Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Od PGR-u do Solidarności

Małgorzata Trzcionkowska 518135502 [email protected]
Krzysztof Burzyński zaprasza na wystawę Twarze Bezpieki do pałacu
Krzysztof Burzyński zaprasza na wystawę Twarze Bezpieki do pałacu
Rozmowa z Krzysztofem Burzyńskim działaczem Solidarności ze wsi Długie koło Szprotawy, organizatorem wystawy "Twarze zielonogórskiej bezpieki", która można oglądać w holu cesarskim żagańskiego Pałacu Książęcego.

Nie wszystkie zmiany związane z transformacją mnie zachwyciły - stwierdza Krzysztof Burzyński. - Ale taka jest cena wolności.

- Jak pan trafił do Długiego i kiedy?

- Pochodzę stąd. Urodziłem się 13 grudnia. Szkołę podstawową skończyłem w 55 r. w Żaganiu. Po studiach pracowałem w PGR-ach w województwie szczecińskim, a także w kombinacie sadowniczym w Żarach. 13 grudnia 76 r. osiedliłem się w Długiem, gdzie kupiłem gospodarstwo ogrodnicze. Jak widać, ta data zawsze ważyła na moim życiu. To był dla mnie przełom. Pierwsza żona nie chciała wraz ze mną osiąść na wsi i zostałem sam. Bez naszych dwóch córek.

- W tych latach prowadzenie ogrodnictwa to było coś. Był pan kułakiem i badylarzem.

- No tak, na początku lat 80-tych prowadziłem największe gospodarstwo ogrodnicze na naszym terenie. Rzeczywiście, kiedyś na ogrodników mówiło się "badylarze". To było bardzo nieładne słowo. Na dzieci badylarzy mówiło się, że to bananowa młodzież. To również było pejoratywne określenie dla bogatych nierobów. Kryminały z tamtych czasów, w których jest złoto i dużo pieniędzy zawsze dotyczyły środowiska badylarzy. Muszę powiedzieć, że to był zawód ogromnie trudny, ale też muszę przyznać, że wówczas powodziło mi się o wiele lepiej, niż przeciętnym ludziom. Ale w latach późniejszych zawód ogrodniczy uległ całkowitej deprecjacji. W latach 82-83 cena czarnej porzeczki, która głównie uprawiałem spadła 35 krotnie.
- Powodziło się panu całkiem nieźle, wyjeżdżał pan za granicę?

- Nie bardzo. Byłem na wycieczce w ZSRR pociągiem przyjaźni, przez Pragę i Budapeszt. Na zachód nie udało mi się wyjechać.

- Jak to się stało, że badylarz zaangażował się w Solidarność?

- Od dzieciństwa byłem wychowywany w duchu patriotycznym. Interesowałem się prawdziwą historią Polski. Cudem nad Wisłą i Katyniem. Dopiero Solidarność dała takim ludziom, jak ja, możliwość mówienia prawdy i zrzeszania się. Jestem dumny, bo udało mi się stworzyć rejon organizacji dla trzech gmin: Szprotawa, Małomice i Niegosławice. Odwaga była wtedy w cenie, ale musze przyznać, że było jej dużo. Ludzie zdawali sobie sprawę, że to może ich jedyna szansa, żeby coś zrobić.

- Kiedyś Szprotawa była silna zakładami pracy; były m.in. Dolnośląskie Zakłady Odlewnicze, Garbarnia. Tamci działacze współpracowali z rolnikami?

- Oczywiście! Byliśmy sobie potrzebni. Oni załatwiali nam części do maszyn rolniczych, a my dostarczaliśmy im żywność.

- Jak pan przeżył 13 grudnia 81 r.?

- Miałem już wówczas drugą żonę i malutkiego syna. Stawiałem moje gospodarstwo na nogi i nie bardzo miałem czas na interesowanie się tym, co mówią w mediach. Spotykałem we wsi znajomych i jakoś tak mnie unikali, bo mieliśmy mieć zebranie Solidarności. W końcu jeden zawołał mnie do swojego domu i pokazał generała Jaruzelskiego w czarnych okularach.

- Na naszym terenie nie było szczególnych represji działaczy Solidarności?

- To prawda, ale 14 grudnia przyszli do mnie i chcieli internować. Dla moje rodziny to oznaczało zagładę, dramat. Uratował mnie ówczesny komisarz wojskowy. Dzięki jego wstawiennictwu zostałem wypuszczony do domu. Nie chciałem podpisać lojalki, ale wystarczyło zobowiązanie, że przez rok nie będę działał. Podjąłem zobowiązanie, ze względu na moją rodzinę.
- Porzucił pan politykę?

- Politykę tak, ale działania społeczne nie. M.in. przyczyniłem się do wybudowania szkoły w Długiem. W latach 90-tych byłem przewodniczącym Rady Miasta w Szprotawie.

- Co pan teraz robi? Nadal uprawia pan gospodarstwo?

- Z gospodarstwa został krajobraz księżycowy. Sprzedaje dom. Jestem na emeryturze i zająłem się działalnością edukacyjną.

- Czy o taką rzeczywistość, jaka jest dzisiaj, walczyliście?

- Nigdy nie mogłem się pogodzić ze zniszczeniem PGR-ów i degradacją wsi. To pokutuje do dzisiaj. Wielkim plusem transformacji jest nasza otwartość na świat i Europę.

- Skąd pomysł na wystawę Instytutu Pamięci Narodowej na naszym terenie?

- To część naszej historii, niestety ciągle mało znana. Wśród tych twarzy są ludzie, którzy działali też na terenie Żar, Żagania i Szprotawy. Warto, aby młodzież się dowiedziała, jak kiedyś było i jak żyli ludzie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska