Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa Sól: Zakład z tradycją

Dagmara Dobosz 0 68 324 88 71 [email protected]
Marian Kaczkowski od lat ma stałych klientów. Jesienią i zimą odwiedzają go częściej.
Marian Kaczkowski od lat ma stałych klientów. Jesienią i zimą odwiedzają go częściej. fot. Marek Marcinkowski
Marian Kaczkowski prowadzi najstarszy zakład szewski w mieście, który założył jeszcze jego ojciec w 1946 roku.

Moda obuwnicza się zmienia, ale pan Marian wciąż wykonuje tę samą pracę od lat.

Idąc ul. Szeroką zwraca uwagę nietypowa witryna zakładu szewskiego, na której stoi cała kolekcja maleńkich bucików.

- Pierwszą sztukę przywiózł mój znajomy z Odessy na początku lat 70-tych. I tak to się zaczęło - wspomina Marian Kaczkowski, starszy cechu rzemiosł różnych i przedsiębiorczości. - Kolejne przynoszą klienci i proszą, żebym umieścił ich bucika na wystawie. A tam już brakuje miejsca. Za to szybę mam zawsze umazaną odciskami dłoni małych dzieci, które prawie "przyklejają" się do niej i oglądają kolekcję - śmieje się.

Rodzinny interes

Ojciec pana Mariana, Wiktor Kaczkowski, przyjechał do Nowej Soli ze Lwowa. W 1946 roku założył tu zakład szewski. Najpierw w mieszkaniu na piętrze, ale potem wyremontował pomieszczenie na parterze i przeniósł tam swoją działalność. W czasach stalinowskich musiał zlikwidować interes.

- I tak naprawiał buty potajemnie na strychu - zdradza pan Marian. W 1956 roku ponownie otworzył zakład. Uczył syna od 1965 roku. Mimo że to rodzinny interes, pan Marian przeszedł oficjalną drogę do zdobycia uprawnień i umiejętności.

- Przez dwa lata byłem stażystą, a potem przez trzy lata odbywałem praktyki. Dopiero w 1970 roku przejąłem zakład, który prowadzę do dziś. Jest to już wymierający fach, od kilkunastu lat nie było w naszym województwie żadnego ucznia. Teraz młodzież woli inne zawody - mówi.

Wyjaśnia, że może przyjąć na półtoraroczną praktykę ucznia, ale nauczy go tylko fachu szewca. A według przepisów to nie wystarcza, bo trzeba zostać obuwnikiem, więc uczeń musi odbyć równie długą praktykę u cholewkarza. A tych w okolicy w ogóle nie ma.

Najczęściej fleczki

W trakcie opowieści wielokrotnie dzwoni dzwonek przy drzwiach. Pan Marian przerywa pracę, podnosi się z krzesła i obsługuje klientów. Ruch jest naprawdę duży. Kiedy w takim razie pan Marian naprawia obuwie?

- Zwykle wieczorem, albo przychodzę wcześnie rano. Latem jest mniejszy ruch, a to ze względu na typ obuwia. Ludzie chodzą w płaskich klapkach. Znacznie więcej pracy mam jesienią i zimą. Najczęściej wymieniam fleki, zamki, naprawiam zdarte czubki.
Pan Marian podkreśla, że ma stałą klientelę, a nawet przychodzi do niego kilka osób, których przed laty obsługiwał jeszcze jego ojciec. Ostatnie buty ręcznej roboty zrobił pod koniec lat 80. ubiegłego wieku.

- Teraz produkcja buta nie wygląda tak, jak kiedyś. Dziś dominuje "chińszczyzna", czyli jednorazowe obuwie. Nie opłaca się nawet go naprawiać. Warto zwracać uwagę, żeby pięta na przykład w pantofelku była usztywniona. Wtedy but trzyma fason, nie wykrzywia się i jest znacznie trwalszy - doradza fachowiec.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska