-Rol-u spotykam Erwina Van Eijka, który tam pracuje. - Pol-Rol nie dawała żadnej pożyczki - denerwuje się gdy pytam o ziemię, którą kupił G. Oleksyn. O związkach Pol-Rol-u i firmy, która udzieliła pożyczki nie chce rozmawiać. Okazuje się, że związek jest. I to ścisły.

Zobacz też: Kandydaci na prezydentów, wójtów i burmistrzów w Lubuskiem (pełna lista)

Niekontrolowana sprzedaż ziemi cudzoziemcom

Zanim do tego dojdę dzwonię do firmy Farm Equipment International w Karsku, w powiecie myśliborskim, bo jak mówi G. Oleksyn to ona pożyczyła mu milion złotych. Szefem jest tam Pierre Johannes Leeijen. - Pana prezesa nie ma - informuje sekretarka. Kiedy będzie? - Nie wiadomo. Może za kilkanaście dni - wyjaśnia. Komórki nie chce udostępnić, bo nie ma na to zgody szefa. Łączy mnie jednak z główną księgową, która może będzie mogła pomóc. Gdy pytam o związki Pol-Rol-u i Farm Equipment nie kryje niechęci i odsyła mnie do Krajowego Rejestru Sądowego. Gdy tam zaglądam okazuje się, że obie spółki mają jednego prezesa! P. J. Leeijena. Kolejny raz dzwonię do Karska. Wcześniej wysyłam maila z pytaniami. - Prezesa nadal nie ma, ale maila na pewno zauważy - mówi sekretarka, z którą rozmawiam jakiś tydzień po naszej pierwszej rozmowie. Mija tydzień. Odpowiedzi na maila jednak nie dostaję. Dowiaduję się, że firma z Karska hoduje w Polsce m.in. norki. Jedną z ferm ma w Radachowie koło Ośna. Potrzebuje zboża na paszę dla zwierząt. Dostarcza go Pol-Rol, a teraz będzie dostarczać też G. Oleksyn.

O tzw. słupach rozmawiam z zastępcą dyrektora gorzowskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych Marianem Bieniem. - U nas tego problemu nie ma - podkreśla, choć przyznaje, że zdarza się, że rolnicy, z którymi rozmawia, skarżą się na "słupy". - Wtedy ich pytam, czy daliby komuś swoje pieniądze, żeby w ich imieniu kupił ziemię? - mówi. Dodaje, że Agencja ma swoje procedury i jak ktoś spełnia kryteria przetargu nie można mu zabronić do niego stanąć. - Poza tym mamy elementy zabezpieczające. Jeśli ktoś w ciągu 5 lat będzie chciał sprzedać kupioną ziemię, możemy skorzystać z prawa pierwokupu - podkreśla i pyta, kim właściwie ma być "słup"?

Odpowiedzi mogliby udzielić rolnicy z zachodniopomorskiego, którzy w styczniu tego roku przed szczecińską siedzibą ANR ustawili kilkadziesiąt traktorów (blokowali też nimi ruch w mieście), żeby zmusić władze do zajęcia się problemem osób, które na zlecenie i za pieniądze firm czy spółek z zagranicznym kapitałem, wykupują polską ziemię.

Zgodnie z przepisami do maja 2016 roku cudzoziemcy nie mogą u nas kupować ziemi bez zgody ministerstwa. Do przetargu ograniczonego mogą stanąć natomiast Polacy, ale tylko ci, którzy prowadzą działalność rolniczą. I stają. Niekiedy tacy, którzy jak mówi jeden z moich rozmówców, groszem nie śmierdzą. Ale na przetargach licytują jakby byli bogaczami.

Za kupno na siebie 1 hektara ziemi mają dostawać nawet 2-3 tys. zł. Poseł Józef Zych z PSL mówi, że był na tych protestach w Szczecinie. Opowiada, że dużo mówiło się tam o słupach. - Ale to były tylko dyskusje, a nie stwierdzone fakty - wspomina. - Ja zawsze powtarzam. Jeśli ktoś dysponuje informacjami na taki temat powinien zawiadomić prokuraturę, bo to jest przestępstwo - dodaje.

Światło na sprawę rzuca raport Najwyższej Izby Kontroli. Jej zdaniem w Polsce dochodzi do niekontrolowanej sprzedaży ziemi cudzoziemcom, a dane Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (wydaje pozwolenia na zakup gruntów obcokrajowcom) są 3-4 krotnie zaniżone w stosunku do rzeczywistego posiadania polskich gruntów przez cudzoziemców.

- Głównym mechanizmem przejmowania przez cudzoziemców praw do gruntów rolnych w Polsce było nabywanie udziałów w spółkach z kapitałem polskim, które były już właścicielami ziemi i na tę czynność cudzoziemcy wcale nie muszą mieć zezwolenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a wszystkie transakcje w tej sytuacji były legalne. O ile obcokrajowcy kupili zaledwie 23 hektarów ziemi, to już spółki z udziałem kapitału zagranicznego nabyły w przetargach nieograniczonych prawie 3 tys. hektarów. Oprócz tego cudzoziemcy po nie skorzystaniu przez oddziały Agencji Nieruchomości Rolnych z prawa pierwokupu nabyli udziały spółek, które były właścicielami łącznie prawie 4, 6 tys. hektarów - mówi rzecznik prasowy NIK Zbigniew Matwiej, odnosząc się do ubiegłorocznego raportu NIK dotyczącego sprzedaży państwowych nieruchomości rolnych.

"Słupom" mają utrudnić życie nowe rygorystyczne przepisy dotyczące sprzedaży ziemi. Mają zobowiązać sądy i notariuszy do przekazywania MSW wszystkich dokumentów, na podstawie których można by ustalić, czy doszło do nabycia nieruchomości, udziałów lub akcji w spółce posiadającej nieruchomości i czy odbyło się to zgodnie z prawem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska