Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść wigilijna - Wspomnienie o Wigilii

Czytelniczka
Moje wspomnienie o Wigilii sięga lat 30 ubiegłego stulecia.

Nie będzie ono może zwykłe, ale dla mnie miłe i tkwiące głęboko w pamięci. Jeśli porównam ją z Wigiliami późniejszymi i obecnymi, to na pewno znacznie się od siebie różnią. Przede wszystkim była ona w swoim przebiegu bardziej religijna niż obecnie. Jako dziecko spędziłam ją z rodzicami i starszym bratem na wsi w woj. lubelskim. Wspominając moją Wigilię przychodzą mi najpierw na myśl duże śniegi i siarczyste mrozy, które w tym uroczystym dniu były.

Później widok zielonego drzewka na saniach ciągniętych przez parę koni, wesoło pobrzękujących dzwoneczkami. Przywozili ją z lasu, ojciec z bratem. Niezwłocznie przystępowali do oprawienia jej i wnoszenia pachnącej do mieszkania. Trzeba było przecież ze wszystkim zdążyć przed kolacją. Moim marzeniem było ustrojenie choinki zabawkami, przeważnie własnoręcznie wykonanymi, takimi jak np.: tekturowe lalki ubrane w kolorowe sukienki z bibuły krepiny (krepina - pomarszczona bibuła). Wśród nich był baletnica bardziej bogato ubrana niż inne lalki, był Mikołaj z brodą, ale w białym stroju także z krepiny.

Były jeżyki z bibułki, koszyczki na orzechy z glancowanego, kolorowego papieru. Zawieszone były czerwone jabłka, pierniczki i ciastka z dziurką. Na wierzch łańcuchy i anielskie włosy z pociętego w cieniutkie paseczki celofanu. Obowiązkowo musiały być także zawieszone zimne ognie i kolorowe, małe kręcone świeczki, które często powodowały niewielki pożar. Dopełnieniem wystroju wiejskiej izby były "pająki" zrobione z kolorowej bibułki i kawałków słomki, zawieszone na suficie. Wszystko to bardzo ładnie wyglądało na tle białych, mocno ukrochmalonych obrusów, firanek i zazdrostek. Pamiętam także, kiedy to w Wigilię na podłodze rozłożona była słoma ku uciesze dzieciaków i na pamiątkę stajenki, a w rogu izby ustawiony był duży snop z różnego rodzaju zboża, żeby się latem rodziło.

A gdy na niebie zabłysła pierwsza gwiazdka i jadło przez mamę uzyskane i ustawione na dużym stole z sianem pod obrusem i opłatkiem na wierzchu, schodzili się biesiadnicy: stryj z rodziną, sąsiad z żoną i my w czwórkę. Razem było nas 10 osób. Taki pośnik (kolacja wigilijna) odbywał się co rok w innej rodzinie. Po modlitwie, opłatku, życzeniach i pośniku składającego się z dwunastu potraw sięgaliśmy po kantyczkę (pieśni religijne) z kolędami i śpiewaliśmy. Sąsiad przygrywał na skrzypcach. Było dostojnie, świątecznie i uroczyście.

Prezentów pod choinką nie było, bo nie było po prostu takiego zwyczaju, ale były za to Herody (kolędnicy), które wędrując od chaty do chaty, dawały swoimi śpiewkami i zbytkami radość dzieciom i dorosłym. Po kolacji gospodarze zaglądali do swoich obór i chlewów, karmili zwierzęta opłatkiem i jadłem, które zostało na wigilijnym stole. Przed północą szliśmy całą rodziną na pasterkę do kościoła odległego od naszego domu ponad 2 km. Pamiętam, że w tę noc bardzo jasno świecił księżyc, pod butami skrzypiał mróz, a śnieg mienił się milionami gwiazdek. To był widok i przeżycie nie do zapomnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska