Bogusław Świtała w ubiegłym roku zdobył nagrodę Klio Porozumienia Wydawców Książek Historycznych za album ,,Zamek Krzyżacki w Malborku'', rok wcześniej - nagrodę Feniksa za album ,,Paradyż - klejnot architektury lubuskiej''. W dorobku ma dziesięć autorskich albumów ze zdjęciami. Pierwszy wyszedł zaledwie trzy lata temu.
Był w podstawówce, kiedy brat, już student, pojechał na rajd z Zorką. Nigdy niczego mu tak nie zazdrościł, jak tych zdjęć. Dwa lata podziwiał Zenita na wystawie sklepu, nim ojciec wyłożył całą pensję na aparat. Po drodze było pianino i szkoła muzyczna. Basen pod okiem Zygfryda Łojki. Piłka.
Wojsko - dzięki fotografii - z dala od poligonu. - Fotografowałem Gierka, Jaruzelskiego - zdjęcia Świtały z tego czasu drukował ,,Żołnierz Ludu''.
O mało co nie został inżynierem budownictwa po zielonogórskiej WSI. Na szczęście ojciec robił doktorat ze średniowiecznych wież obronnych środkowego Nadodrza. Syn zajął się dokumentacją. - To były pierwsze próby fotografowania architektury - wspomina niedoszły inżynier. Po drodze zaliczył kurs fotograficzny w Zakładzie Doskonalenia Zawodowego pod okiem mistrza Tadeusza Ambroża.
Lubi muzykę. Z głośników w mieszkaniu, które przed laty własnymi rękami urządzał na strychu przy ul. Lwowskiej, sączy się jazz. Sztuka interpretacji.
Od ciasteczek po cmentarz
Kilkanaście lat temu rezygnuje z pracy w domu kultury. Powstaje pracownia fotografii artystycznej i reklamowej. Świtała fotografuje wszystko. Ciasteczka makaroniki. Elementy budowlane. Cmentarz dla psów w Berlinie. Posadzki w supermarkecie. Tkaniny Polskiej Wełny. Jeziora. Wszystko, co zamówi zleceniodawca.
Pierwszy autorski album ,,Żary - stolica polskich Łużyc'' ukazuje się po dziewięciu latach współpracy z miastem i mniejszych publikacjach, realizowanych na zlecenie włodarzy.
To w obrębie fotografii oddzielna dziedzina, której nie sposób nauczyć się z podręcznika.
- Gospodarze miast i gmin zwykle chcą pokazać rozwój miasta: nowe ulice, świeże fasady bloków, bywa, że przystanek PKS, który jeszcze pachnie farbą.
- Asfalt jest wszędzie, a wy macie jedyną w województwie wieżę wartowniczą - przekonuje. Czasem na tyle skutecznie, że gospodarze zaczynają inaczej patrzeć na niszczejący zabytek, dostrzegając w nim skarb, wart kosztownej restauracji.
Trzy miesiące w Paradyżu
Zrazu miały być tylko zdjęcia do wydawnictwa promującego region. Przez ten tydzień mieszkał w klasztorze. To dość czasu, żeby zrobić zdjęcia. I zajrzeć do biblioteki.
Kiedy wchodzisz w nowe miejsce wprost z ulicy, z zegarkiem na ręku i kalendarzem bieżących zajęć w głowie, widzisz powierzchownie.
Gospodarze dają dach i wikt. Na początku jest dystans. Z uprzejmości. Żeby nie przeszkadzać gościowi w pracy. Ty też jesteś onieśmielony. Nie chcesz przeszkadzać gospodarzom. Jak wejść w ten świat?
- Zacząłem chodzić na msze. Obiady jadłem z klerykami. I dużo rozmawiałem. Dystans topniał.
Kiedy zagłębiasz się w historię, mieszkasz w miejscu, które masz przenieść na zdjęcia, zaczynasz widzieć więcej.
Te same mury wyglądają inaczej, gdy wstaje dzień, inaczej, gdy światło zanika.
A światło tworzy klimat, barwę, nastrój. Z tego rodzi się dramaturgia obrazów, na których pozornie nie dzieje się nic. Nie ma żywego człowieka, jego ruchu i gestu. Ale są - lub mogą być - ślady życia, jeśli będziesz umiał je odczytać.
Kiedy masz już pierwsze tropy, jest niedosyt. Wykonałeś obliczone na tydzień gorące zlecenie i - dopiero teraz - odkrywasz to miejsce. I teraz masz je zostawić?
- Do słonecznika podchodziłem kilka razy - mówi o jednym z nich. Żadne by się nie ukazało, gdyby nie ks. Zbigniew Kucharski, asystent diecezjalny, który wziął na siebie niewdzięczne zadanie pozyskania środków.
To dlatego album rodził się blisko dwa lata.
Cierpliwa niecierpliwość
Niecierpliwość odnosi się do wizji dzieła, którą - już - masz i chciałbyś jak najszybciej zrealizować. A cierpliwości - ogromnej! - trzeba, żeby wizja nabrała materialnych kształtów.
Paradyski album, oprócz zdjęć, tworzą głęboko przemyślane cytaty z Pisma św., wybrane z pomocą kleryków.
Tworzy go osobisty koloryt miejsca, który bierze się z cierpliwości czekania na światło. Z samodzielnie wywoływanych pozytywów (które prościej byłoby wysłać do punktu usługowego w Warszawie). Ale i z lektury, która zwróciła uwagę na ważny detal, którego wcześniej nie zauważyłeś. A skoro już wiesz, że jest istotny, zaczynasz inaczej na niego patrzeć.
A kiedy już zrobisz setki zdjęć, trzeba wybrać najlepsze. Pierwszym cenzorem jest żona, Ela. To ona na pytanie: to czy to, mówi: to jest lepsze.
Żółta teczka
Na teczce - napis: Sprawy Cystersów na Pomorzu. Zalążek pierwszego tomu z cyklu Średniowieczne szlaki kulturowe - z Clervaux na Pomorze. Który zacznie się od zdjęć we Francji.
A jeszcze Sudan z polską misją archeologiczną. A jeszcze Bramy Gdańskie... A jeszcze Przemyśl. Zdjęcia lotnicze nie gotowe. Szary materiał już jest. Znaczy - zdjęcia wykonane późną jesienią o wczesnej porze dnia. Ten album będzie miał specjalny koloryt.
Nie było zimy w Rokitnie
Słowo, którego fotograf najbardziej nie lubi, zaczyna się na ,,k''. Jak kalendarz. Album z Sanktuarium Maryjnego w Rokitnie musi być gotowy w kwietniu. Na początku lutego trzeba złożyć materiały. Do kompletu brak zimy. Której z zegarkiem w ręku nie zaplanujesz. Przyjdzie, kiedy zechce. Np. gdy walizki do Sudanu już spakowane i bilet w ręku.
Żeby zrobić Zamek Krzyżacki w Malborku we mgle, rzucił piwo i świeżo napoczętą pizzę. Taka pełnia księżyca, jaką udało się ująć nad Zamkiem Wysokim, oglądanym zza Nogatu, to kawałek bezsennej nocy.
Do Malborka przygotowywał się dwa lata. W zamku spędził dziewięć miesięcy.
Potem jedzie do miasta lub gminy, której gospodarze wymarzyli sobie lakierowaną wizytówkę regionu.
Niebieskie niebo, biała chmurka. Landrynka...
- A ja nie znoszę landrynek... - mówi autor albumów, który przed laty wyznaczył sobie granicę kompromisów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?