Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Orzeł Międzyrzecz przegrał w Pile

(rg)
Debiut 47-letniego Janusza Malinowskiego na trenerskiej ławce "Orłów" wypadł nie najgorzej. Jego podopieczni wyrwali w Pile "oczko" mierzącemu w awans do ekstraklasy Jokerowi, choć przy odrobinie lepszej koncentracji mogli sięgnąć nawet po pełną zdobycz punktową. Ale po kolei.

W inauguracyjnej partii nasi zaskoczyli rywali konsekwentnymi, trudnymi technicznie serwisami, kierowanymi głównie na Michała Lacha. Nie odpuszczali też w obronie i nad siatką, więc przez większą część tej odsłony prowadzili różnicą dwóch punktów. W końcówce gospodarze wyrównali na 21:21, lecz ostatnie akcje znów należały do międzyrzeczan.

W drugim secie drużyny na przemian uzyskiwały kilka "oczek" przewagi. Pilanie wygrywali 8:5 i 18:16, a chwilę wcześniej Orzeł prowadził 15:14. Gdy przyszło do rozstrzygających akcji, gościom zabrakło koncentracji przy wykonywaniu zagrywek. Obronili trzy setbole, ale czwarta próba przyniosła Jokerowi decydujący, 27. punkt.

Trzecia odsłona miała przedziwny przebieg. Znów przykładnie skoncentrowane "Orły" błyskawicznie uciekły przeciwnikom na 9:4 i 11:6, by chwilę później... remisować 11:11. Wszystko za sprawą Witolda Chwastyniaka, który precyzyjnymi serwisami zdobył dla gospodarzy pięć punktów z rzędu. Międzyrzeczanie kilka razy tylko popatrzyli, jak piłka spada na boisko pomiędzy ich przyjmującymi. Sami nie potrafili się zrewanżować rywalom takimi uderzeniami, więc końcówkę przegrali gładko do 21.

W czwartej odsłonie nasi odzyskali wigor. Sygnał do natarcia dał rozgrywający Maciej Fijałek, sześciokrotnie punktując z zagrywek i wyprowadzając swój zespół na prowadzenie 6:2. Gospodarze już się po tym nokdaunie nie podnieśli. Zaczęli atakować daleko poza boisko, nawet w trybuny (!), więc na tablicy pojawił się rezultat 21:11 dla przyjezdnych. Ekipie Malinowskiego nie zostało nic innego, jak tylko spokojnie dokończyć tego seta.

Tie break miał wyrównany przebieg jedynie do remisu 2:2. W tym momencie bardzo nieszczęśliwie zaatakował najlepszy w sobotę w Orle skrzydłowy Michał Jakubczak. Po jego uderzeniu piłka odbiła się od bloku i wychodziła w aut, ale... zahaczyła jeszcze o plecy opadającego na boisko międzyrzeczanina. Chwilę później gospodarze zdobyli kolejny punkt i już do końca wygrywali różnicą dwóch, trzech "oczek".

- W drugim i trzecim secie zabrakło nam szczęścia, zimnych głów oraz wyrachowania - podsumował występ swych podopiecznych nowy trener Orła. - Ale cieszy, że drużyna pozbierała się mentalnie po trudnych, ubiegłotygodniowych przejściach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska