Do końca meczu pozostawało 47 sekund. Azoty prowadziły 33:32, ale piłkę przejęli gorzowianie. Trener Dariusz Molski szybko poprosił o czas, by ustawić akcję, która powinna przynieść gospodarzom remis. W ataku najpierw szarżował Wojciech Gumiński, lecz został bezpardonowo zatrzymany przez obrońców rywali. Zamiast karnego, sędziowie podyktowali tylko rzut wolny z 9 metrów. Chwilę później w dryblingu zagubił się Mateusz Krzyżanowski i... rozbrzmiała ostatnia syrena.
- Ciężka cholera może człowieka wziąć! - złościł się grający menedżer akademików Tomasz Jagła. - Umawiamy się ma konkretną akcję, tymczasem rozgrywający zachowuje się jak dziecko!
Biednemu wiatr zawsze w oczy. Gorzowski zespół boryka się z ogromnymi problemami organizacyjnymi i finansowymi, a sportową sytuację dodatkowo komplikują mu kontuzje kilku czołowych zawodników. W sobotę nie zagrali rozgrywający Filip Kliszczyk (dyskopatia) i Władimir Huziejew (uszkodził na treningu prawy bark), bramkarz Łukasz Wasilek (doznał urazu kręgosłupa w odcinku szyjnym) oraz obrotowy Bartosz Janiszewski. Ten ostatni jest zdrowy, lecz we wtorek oznajmił, że jedzie sobie załatwiać kontrakt w Niemczech i... słuch po nim zaginął.
Czy nasza drużyna musiała przegrać siódmy raz z rzędu? Niekoniecznie. Z wyższymi i zdecydowanie silniejszymi fizycznie przeciwnikami nie radziła sobie tylko do 27 min, w której przegrywała 11:17. Wystarczyło jednak przyspieszenie gry, by do końca pierwszej połowy - mimo wykluczenia Arkadiusza Bosego - zdobyła pięć bramek i zeszła na przerwę ze stratą zaledwie dwóch trafień.
Po zmianie stron boiska w "azetesiaków" wstąpił niezwykły duch walki. W bramce cudów dokonywał Paweł Kiepulski, obrońcy ani na sekundę nie odpuszczali rywalom, a w ataku szaleli i skrzydłowi, i obrotowy, i rozgrywający. Efekt przyszedł błyskawicznie. W 34 min, po golu Bosego, gospodarze wyrównali na 19:19, cztery minuty później - tym razem po trafieniu Mateusza Krzyżanowskiego - pierwszy raz objęli prowadzenie 22:21, zaś od 40 min wygrywali już różnicą dwóch goli - 24:22. Chęć odniesienia zwycięstwa była tak duża, że gdy za ławką rezerwowych masażysta opatrywał poturbowanego Krzyżanowskiego, Molski rzucił w jego kierunku: - Nie masz otwartego złamania? To wracasz do gry!
Wymiana ciosów trwała do końca. Nasi stracili przewagę, gdy w 53 min wątpliwym wykluczeniem został ukarany Jagła. Z biegających w szalonym tempie akademików zaczęły uchodzić siły. W ostatnich 7 minutach Azoty wygrywały na przemian jedną lub dwiema bramkami. A potem przyszło 47 sekund, które zostawiły w Gorzowie... kolejne rozczarowanie.
AZS AWF GORZÓW WLKP. - AZOTY PUŁAWY 32:33 (16:18)
AZS AWF: Zwiers, Kiepulski - Fogler 8, Gumiński 7, Śramkiewicz, Misiaczyk i Krzyżanowski po 4, Bosy 3, Stupiński i Jagła po 1, Tłoczyński, Tomczak.
AZOTY: Stęczniewski, Wyszomirski - Zinczuk 10, Zydroń 7, Afanasjew 5, Gowin i Witkowski po 4, Sieczka 2, Kus 1, Siemionow, Szyba.
Kary: 12 min - 8 min. Sędziowali: Marek Baranowski (Warszawa) i Bogdan Lemanowicz (Łąck). Widzów 600.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?