Moda obuwnicza się zmienia, ale pan Marian wciąż wykonuje tę samą pracę od lat.
Idąc ul. Szeroką zwraca uwagę nietypowa witryna zakładu szewskiego, na której stoi cała kolekcja maleńkich bucików.
- Pierwszą sztukę przywiózł mój znajomy z Odessy na początku lat 70-tych. I tak to się zaczęło - wspomina Marian Kaczkowski, starszy cechu rzemiosł różnych i przedsiębiorczości. - Kolejne przynoszą klienci i proszą, żebym umieścił ich bucika na wystawie. A tam już brakuje miejsca. Za to szybę mam zawsze umazaną odciskami dłoni małych dzieci, które prawie "przyklejają" się do niej i oglądają kolekcję - śmieje się.
Rodzinny interes
Ojciec pana Mariana, Wiktor Kaczkowski, przyjechał do Nowej Soli ze Lwowa. W 1946 roku założył tu zakład szewski. Najpierw w mieszkaniu na piętrze, ale potem wyremontował pomieszczenie na parterze i przeniósł tam swoją działalność. W czasach stalinowskich musiał zlikwidować interes.
- I tak naprawiał buty potajemnie na strychu - zdradza pan Marian. W 1956 roku ponownie otworzył zakład. Uczył syna od 1965 roku. Mimo że to rodzinny interes, pan Marian przeszedł oficjalną drogę do zdobycia uprawnień i umiejętności.
- Przez dwa lata byłem stażystą, a potem przez trzy lata odbywałem praktyki. Dopiero w 1970 roku przejąłem zakład, który prowadzę do dziś. Jest to już wymierający fach, od kilkunastu lat nie było w naszym województwie żadnego ucznia. Teraz młodzież woli inne zawody - mówi.
Wyjaśnia, że może przyjąć na półtoraroczną praktykę ucznia, ale nauczy go tylko fachu szewca. A według przepisów to nie wystarcza, bo trzeba zostać obuwnikiem, więc uczeń musi odbyć równie długą praktykę u cholewkarza. A tych w okolicy w ogóle nie ma.
Najczęściej fleczki
W trakcie opowieści wielokrotnie dzwoni dzwonek przy drzwiach. Pan Marian przerywa pracę, podnosi się z krzesła i obsługuje klientów. Ruch jest naprawdę duży. Kiedy w takim razie pan Marian naprawia obuwie?
- Zwykle wieczorem, albo przychodzę wcześnie rano. Latem jest mniejszy ruch, a to ze względu na typ obuwia. Ludzie chodzą w płaskich klapkach. Znacznie więcej pracy mam jesienią i zimą. Najczęściej wymieniam fleki, zamki, naprawiam zdarte czubki.
Pan Marian podkreśla, że ma stałą klientelę, a nawet przychodzi do niego kilka osób, których przed laty obsługiwał jeszcze jego ojciec. Ostatnie buty ręcznej roboty zrobił pod koniec lat 80. ubiegłego wieku.
- Teraz produkcja buta nie wygląda tak, jak kiedyś. Dziś dominuje "chińszczyzna", czyli jednorazowe obuwie. Nie opłaca się nawet go naprawiać. Warto zwracać uwagę, żeby pięta na przykład w pantofelku była usztywniona. Wtedy but trzyma fason, nie wykrzywia się i jest znacznie trwalszy - doradza fachowiec.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?