Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nierozłączni od pierwszego maila

Aleksandra Łuczyńska
Ewa i Jason poznali się dzięki jednej ze stron internetowych poświęconej podróżom.

Ona mieszka w niewielkiej miejscowości koło Zielonej Góry, on jest Koreańczykiem pochodzącym z Kanady. Po raz pierwszy spotkali się w Seulu, tam się zakochali.

Ewa nigdy wcześniej nie sądziła, że dzięki swojej fascynacji krajami Azji pozna mężczyznę, z którym zechce spędzić resztę życia. - Rozmawialiśmy, pisaliśmy do siebie. Wszystko w wirtualnej przestrzeni - opowiada.

- W końcu pewnego dnia Jason zapytał czy przyłączę się do niego podczas podróży do Seulu. Oniemiałam, ale nie mogłam przecież powiedzieć "nie"... Od niepamiętnych czasów interesowałam się wszystkim co jest związane krajami Dalekiego Wschodu. Zaczęło się od mangi, czyli japońskiej sztuki rysunku, potem wciągnęła mnie azjatycka kinematografia. Filmy japońskie, koreańskie, chińskie, tajlandzkie.

- Zaczęłam pochłaniać książki o historii, mitologii, kulturze. Najbardziej zaciekawiła mnie mitologia koreańska, jest niezwykła, a niestety bardzo mało znana. Jason i ja rozmawialiśmy przede wszystkim o tym, o naszych krajach, chociaż on mieszka w Kanadzie, bardzo dużo wie o Korei, w końcu tam są jego korzenie. Z kolei ja opowiadałam mu dużo o Polsce.

Koreańczycy nie słodzą

Na pierwszej randce spotkali się w styczniu tego roku. Ewa nie mogła doczekać się dwutygodniowej wycieczki, jaką zaplanowali wspólnie. Miało się spełnić jej największe marzenie. Podróż do Azji. Kiedy zobaczyła na lotnisku czekającego na nią Jasona nogi jej się ugięły.

- To był prawdziwy, stuprocentowy gentelman. Już wtedy czułam, że to więcej niż przyjaźń... A Seul okazał się piękniejszy niż przypuszczałam. Odwiedziliśmy w nim Pałac Cesarski i jego cudowne ogrody, oceanarium i wieżę N Tower. Na jej szczycie jest zamontowana krata, zakochani przypinają do niej kłódki, które mają symbolizować zamknięcie ukochanego w sercu. O koreańskiej kuchni, kulturze Ewa mogłaby opowiadać bez końca.

- Chyba nigdzie na świecie ludzie nie odżywiają się tak zdrowo. Głównie dlatego, że prawie wcale nie używają cukru. Słodki smak uzyskują przez łączenie naturalnych składników. Jedyna rzecz do jakiej trudno się przyzwyczaić do ogromne ilości cebuli i czosnku pochłaniane przez Koreańczyków. Ciasteczka z nadzieniem z czerwonej fasoli, ciasto rybne, nabite na pałeczki namoczone w bulionie, słodkie ziemniaki, kasztany. Pyszne jedzenie można kupić niemal na każdej ulicy Seulu. W restauracji wszyscy jedzą pałeczkami, ale gdy ktoś z obsługi widzi, że klient sobie nie radzi, dyskretnie podsuwa nóż i widelec.

Młodzież spotyka się każdego dnia w namiotach ustawionych w najbardziej uczęszczanych dzielnicach miasta. Tam spożywają m. in. soju, czyli narodowy alkohol. Zgodnie z koreańską tradycją młodzi ludzie nie mogą pić ani tego, ani żadnego innego alkoholu stojąc twarzą w twarz ze starszą osobą. Obowiązuje także zasada "nikt nie polewa sobie sam - ja tobie, ty mnie".

Ewa jako wysoka blondynka wzbudzała niemal wszędzie sensację, ale jak mówi wszyscy Koreańczycy są do każdego przyjaźnie nastawieni. W restauracjach szefowi kuchni podchodzili do stolika zaciekawieni i pytali, czy Europejce smakowało. Odpowiedź była oczywista.

Tokio w prezencie

Po kilku dniach w Seulu okazało się, że na tym wycieczka się nie skończy. Jason zaplanował niezwykłą niespodziankę dla Ewy. - Doskonale wiedział, jakie ta podróż ma dla mnie znaczenie. Dlatego chciał, żebym zobaczyła także inne azjatyckie miasta. Zabrał mnie to Hong Kongu i Tokio.

W Tokio zwiedziliśmy wszystkie najbardziej znane dzielnice miasta. To co wcześniej mogłam oglądać tylko w telewizji, albo na obrazku w książce, widziałam na własne oczy. Japończyków w przepięknych kimonach paradujących podczas święta dwudziestolatków, prawdziwych fanów mangi, anime...

Nigdy nie zapomnę smaku sushi, które pałaszowaliśmy bez końca w jednej z restauracji. W Hong Kongu zwalił mnie z nóg niezwykły tzw. laser show, podczas którego wszystkie budynki na wyspie mieniły się setkami kolorów...

Tęsknią...

Wrażenia z dalekiej podróży dla Ewy i Jasona były niezwykłe. Każde z nich wróciło do swojego kraju, ale mimo dzielących ich dziesiątek tysięcy kilometrów, nie przestawali o sobie myśleć.

- Codzienne rozmowy przez telefon, czy internet to za mało. Chociaż dzięki temu cały czas mamy ze sobą kontakt, wiemy co się z nami dzieje, ciągle tęsknimy. Dlatego kilka tygodni po wspólnej wycieczce do Seulu postanowiłam odwiedzić Jasona w Kanadzie. To była spontaniczna decyzja, ale nie żałuję. On nie pozostał mi dłużny - śmieje się Ewa.

- Niedawno sam przyjechał do Polski. I zdziwił się trochę. Bo Polacy słodzą herbatę, co dla niego jest nie do pomyślenia, a witając się z przyjaciółmi, znajomymi obejmują się i całują. Koreańczycy takie czułości rezerwują tylko dla wyjątkowych osób. Teraz znowu pozostaje nam internet i tęsknota, ale już niedługo. Jak tylko skończę studia przeprowadzę się do Kanady.

- Zamierzam tam studiować angielski. Już wiemy, że zamieszkamy razem, mamy wiele wspólnych planów i na pewno nigdy już nie wybierzemy się w żadną podróż samotnie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska