Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odważny kucharz uratował tonącego chłopca

Tomasz Rusek 0 95 722 57 72 [email protected]
- Jaki tam ze mnie bohater? Bałem się tak samo, jak to dziecko - mówił nam wczoraj Paweł Rosiak. Za nic na świecie nie chciał się fotografować przy Kłodawce, gdzie uratował chłopca.
- Jaki tam ze mnie bohater? Bałem się tak samo, jak to dziecko - mówił nam wczoraj Paweł Rosiak. Za nic na świecie nie chciał się fotografować przy Kłodawce, gdzie uratował chłopca. fot. Aleksander Majdański
- Akurat szedłem do pracy. Zobaczyłem, że przy Kłodawce płacze jakiś dzieciak. Okazało się, że jego kolega tonie. Więc wyciągnąłem go z rzeczki i tyle - mówił skromnie Paweł Rosiak, kucharz w hotelu Gracja.

Pewnie nikt nie dowiedziałby się o bohaterskim czynie gorzowianina, gdyby nie to, że przy tym pomaganiu trochę się ubłocił, więc trzeba było opowiedzieć wszystko znajomym z pracy. Historię usłyszała też szefowa, pani Gabriela (nie chce nazwiska w gazecie), i to ona do nas zadzwoniła. - Jestem dumna, że zatrudniam takiego człowieka - podkreśliła.

Żaden superman

Rosiak na supermana nie wygląda. Skromny do bólu. Wyciągnąć z niego cokolwiek to wielka sztuka. Ma 40 lat, dwoje dzieci, mieszka na osiedlu Widok, od dwóch lat gotuje w Gracji.
- Gdy zobaczyłem dzieciaka w rzece, sam się wystraszyłem. Krzyczał strasznie, trząsł się z zimna i był przerażony. Nad wodą miał tylko głowę i ręce, którymi trzymał przybrzeżny lód. Reszta ciała była pod lodem! Do tego wciągał go tam namoknięty plecak... - opowiadał nam wczoraj pan Paweł.

Najpierw wszedł na lód, lecz ten zaczął trzeszczeć. Wskoczył więc z powrotem na brzeg i znalazł dużą gałąź. Malec nie mógł jej jednak chwycić, bo ręce miał zgrabiałe z zimna. W końcu jakoś złapał mniejsze gałązki, a Rosiak wytargał go z wody.

- Miałem ochotę zdrowo ochrzanić dzieciaka. Ale byłem w takich emocjach, że zdołałem go tylko odprowadzić na jego ulicę i kazałem - jak już będzie w domu - rozebrać się, przykryć kocami i czekać na rodziców - dodaje pan Paweł. Po bohaterskim czynie, jak gdyby nigdy nic, poszedł do pracy w hotelu Gracja.

Najlepiej z brzegu

Nasz bohater nie wie, jak mały pechowiec ma na imię, gdzie mieszka, ani ile ma lat. - Wyglądał na trzecioklasistę, mieszka w okolicy ulicy Wyszyńskiego - mówił pan Paweł.
Grzegorz Rojek, rzecznik gorzowskich strażaków, chwalił postawę kucharza. - Dobrze, że szybko zareagował i użył gałęzi - zaznaczył. Przy okazji przypomniał, że jeśli jesteśmy świadkami takiej sytuacji, musimy zareagować jak najszybciej. Lepiej ratować tonącego z brzegu: podać mu kij, gałąź, linę, związane szaliki.

A jeśli już musimy wejść na lód, powinniśmy się na nim położyć i powoli czołgać. Wtedy ciężar naszego ciała rozkłada się na większą powierzchnię i jest szansa, że pod nami tafla nie pęknie. - Najlepiej jeszcze poprosić kogoś o asekurację. Na wszelki wypadek. Bo jeśli i my zaczniemy tonąć, wtedy ktoś z brzegu będzie mógł wezwać pomoc - dodał Rojek.

Każdy może pomóc

Czy gorzowianie wiedzą, jak się zachować w takiej sytuacji? - Pewnie bym próbował podać tonącym rękę czy szalik. Ale mam nadzieję, że nie będę musiał się sprawdzić - mówił wczoraj Adam Bartecki. Pani Justyna powiedziała wprost: - Wzywałabym pomocy i zadzwoniła po straż. Taka odważna, jak ten kucharz, to chyba nie jestem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska