Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odkrycie Eisteina: „Madame Curie się uśmiecha!”

Zdzisław Haczek
Zdzisław Haczek
27.10.2016. zielona gora redakcja dziennikarz  zdzislaw haczekfot. mariusz kapala / gazeta lubuska / polska press
27.10.2016. zielona gora redakcja dziennikarz zdzislaw haczekfot. mariusz kapala / gazeta lubuska / polska press Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Już pierwsza scena pokazuje, o jakiej Marii Skłodowskiej-Curie chce nam opowiedzieć reżyserka Marie Noëlle. Odkrywczyni polonu i radu, dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, a pierwsza kobieta, której przyznano ten laur – pływa w morzu. Samotnie. W harmonii z bezbrzeżnym żywiołem. Wiedzy? Niewiedzy?

Międzynarodowa koprodukcja „Maria Skłodowska-Curie” pokazuje polską noblistkę jako kobietę z krwi i kości. Kochającą najpierw męża Piotra, a po jego tragicznej śmierci – także wybitnego naukowca – Paula Langevina (całą trójkę połączą wiele lat później krypty Panteonu…). Troskliwa matka dwóch córek. Ambitna pani naukowiec, która w środku nocy zrywa się z łóżka i biegnie do przydomowego laboratorium...

Reżyserka zdejmuje Skłodowską z pomnika wybitnego naukowca. I rzuca na żer epoce. Antysemickiej Francji (sugerowanie, że Maria jest Żydówką było bezpodstawne), męskim szowinistom, którzy nie wyobrażają sobie, by kobieta objęła katedrę w Sorbonie czy została przyjęta do Francuskiej Akademii Nauk. Tu pierwsze skrzypce gra Emile Amagat, którego kreuje Daniel Olbrychski, ale mógłby Janusz Korwin-Mikke. Wypadłby bardzo przekonująco... To w końcu Maria, która ma romans z żonatym mężczyzną. A tego ówczesne brukowce i społeczeństwo początku XX w. nie mogło darować.

Padają w filmie zdania mówiące o odpowiedzialności naukowca-odkrywcy. Skłodowska deklaruje, że chce, by rad pomagał leczyć ludzi. Przestrzega przed niszczycielską siłą tkwiąca gdzieś w atomie.

Grzechem filmu Marie Noëlle jest... bogata biografia noblistki (1867-1934). Choć fabuła skupia się na kilku latach między Noblami dla Skłodowskiej, można odczuwać niedosyt, że tylko prześlizgujemy się po epizodach z życia kobiety, która miała siłę walczyć nie tylko z Tajemnicą, ale i dominującą w jej czasach mentalnością.

Ujmują zdjęcia Michała Englerta. Bardzo pasuje do roli Marii Karolina Gruszka. Ona cały czas jest ożywioną Skłodowską z czarno-białych fotografii. Ale tu jeszcze kobietą pełną pasji i namiętności. W świetnej sekwencji, kiedy umysły światowej sławy spacerują po nadmorskiej plaży, wszyscy zapięci na ostatni guzik, w czerni – nagle Albert Eistein (Piotr Głowacki) odkrywa: „Madame Curie się uśmiecha!”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska