Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niebieska koperta

RENATA OCHWAT
Pierwsze spotkanie obu przyjaciółek, 1970 r. rumuńska Konstanza, Lissy Beermann i Ewa Płotkowiak-Kulik na wspólnym spacerze
Pierwsze spotkanie obu przyjaciółek, 1970 r. rumuńska Konstanza, Lissy Beermann i Ewa Płotkowiak-Kulik na wspólnym spacerze Kazimierz Ligocki
Choć widziały się tylko kilka razy w życiu, połączyła je silna więź. Pomiędzy Hanowerem i Poznaniem, a potem Gorzowem kursowały listy. Niemka i Polka pisały o swoich domowych sprawach, kłopotach, małych i dużych radościach.

Pół wieku temu mała Lissy i jej młodszy brat Dieter napisali na karteczkach swoje dane i poprosili o kontakt znalazcę. Listy przyczepili do białego oraz czerwonego balonika i puścili w niebo. Kilka dni później na podpoznańskich łąkach znalazł je wujek Ewy Płotkowiak-Kulik, dziś gorzowskiej lekarki pracującej w sanepidzie.
Tak zaczęła się najpierw znajomość, a potem przyjaźń Niemki i Polki, którą zakończyła w marcu tego roku śmierć Lissy.

Niebieska koperta

Mała Ewa nie mówiła po niemiecku. Ale ten język znał jej ojciec. Przetłumaczył prośbę, a ona napisała odpowiedź. - Pod listem podpisali się też mój brat i kuzynka. Dołączyłam swoje zdjęcia i wysłałam do Hanoweru - opowiada gorzowska lekarka. Odpowiedź zza żelaznej kurtyny zrobiła w Niemczech olbrzymie wrażenie. Historię opisała "Gazeta Hanowerska", dziennikarz zamieścił nawet zdjęcia siermiężnej niebieskiej koperty z licznymi pieczęciami. - To niebywałe, ale zupełnie nieznany nam człowiek, Polak z pochodzenia przysłał nam z Hanoweru list z tym artykułem. Był taki szczęśliwy, że zdarzyła się taka historia - wspomina gorzowianka.
I historia mogłaby się na tym zakończyć, ale z Hanoweru przyszła odpowiedź, potem Ewa znów odpisała i tak zaczęła się korespondencja. Tłumaczem był do 1965 r. ojciec E. Płotkowiak-Kulik. - Kiedy zmarł, Lissy poszukała u siebie tłumaczki - została nią Polka, pani Weisner. I kontakt trwał nadal. - Pamiętam, że przysłała mi w prezencie taką chusteczkę na głowę. Chciałam się zrewanżować i wysłałam jej dwie wedlowskie czekolady. One naturalnie nie doszły, więc zrobiłam reklamację. Nie dość, że poczta jej nie załatwiła, to jeszcze usłyszałam uszczypliwy komentarz: - Czekoladę pani Niemcom wysyła? - wspomina gorzowianka.

Trochę po francusku

Po raz pierwszy obie, już młode kobiety, spotkały się w 1970 r. w rumuńskiej Mamai. Lissy z mężem Wolfgangiem i dziećmi przyjechała na wczasy, a E. Płotkowiak-Kulik także z mężem Mieczysławem objeżdżała samochodem Bałkany. - Nie mogłyśmy uwierzyć, że do tego doszło. Cały czas się obejmowałyśmy - opowiada gorzowianka. Siedziały na plaży i porozumiewały się przy pomocy polsko-niemieckiego słownika. - Trochę rysowałyśmy na piasku, a trochę mówiłyśmy po francuski. Bo obie tego języka uczyłyśmy się w szkole - mówi E. Płotkowiak-Kulik. Do drugiego spotkania doszło w 1977 r. w Berlinie Wschodnim. Oprócz przyjaciółek przyjechali ich rodzice i rodzeństwo. Ostatni raz obie panie widziały się w 1992 r. - Lissy przyjechała na ślub mojej córki Anny. Do końca nie wierzyłam, że to się stanie. Dla mnie to było niebywałe szczęście - mówi gorzowianka. Potem skomplikowały się sprawy Polki i nie mogła skorzystać z zaproszenia do wyjazdu do Niemiec. - Lissy umarła w tym roku. Nie mogłam nawet pojechać na pogrzeb, bo miałam ciężko chorą mamę. Straciłam jedną z najbliższych mi istot - mówi gorzowianka.

Bez polityki

W listach nie zajmowały się wielkimi wydarzeniami tego świata. - Najważniejsze było nasze życie, nasze problemy. Ona cały czas się upewniała, czy podczas wojny nikt nie ucierpiał. Podczas stanu wojennego nawet przysłała mi jakieś paczki. Ale ja tego nie chciałam - mówi E. Płotkowiak-Kulik.
Do dziś ma kontakt z dziećmi przyjaciółki. - Gdyby każdy miał za granicą kogoś takiego, jak ona to do żadnych wojen i niesnasek by nie dochodziło. Każdy by się martwił, że coś złego może się stać jego przyjacielowi - kończy opowieść gorzowska lekarka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska