Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odlotowa podróż do środka... serca

Zdzisław Haczek
„Odlot” od piątku w gorzowskim Heliosie i zielonogórskim Ciinema City
„Odlot” od piątku w gorzowskim Heliosie i zielonogórskim Ciinema City fot. UIP
Amerykańska animacja spółki Disney/Pixar "Odlot" proponuje atrakcyjną przygodę z dawką refleksji na tematy bardzo poważne.

Z tą podrożą do serca nie chodzi o jakieś peregrynacje chirurga czy wycieczki zminiaturyzowanych ludzików tętnicami spod znaku s-f. W "Odlocie" podróż do serca jest metaforą.

Oto Carl w jesieni życia: wdowiec z aparatem w uchu, metalową laską wyciszoną bejsbolowymi piłeczkami. Dla korporacji, które wznoszą drapacze chmur wokół jego drewnianego domku, to stary upierdliwiec, a nawet gwałtownik, który uparł się dożyć w swojej ukochanej dziupli ostatnich chwil.

Tymczasem w Carlu nagle odżyje dziecięce marzenie. Przywiąże do domu setki balonów z helem i wyruszy do wyśnionych górskich źródeł w Ameryce Południowej. W towarzystwie pasażera na gapę - rezolutnego ośmiolatka...

Jest w "Odlocie" potrzebna dawka przygody i humoru. Jest obowiązkowy czarny charakter w osobie zgorzkniałego podróżnika - idola Carla z dzieciństwa. Są zrealizowane z Bondowskim - jeśli w filmie animowanym możemy użyć takiego określenia - sceny brawurowych pościgów (domek na balonach kontra olbrzymi sterowiec) z pełnymi grozy skokami kamery w przepaść (emocji przybywa w wersji trójwymiarowej - 3D).

Sama komputerowa animacja, autorstwa spółki Disney - Pixar ("Toy Story", "Potwory i spółka", "WALL-E".), to szczyt szczytów jeśli chodzi o pomysłowość kadru i perfekcyjnie opracowane detale (te twarze, gdzie nagle skóra zadrży od tiku pod okiem). Mamy też swego rodzaju dbałość o realia. Na twarzy Carla w miarę upływu czasu rysuje się siwy zarost...
Można się czepiać, że psy gadają tu po ludzku na siłę, bo pomysł z wykorzystaniem specjalnych obroży wydaje się być zabiegiem sztucznym. Ale co sobie Cezary Pazura w polskiej wersji "poszczekał", to jego.

Można chwalić "Odlot" za ekologiczne przesłanie. Największym jednak atutem dzieła duetu reżyserów Pete Docter/Bob Peterson są sceny "dla starszego widza", czyli pozornie bez akcji. To perspektywa świata z punktu widzenia staruszka. W tych scenach czas zdaje się płynąć wolniej, film łapie oddech. Początkowe streszczenie losów Carla, poznania się z miłością jego życia - Elą, wplecenie dziecięcego marzenia w kilkadziesiąt lat ich wspólnego życia, nadaje tej animacji głębi. I nie chodzi nawet o efekt dydaktyczny - szacunek dla starszego człowieka.

Chodzi o to, co nadaje naszemu życiu sens. Podróż? Tak. Bo całe nasze życie jest podróżą...
Być może nadbuduję, ale w tych komputerowych kadrach daje czasami znać o sobie słynne ostatnie tchnienie innego starca - niejakiego obywatela Kane z rzuconym w pustkę samotności słowem: "Różyczka". Słowem-kluczem do serca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska