Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niepełnosprawny Tomek z Zielonej Góry marzy o podróży dookoła świata

Danuta Kuleszyńska 68 324 88 43 [email protected]
Tomek i Jerzy, ojciec i syn, w okolicach Geirangerfjord w Norwegii
Tomek i Jerzy, ojciec i syn, w okolicach Geirangerfjord w Norwegii fot. Archiwum rodzinne
Tomek na wózku inwalidzkim: - Marzę o podróży dookoła świata. Ojciec Tomka: - Ja myślę o tym samym. Marzena: - No to wszystko jeszcze przed wami.

Tomek z Zielonej Góry budzi się rano i od razu uśmiecha. Do słońca, deszczu, nieba, ptaków. Do życia się uśmiecha. Bo Tomek życie bardzo kocha i jest szczęśliwy jak nikt na świecie. - Ta jego pogoda ducha dodaje mi sił - przyznaje Jerzy Osiński, ojciec. - Wystarczy spojrzeć na niego, a złość cała mija i człowiek dochodzi do wniosku, że to życie jest naprawdę piękne. Tomek nigdy się nie smuci, nie żali, zawsze powtarza, że mu dobrze.
- Bezkonfliktowy i zawsze zadowolony - dodaje Marzena Siwecka, żona Jerzego, która nie jest matką Tomka. - Co tu dużo mówić: obaj są wyjątkowi. Aż serce rośnie, jak na nich patrzę.

Kocham aż za bardzo

Tomek ma 27 lat, urodził się z porażeniem mózgowym, od początku jeździ na wózku inwalidzkim. Przeszedł wiele operacji, leczył się w sanatoriach, zajmowali się nim masażyści i terapeuci. Dziś potrafi zrobić kilka kroków o kulach, ale zaraz nogi robią się jak z waty, trzeba usiąść. No, jeszcze po schodach zejdzie do ogrodu. I wejdzie. Powolutku, trzymając się balustrady. Tomek sam się nie ubierze, nie umyje...
- Przez lata wierzyłem, nie traciłem nadziei, że kiedyś mocno stanie na nogi, że sobie w życiu poradzi. Ale dziś już nie mam złudzeń. Moja wiara odeszła sześć lat temu... Pogodziłem się z tym, że już nigdy nie będzie zdrowy. I może dlatego kocham go jeszcze bardziej, aż za bardzo - Jerzy otwiera laptopa. Trzyma w nim zdjęcia z ostatniej podróży. W lipcu był z Tomkiem w Skandynawii. W trzy tygodnie zjechali ponad 7 tys. km! Dania, Szwecja, Norwegia, Finlandia. Tylko oni dwaj. Ojciec i syn. I nikt więcej.

Jerzy: - To było dla mnie duże wyzwanie, bo tak długo razem jeszcze nie wędrowaliśmy. Gotowałem, prałem, ubierałem Tomka... Wspinaliśmy się na góry, podziwialiśmy fiordy, zwiedzaliśmy muzea, parki, miasta... Spaliśmy w niedużym samochodzie campingowym, jaki pożyczyłem od znajomego ze Szczecina. Dotarliśmy aż na koło podbiegunowe. To była podróż naszego życia.
Tomek uśmiecha się i kiwa głową. Wrażeń przywiózł tyle, że nie sposób wymienić wszystkie: - Chyba najfajniejsze były rzeźby w Oslo, no i spotkanie ze Świętym Mikołajem.
Na dowód Jerzy pokazuje zdjęcia, Tomasz stoi przy brodatym Santa Claus: - Zdumiało nas, że Mikołaj mówi po... polsku. I w każdym innym języku. A kolejka, by go zobaczyć, była długa, bo ludzie zjeżdżają do Laponii z całego świata.

Dom Mikołaja jest piękny, drewniany i żeby się tam dostać, trzeba pokonać wiele bajkowych przeszkód. I Tomek pokonał. Przy pomocy taty.
Z wyprawy przywieźli mnóstwo zdjęć, rogi renifera i jelenia, a także magnesy na lodówkę. Te magnesy to stały element wszystkich podróży. Bo Tomek z ojcem byli już w wielu krajach: Chorwacji, Tunezji, Turcji, Szwajcarii... Chodzili po Bieszczadach, wspinali się na Kasprowy Wierch, płynęli tratwą w Pieninach.
- U papieża też byłem na audiencji. Siedziałem tuż obok i Jan Paweł II dotknął mnie i pobłogosławił - wspomina Tomek.
To było osiem lat temu, gdy w podróżach towarzyszył mu jeszcze przyjaciel Marcin. Ale teraz ma swoje życie i z Tomaszem już nie jeździ.

Z Anną Muchą na kolanach

Jerzy robi wszystko, by syn miał piękne i wyjątkowe życie. Wozi go na koncerty do Berlina i tam, gdzie zjeżdżają światowe gwiazdy. Byli na występach Joe Cockera, Gotan Project, Jeana-Michela Jarre’a, Chrisa Rea...
Zabiera Tomka również do Warszawy. Na nagrania programów telewizyjnych. - Po prostu: kupuje się bilet i zasiada na widowni - wyjaśnia.
Tomek ma wiele szczęścia. Dzięki wizytom w telewizji poznał Stanisława Mikulskiego, Zbigniewa Wodeckiego, Nataszę Urbańską, Justynę Steczkowską, Weronikę Rosati, Czarną Mambę, Otylię Jędrzejczak... Z Krzysztofem Krawczykiem znają się prawie jak łyse konie. Ilekroć artysta przyjeżdża do Zielonej Góry, zawsze zamieniają ze sobą kilka zdań. - A Anna Mucha usiadła mi nawet na kolanach - śmieje się. I pokazuje zdjęcia ze wszystkimi, których poznał.

Marzena: - Ja ich podziwiam. Jurka i Tomka. Za siłę, za determinację, za aktywność... Tomek ma wspaniałego ojca, a Jurek ma cudownego syna. Piękni z nich ludzie, jakich ze świecą szukać. Bo zwykle mężczyźni są słabi, unikają swoich niepełnosprawnych dzieci. Nie chcą się nimi zajmować, umywają ręce, wszystko zostawiają na głowie swoich żon. A tu między synem a ojcem jest taka piękna więź.
Tomek potwierdza: - Mam wspaniałego tatę. Jest wyjątkowy.
Jerzy: - Ja nie chcę hymnów pochwalnych. Przecież to normalne, że kocham syna i że zrobię wszystko, by był szczęśliwy. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Czego Tomek uczy się od ojca? - Hmmm... Żeby być silny i dobry - mówi po krótkim zastanowieniu.
A czego Jerzy uczy się od syna? - Cierpliwości, pogody ducha i siły - wymienia jednym tchem.
Obaj mają kolejne marzenia. I uważają, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Że pokonać można nawet największe trudności.
- Ja jeszcze chciałbym odbyć podróż dookoła świata - zwierza się Tomasz.
- A to ciekawe, bo ja myślę o tym samym - dodaje Jerzy.
- No to wszystko jeszcze przed wami - sumuje Marzena.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska