Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowy rozdział sam się pisze

ZDZISŁAW HACZEK 0 68 324 88 45 [email protected]
Czy o 3.00 nad ranem można zachwycać się poezją? Można. Czy młodzi Polacy powinni wierzyć, że w ich kraju będzie kiedyś lepiej i nie ma po co emigrować? Powinni...

Festiwalowa kawiarnia w podziemiu Domu Wczasowego "Leśnik" w Łagowie już od lat wymuskana pastelowymi kolorkami. Inna niż kiedyś. Ale potoczna nazwa - Ściek - trzyma się mocno. Kiedy po północy kończy się seans w amfiteatrze albo w kinie Świteź - tu, do Ścieku "spływają" festiwalowi goście. Uczestnicy-debiutanci chłoną ciekawskim uchem odkurzane przez starych wyjadaczy anegdoty. A to o Znanym Krytyku, który w stanie bardzo "wczorajszym" wpadł do Ścieku z okrzykiem: - Jestem ruda małpa! A to o pracowniku Uniwersytetu Zielonogórskiego, który 20 lat temu pracował przy Lubuskim Lecie jako wolontariusz, i na wieży zamku joannitów zawieszał łagowską flagę. To znaczy już na szczycie budowli, z tkaniną w zębach wspiął się kilka metrów na metalowy maszt... A to wspomina się o zasłużonym dla kina polskiego Profesorze, który gdy się jeden dzień spóźnił na hucznie wyprawiane w Łagowie imieniny przyjaciółki, zażyczył sobie, by imprezę powtórzyć. I cóż było robić? Gości powtórnie sproszono, na taras jeszcze raz wyjechały kanapy... Kolejny raz świadkowie wspominają Cezarego Pazurę z czasów po "Krollu", ale jeszcze przed "Psami", czyli z okresu przedgwiazdorskiego: młody aktor dla grupki wytrwałych dał kabaretowe show, zakończone koło 5.30...

Nowy rozdział sam się pisze

Minęła 3.00 nad ranem z niedzieli na poniedziałek, za chwilę wstanie nowy dzień, 3 lipca 2006. - A posłuchajcie tego! - dyrektor programowy LLF-u, Tadeusz Sobolewski czyta kolejne wersy utworu Jerzego Kronholda. Jeszcze ze skryptu, bo tomik czeka na wydanie. Autor siedzi obok... Łagów dopisuje kolejny rozdział swojej legendy.

Odbić się od mięsa!

Tymczasem na ekranie skrzeczy polska współczesność. Młodzi Polacy wobec wyboru: wyjechać czy zostać? Mariola z "Masz na imię Justine" Franco de Peny długo się nie zastanawia. Kiedy chłopak (nowa-stara miłość) proponuje wycieczkę do Kolonii, jedzie bez namysłu. Potem sprzedana handlarzom żywym towarem, przymuszona do prostytucji, pozbawiona godności i tożsamości - przeklnie swoją naiwność. Za późno.
Młodzi wydawcy polskiej literatury z "Doskonałego popołudnia" Przemysława Wojcieszka aż rozbrajają swoją naiwnością. Kogo interesuje opis Polski tu i teraz? Kto to kupi? - Po co mi to? Ja to sam wszystko wiem - stwierdza sarkastycznie ojciec bohaterki, właściciel masarni. Wojcieszek - jak wcześniej w "Głośniej od bomb" czy we "W dół kolorowym wzgórzem" - kolejny raz daje dowód na to, jak pilnie nadstawia ucha na młodych. Na ich rozterki, wątpliwości. Tym razem kończy film może nie happy endem, ale jego zapowiedzią. Wiarą, że scena szczęśliwych weselników przy jednym stole nie jest tylko ulotną chwilą. Że młodym będzie jeszcze w Polsce lepiej. Tylko ile dzisiejsi młodzi będą mieli wtedy lat...
Co ciekawe, w obu filmach mamy ten sam "mięsny terror". Mariola z "Masz na imię Justine" ucieka od pracy w dużej masarni. Podobnie wydawcy z filmu Wojcieszka nie chcą praktykować przy produkcji wszechobecnej kiełbasy w zakładzie ich ojca i teścia. Kiełbasa urasta tu do roli symbolu jedynej i pewnej recepty na dobrobyt i sukces... Jak się okazuje, mieszanka zmielonego mięsa i tłuszczu to o wiele za mało dla młodych Polaków. Cóż, oni już nie pamiętają szynki kupowanej na kartki...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska