Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O włoskiej kawie pitej w Rzymie, o sztuce i atrakcjach "Wiecznego Miasta" oraz o Rzymiankach. Wywiad z Adamem Ruszczyńskim-rzymoholikiem

Jarosław Wnorowski
Jarosław Wnorowski
Adam Ruszczyński do Rzymu zabierał się bardzo długo, czując, że nie jest jeszcze gotowy aby się z nim zmierzyć. Instynktownie czuł, że nie powinienem tam jechać wcześniej, ale jak już zaczął nie może się odzwyczaić.
Adam Ruszczyński do Rzymu zabierał się bardzo długo, czując, że nie jest jeszcze gotowy aby się z nim zmierzyć. Instynktownie czuł, że nie powinienem tam jechać wcześniej, ale jak już zaczął nie może się odzwyczaić. pixabay
Na rynku pojawiła się nowa książka Adama Ruszczyńskiego pt. „Rzymowisko”. To opowieść o Rzymie, o wielkiej sztuce i o ludziach tworzących to miasto przez ponad 2700 lat. Łączy esej z opowiadaniem – momentami bardzo osobistym. Książka jest również użytecznym przewodnikiem po "Wiecznym Mieście".

Adam, wiem że od lat wiele podróżujesz, jakie kraje znalazły się już na Twojej drodze?

To prawda, podróżuję już od dawna, choć skupiam się przede wszystkim na Europie, Azji a szczególnie – Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej. Głównie były to podróże śladami miast rzymskich lub greckich, od muru Hadriana w Wielkiej Brytanii po Abu Simbel w południowym Egipcie, prawie przy granicy z Sudanem. Geograficznie to dość duży rozrzut. Kiedy mieszkałem w Wielkiej Brytanii zrobiłem trzy wypady wzdłuż Muru Hadriana dokumentując kamerą ślady dawnych obozów rzymskich. W innej mojej książce „Kawaleria w służbie Rzymu” poświęciłem temu cały rozdział. Przy okazji żeby lepiej zrozumieć pewne zagadnienia (np. trening koni i dbania o nie), nauczyłem się jazdy konnej. Późno zacząłem, ale jak to się mówi – „na naukę, nigdy nie jest za późno”, prawda?

Ależ jak najbardziej, a co jeszcze udało się Ci się zobaczyć?

Zahaczyłem również o Petrę w Jordanii, Palmyrę w Syrii, zanim wysadzili ją członkowie organizacji „Państwo Islamskie”. Widziałem m.in. Karnak w Egipcie, antyczne miasta na terenie Izraela, Turcji, Grecji, Bułgarii i Tunezji. Było tego naprawdę dużo, a wszystkie te miejsca są ważne dla kształtowania się kultury europejskiej.

Czyli jednak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu?

Do Rzymu zabierałem się bardzo długo, czując, że nie jestem jeszcze gotowy aby się z nim zmierzyć. Instynktownie czułem, że nie powinienem tam jechać wcześniej, ale jak już zacząłem nie mogę się odzwyczaić.

Jesteś jawnym rzymoholikiem?

Ale piękne określenie! Ono idealnie do mnie pasuje, bo to taka pozytywna forma uzależnienia od tego niezwykłego miasta. Nawet w tym roku, pierwsze dni stycznia spędziłem tam z moją żoną Anią. Zebraliśmy wtedy najświeższy materiał do mojej książki, która ukazała się w czerwcu. Teraz piszę „Dziennik roku 2023”. To są codzienne zapiski, różnego rodzaju przemyślenia, refleksje, począwszy od drobnych radości, po te dotyczące strachu przed śmiercią. Znajdą się w nim również opisy moich emocji związanych z wielkimi nadziejami, które nadal drzemią we mnie i które są związane z tegorocznymi podróżami. A w przyszłym roku ruszymy do Florencji i Mediolanu do tamtejszych galerii sztuki i ulubionych przez nas obrazów Caravaggia. Rzym, nawet kiedy jeszcze w nim nie byłem, stał się moim punktem odniesienia dla wielu rzeczy, które robiłem. Rzym jest moim szlachetnym nałogiem. To miasto jest moją terapią. Tam się nie tylko wyciszam, ale szukam samego siebie. Doświadczyłem tam takich uczuć, których nie spodziewałbym się u siebie. Ja powołanie do Rzymu otrzymałem od losu, tak się po prostu miało zdarzyć, a Rzym ma niemal wszystko co czyni mnie szczęśliwym. Rzym jest dla mnie epizodycznym domem, natchnieniem i końcem drogi.

Wiem, że udało ci się przebywać w „wiecznym mieście” także w czasie pandemii …

Tak, to były ciekawe przeżycia. Rzym był wtedy opustoszały i było tak cicho, że było wyraźnie słychać ścieżki dźwiękowe oglądanych przez mieszkańców seriali, z telewizora ukrytego gdzieś za dyskretnie uchylonym oknem. Kiedy widziałem procesję dam i kawalerów maltańskich idących w maseczkach, w absolutnej ciszy przez fora cesarskie, to w pewnym momencie aż zapłakałem. Natychmiast sięgnąłem po aparat fotograficzny i ten pusty Rzym także nim uwieczniłem. W normalnych warunkach, też tak robię w Rzymie i zwykle podpatruję życie przeciętnych mieszkańców, jak funkcjonują, jak robią zakupy, jak się do siebie odnoszą, jak i co jedzą o różnych porach dnia i nocy. Rzym usypia może na dwie godziny, bo przecież kiedyś trzeba się wyspać.

Adam, jakie wskazówki dałbyś jadącym do Rzymu po raz pierwszy? Co powinni zobaczyć, nie wydając przy tym sporych kwot? Niech to będą np. trzy dni....

To niełatwe pytanie, bo każdy zapewne będzie szukał czegoś innego, a i długość pobytu nie jest oszałamiająca. Problem z Rzymem jest taki, że nie da się za jednym razem za dużo obejrzeć. Jadąc do Rzymu, trzeba wyjeżdżać z niego z poczuciem niedosytu, a potem znowu wracać i „paść oczy” dziełami sztuki. Zatem na te trzy dni osobom lubiącym topowe malarstwo i w dodatku za darmo, zaproponuję kościół San Luigi dei Francesi, w którym znajdują się trzy obrazy Caravaggia przedstawiające św. Mateusza (wykonane w latach 1599-1600 – „Powołanie św. Mateusza”, „Święty Mateusz i anioł” oraz „Męczeństwo św. Mateusza”). Kilkaset metrów dalej, w bazylice św. Augustyna jest kolejny obraz Caravaggia „Madonna dei Pellegrini”. A w bazylice Santa Maria sopra Minerva (stoi na ruinach pogańskiej świątyni Minervy) jest niezwykła rzeźba Chrystusa Odkupiciela dłuta Michała Anioła Buonarottiego pt. „Chrystus trzymający krzyż”. Rzadko się o niej mówi, ale jest wokół tej rzeźby atmosfera lekkiego skandalu. Chrystus jest tam „niebywale pogański” i przedstawiony jako silny, muskularny mężczyzna o wyglądzie Apolla. Jest naprawdę wiele bardzo śmiałych dzieł sztuki, stojących w kościołach rzymskich i naprawdę warto je zobaczyć. Również bazylika Santa Maria del Popolo oferuje dzieła top klasy za darmo. Są to choćby freski Pinturicchia i dwa obrazy Caravaggia „Ukrzyżowanie św. Piotra” i „Nawrócenie św. Pawła”. Można naprawdę dostać oczopląsu. Poleciłbym jeszcze mury Aureliana, które otaczają starą część Rzymu. Warto zobaczyć słynne fontanny np. di Trevi i te na Piazza Navona. Na muzea rzymskie trzeba mieć znacznie więcej czasu, a i też pieniędzy. W nich jest tylko dobra i bardzo dobra sztuka, dlatego należy ją dawkować ostrożnie.

Rzym to także jedzenie, dokąd radziłbyś pójść?

Takich miejsc jest obfitość, dlatego sporo czasu zajmuje odróżnienie restauracji dla turystów, od tych lokalizacji, które wybierają rzymianie. W tych pierwszych można się nadziać na złą i drogą kuchnię. Zdradzę pewną tajemnicę, mamy z Anią taką swoją ulubioną restaurację etniczną z kuchnią filipińską o nazwie „Pinoy” przy Via Gaeta. W przewodnikach turystom poleca się krowi ogon (Coda alla vaccinara), ale nie zachęcam do degustowania akurat tej potrawy. Z dań typowo rzymskich degustowałem m.in. świetne flaki (Trippa alla romana), które jadam także w polskiej oraz hiszpańskiej wersji. W Rzymie najlepsze są w restauracji Sora Lella, reklamowanej przez Antony’ego Bourdaina – słynnego i nieżyjącego już telewizyjnego kucharza. Jest tam tylko szesnaście stolików i trzeba sobie miejsce wcześniej zarezerwować. Niebo w gębie, ceny wyższe, ale nadal rozsądne. Polecam również restaurację „Palotta”. Bywał tam Marcello Mastroianni i czołówka włoskich reżyserów, bo to miejsce było nieco poza oczami wścibskich. Przychodzą tam niemal wyłącznie Włosi na dobrą narodową kuchnię. W „Già Roma 1886” rekomenduję w ciemno ośmiornice oraz płaty szynki podawane z melonem, które w temperaturze 30 stopni, znakomicie sycą nie obciążając żołądka. Do tego polecam białe wina z regionu Monte Albano np. z okolic Castel Gandolfo. Z reguły w takich restauracjach nie ma złego wina.

A po posiłku, naturalnie włoska kawa?

Cały rozdział można by o niej napisać. Ja preferuje klasyczną czarną. Italia to jest kraj o typowej kawiarnianej kulturze. Zaobserwowałem też ciekawy obyczaj. Rzymianie idący rano do pracy, często kupują kawę bezdomnym śpiącym na ulicach. Czego jak czego, ale kawy Włochom nie może zabraknąć! Piszę o tym w „Rzymowisku” w rozdziale „Bezdomni”. Po jakimś czasie też zacząłem fundować kawę bezdomnym.

Dasz się namówić na koniec na opowieść o rzymskich kobietach?

No jasne. Moim zdaniem istnieje wręcz genotyp rzymianki. Jest tam tyle kobiet, które z twarzy są podobne do postaci z antycznych fresków, że to od razu uderza. To miasto ma jednak ciągłość kulturową i genetyczną trwającą od 2700 lat! Ten typ śródziemnomorski wyraźnie widać, ale zaobserwowałem również zmiany. Rzymianki w przedziale 40-60 lat nie są przeważnie wysokie, natomiast te młodsze są dużo wyższe od swoich matek, babć czy ciotek. Uroczo i dostojnie wyglądają kobiety jadące na skuterkach, ponieważ pięknie na nich siedzą. Widać też, że kobiety w Rzymie nie ubierają się wyzywająco, tam nie ma festiwalu mody. Rzymianki są dobrze ubrane, a przy tym powściągliwe. Kiedy porównuję je do Angielek spotykanych swego czasu w pubach, to dochodzę do wniosku, że to jest spora przepaść, na korzyść oczywiście Włoszek. To trzeba jednak zobaczyć na własne oczy, do czego gorąco zachęcam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska