Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odurzony metanolem: Toromistrz dyplomowany

Marcin Łada 68 324 88 14 [email protected]
Marcin Łada, dziennikarz "GL"
Marcin Łada, dziennikarz "GL" Archiwum "GL"

Moje myśli idą zwykle… No właśnie zastanawiam się, jakim torem? Przyczepnym? Twardym? A może "selektywnym"? Podobne dylematy mają zwykle trenerzy, menedżerowie, kierownicy, prezesi i toromistrzowie. Tak, tak, w żużlu kilka ton granitowego tłucznia jest czasem ważniejsze od wszystkich innych elementów widowiska. Sztaby ludzi wbijają czubki swych drogich lub tańszych butów w błotko i kombinują.

Sztuka przygotowania torów żużlowych powinna być wykładana na AWF-ie. Studenci mogliby tam badać czasem niewiarygodne przypadki. Kilka zahacza o cuda. Jak to na przykład możliwe, że w okolicach stadionu nie ma ani jednej kałuży, a na torze mokro. Co tam błoto, glajda po kostki. Takie specyficzne zatrzymanie się chmury widziałem w Tarnowie za czasów pracy Romana Jankowskiego. Trener Aleksander Janas, który jeździł na żużlu, był sędzią, a przy tym liznął rolnictwa, tylko się uśmiechał. Kilka tygodni później miałem okazję zobaczyć próbkę jego pracy. Podczas meczu z Unią Tarnów nawierzchnia toru w Zielonej Górze przypominała gąbkę. Woda i powietrze uciekały mi z sykiem spod podeszwy. To wtedy pierwszy raz zasłynął Janusz Baniak, który dosłownie poszybował po upadku. Wróćmy jednak na właściwe tory. Patent Janasa poprawił Piotr Żyto. Czy sypki z natury i wkradający się w wytrzeszczone oczy fanów "żużel" może się zamienić w plastelinę? I znów profesorowie oraz studenci AWF mają materiał do badań. Oczywiście, że może. W Zielonej Górze zamienił się do tego stopnia, że trzeba go było mieszać ciężkim sprzętem, bo się już nie ślizgały koła motocykli. Na "selektywnym" obiekcie - ten termin już trafił do słowniczka - oczy wybałuszał nawet bardzo doświadczony zawodnik.

Widziałem tory, które pękały po dwóch biegach niczym po małym trzęsieniu ziemi. Odwiedzałem takie, gdzie jedna warstwa nawierzchni oddzielała się od drugiej niczym dywan od podłogi. Ale trafiały się też kolejne "cuda". Wspominany już Jankowski i jego ekipa zaskoczyli mnie jeszcze raz, ale w Lesznie. Na wirażach tamtejszego toru powstała półka. Autentycznie. Idąc od krawężnika do bandy trzeba było pokonać lekki skos i nim dotarło się do "materaca", trafiało się na płaski odcinek toru. "Taka sytuacja" - jak piszą współcześni w internecie, kiedy chcą się czymś pochwalić.

Dziś wszystko regulują przepisy, a kreację sztabów ograniczają komisarze torów. Czasem ograniczają ją tak boleśnie, że wyścig można skończyć po pierwszym okrążeniu, bo jest pewne, że już nikt nikogo nie wyprzedzi. Komisyjne liczenie okrążeń wykonanych przez traktory i satelitarne pomiary głębokości bronowania przypominają użycie komputera do wyliczenia pola prostokąta. Jakim torem podążają myśli tych, którzy to wszystko przygotowali? Mam wrażenie, że poczciwym polskim torem, którym jedzie się powoli lub wcale, bo ciągle jest w remoncie i prowadzi do całkiem innej historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska