MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Obraz rodem z piekła

Krzysztof Fedorowicz
Taki jest efekt żmudnej i ciężkiej pracy odlewnika
Taki jest efekt żmudnej i ciężkiej pracy odlewnika Fot. Ryszard Poprawski
Do podszprotawskich Gościszowic jedziemy w ślad za średniowiecznym malarzem i rzeźbiarzem, autorem pięknych ołtarzy, zwanym dziś Mistrzem z Gościszowic.

Kościół robi piorunujące wrażenie. Zbudowany z kamienia polnego, z drewnianą czworoboczną wieżą, za kamiennym murem. W ścianach niewielkie pionowe okienka przypominające szczeliny w górskiej skale.

Od północy epitafia i kamienne postacie rycerzy. Ale skarb kryje się we wnętrzu: ołtarz z rzeźbionymi w drewnie lipowym figurami świętych i Marii z dzieciątkiem - tyle wiemy z literatury. Niestety, drzwi do świątyni zamknięte, a jej gospodarz nie odbiera telefonu.
Czy w Gościszowicach są jeszcze jakieś inne pamiątki zamierzchłych czasów? No bo skoro jest obraz nieba, gdzieś powinno kryć się piekło!

- Zajrzyjcie do stodoły za tamtym wielkim domem - proponuje mieszkaniec wsi spotkany koło domu kultury.

Nie widać z ulicy

Stodoła jak stodoła, z ulicy nie widać nic niezwykłego. Na podwórku samochód marki "Lublin", a przy nim mężczyzna odziany w robocze ubranie rodem z poprzedniej epoki.
- Jeśli szukacie szefa, to zapraszam - mówi Krzysztof Słotwiński, który prowadzi nas do pomieszczenia, gdzie zgrzebny stół i dwa krzesła. Gospodarz po chwili namysłu dodaje: - Co, nie wyglądam na właściciela firmy? Pozory mylą! Tutaj pracuje 13 ludzi. Robimy odlewy żeliwne, dokładnie tak jak robiono je przed wiekami.

W stodole mnóstwo kurzu i pary. Na środku duży, może dziesięciometrowy, piec. Na szczycie bucha ogień. Dołem, prosto do stalowego wiadra umocowanego na długim drągu, wypływa gorąca surówka. Ma 1.750 stopni C.

Trudno nie przyznać racji osobom, które mówią, że gdyby miały opisać piekło, to właśnie tak by wyglądało. Robotnicy uwijają się jak w ukropie, ale w kurzu i parze powstają naprawdę ładne przedmioty.

- W drewnianych skrzynkach, leżą formy. Wykonane są ze specjalnych żywic - tłumaczy Słotwiński. - Żeliwo wypełniając zagłębienia oddaje kształt, który chcemy uzyskać. Stygnie kilkanaście minut.
Słotwiński, podobnie jak Roman Wójtowicz, współwłaściciel zakładu, jest odlewnikiem z wykształcenia.

Pod specjalnym nadzorem

- Przed laty zaczęliśmy od produkcji grzejników - opowiada Wójtowicz. - Szły jak ciepłe bułeczki. Potem interes się załamał.
Żeliwo zostało wyparte przez plastik. W Szprotawie stoją ławki i latarnie właśnie z tworzywa sztucznego.

K. Słotwiński: - Jednak ludzie wracają do tego co ładne. Dzisiaj robimy głównie galanterię ogrodową. Nasze ławki stoją w Wiedniu i Zielonej Górze. Robimy też stylowe latarnie. No i nie zaniedbujemy przemysłu, produkujemy wkłady i drzwiczki do pieców czy piasty do maszyn górniczych. To już bardzo precyzyjna robota i wymagająca specjalnego nadzoru, materiał bowiem musi być bardzo wytrzymały.

Żeliwo przeżywało swój renesans pod koniec XIX wieku, w czasach secesji. Z mieszanki stali z węglem wyrabiano piękne, bogate w zdobienia schody, a także wymyślne daszki i altany.
- Żeliwo jest plastyczne i odporne na rdzę - wylicza Słotwiński. - Bywa że ludzie przynoszą jakieś wykonane przed wiekami przedmioty i proszą o kopie. Czasem realizujemy takie zamówienia na miejscu, jednak w przypadku skomplikowanych form odsyłamy do modelarza po formę.

Jak przekonuje Wójtowicz, żeliwo towarzyszy człowiekowi prawie od zawsze. - Może ono leżeć w ziemi tysiące lat i nic z nim się nie dzieje - mówi. - I jeśli jakaś rzecz komuś się nie spodoba, zawsze można ją przetopić, czyli zamienić w coś innego...

Jak w manufakturze

W stodole przemienionej w odlewnię praca odbywa się dzięki 15 parom rąk ludzkich, którym pomocą służą rękawice i łopaty. Czy zatem na rynku brakuje maszyn, które mogłyby ułatwić tego rodzaju robotę?

- Oczywiście że są - denerwuje się Słotwiński. - I chociaż wyroby wysyłamy za ocean, nie stać nas na nowoczesny sprzęt. Nie zamrozimy pieniędzy, gdy z odbiorcami nie mamy umów na kilka lat. Specjalizujemy się w krótkich seriach, które opłaca się produkować tylko w takich zakładach jak ten, czyli w manufakturach. Zresztą, nie stać nas nie tylko na nowoczesne urządzenia, ale także na rozbudowę firmy choćby o dział handlowy. Żyjemy z miesiąca na miesiąc, od wypłaty do wypłaty, i martwimy się o to, by utrzymać załogę. Pracujemy z robotnikami, bo lubimy. Gdyby człowiek miał stać i patrzeć im na ręce, to by się na śmierć zanudził!
Zapytany o przyszłość, Słotwiński odpowiada z przekąsem: - Wkrótce otworzymy skansen!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska