Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Opowieść wigilijna (XI). Płakaliśmy ze szczęścia, że żyjemy

Czytelnik
Wigilia w 1945 roku, po kilku miesiącach od zakończenia wojny.

Znaleźliśmy się na tak zwanych ziemiach odzyskanych we wsi Stare Strącze, pod Głogowem, woj. śląskie w domku opuszczonym przez rodzinę niemiecką, która uciekła przed nacierającym na zachód frontem. W domu były meble, garnki, zboże, jedynie krowy zdechły w sadzie z głodu i trzeba było je zakopać. Miałem wtedy 10 lat. Dzieciństwo przeżyłem w głodzie, trwodze o życie, w ciągłej ucieczce całą rodziną przed frontem i bombardowaniami. Trafiliśmy do łagru w Brodach, skąd Niemcy wywieźli nas do Oświęcimia. Z pomocą kolejarzy udało nam się uciec. Było głodno i chłodno. Miesiące nie zdejmowałem z siebie łachów, to wylęgły się wszy. I tak przyszła Wigilia 1945 rok.

Nie ma wojny. Nikt do nas nie strzela, nie bombarduje. Jest chleb, jest na stole kutia, jest barszcz, są ciastka i jabłka. Nie ma jeszcze prądu, świecą znalezione fanary (lampy) na naftę, sianko pod obrusem, opłatek. Wstaje mama i życzy nam wszystkim dużo zdrowia i żebyśmy już nigdy nie przeżywali tak strasznych dni wojennych. Siostra Zofia łamiąc się z mamą opłatkiem, zaczyna płakać. To udzieliło się nam, młodszej siostrze i najmłodszemu bratu Feliksowi. Płakaliśmy wszyscy ze szczęścia, że żyjemy. Siostra zaczęła kolędę "Bóg się rodzi". To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska