Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskar Kwiatkowski: Jestem jak aktor wielkich scen, lubię prestiżowe wydarzenia. Dlatego igrzyska olimpijskie to coś właśnie dla mnie!

Adam Godlewski
Adam Godlewski
Zimowe igrzyska to wyzwanie, którego Oskar Kwiatkowski nie może się doczekać!
Zimowe igrzyska to wyzwanie, którego Oskar Kwiatkowski nie może się doczekać! Pawel Relikowski / Polska Press
Oskar Kwiatkowski ma w dorobku złoty medal mistrzostw świata i nie ukrywa, że półtoraroczna perspektywa - do kolejnych zawodów tej rangi - zachowania tytułu jest niezwykle przyjemna. Nadal odczuwa głód sukcesów i chętnie przystaje na porównanie do aktora wielkich scen. Bo na największych arenach najlepiej się spełnia. Nasz najlepszy snowboardzista skutecznie ścigając się ze światową czołówką nie zaniedbuje nauki i już w nadchodzącym roku powinien na studiach finiszować po tytuł magistra.

Co się zmieniło w twoim życiu po wywalczeniu tytułu mistrza świata w 2023 roku?
Na pewno wzrosła pewność siebie. Upewniłem się, że sposób, w jaki trenuję przynosi efekty. No i nie ukrywajmy – dla sportowca to rodzaj spełnienia. Pojawiły się także nowe zobowiązania.

Łatwiej teraz o sponsorów?
Zaczął mnie wspierać kurort, który w lutym będzie organizatorem snowboardowego Pucharu Świata w Polsce. Zostałem ambasadorem tego wydarzenia, a Jaworzyna Krynicka będzie moim głównym sponsorem. Dodajmy, że to będzie debiut naszego kraju jako organizatora snowboardowego PŚ, dlatego z mojej perspektywy ma to tak duże znaczenie. Bo wreszcie zawody najwyższej rangi w mojej dyscyplinie trafią do Polski! Bardzo mnie to cieszy i mam nadzieję, że wiele zmieni, w postrzeganiu snowboardu w kraju. Nigdy dotąd nie mieliśmy – choć od dawna chcieliśmy – Pucharu Świata. Odkąd startuję, zawsze marzyły mi się takie zawody na polskiej ziemi. I teraz właśnie, po moim złotym medalu w mistrzostwach świata w Gruzji, nadejdzie spełnienie i w tym aspekcie.

Zanim przypiąłeś deskę, smakowałeś innych dyscyplin. To pomaga w rozwoju?
Od dziecka w coś sportowego się bawiłem, to zasługa mojego taty, który też jest sportowcem. Dzięki niemu był hokej, tenis stołowy, judo i ju-jitsu, potem sam przesiadłem się na rower i jakoś... poleciało w kierunki snowboardu. Fakt, że złapałem bakcyla, to praca taty, który mnie zawsze w sport pchał. I w największym stopniu mnie ukształtował. Miałem po kim odziedziczyć dobre geny, ale z domu wyniosłem też wzorce. Gdy szedł na trening, to ja też z nim szedłem. Na przykład na siłownię, gdzie pokazywał mi podstawowe ćwiczenia.

Dziś nadal lubisz pójść na siłownię?
Wiadomo, jak człowiek robi to już tyle lat, to już nie jest to takie super wydarzenie, już się tak wizytą na siłce nie jaram jak dziecko. Ale cały czas lubię to co robię, po treningu nadal przychodzi satysfakcja, że wykonałem plan – mimo lekkiego zmęczenia. Jest już w tym jakaś rutyna, ale nie odczuwam znużenia. I to jest najważniejsze.

Rower także jest uwzględniony w przygotowaniach?
Ogólnie to lubię, kiedy w treningu jest bardzo dużo roweru, bo to urozmaicenie od... biegania. Biegamy interwały, takie pod specyfikę naszej dyscypliny - przyjazd trwa około 40 sekund – i jest to bardzo obciążające dla naszych stawów, kolan i kręgosłupa. Wiadomo, nie jesteśmy zbudowani jak lekkoatleci, to znaczy tacy szczupli. Dlatego rower jest super, bo też można zrobić fajną bazę tlenową i siłę, a nie obciąża całego aparatu ruchu tak bardzo jak jogging.

Z jakimi nadziejami przystąpiłeś do obecnego sezonu?
Plan minimum jest taki, żeby kwalifikować się do najlepszej szesnastki w każdych zawodach Pucharu Świata. Mamy dwa przejazdy kwalifikacyjne, po których właśnie taka liczba zawodników awansuje do fazy pucharowej. Na dzień dobry, w Carezzy, zadanie wypełniłem, bo byłem czternasty w kwalifikacjach, a ostatecznie skończyłem na piętnastym miejscu. A w jednej ósmej finału zabrakło mi czterech setnych sekundy, aby wygrać z Benjaminem Karlem i wejść do Top 8. To dowód, że jestem przygotowany bardzo dobrze, mam możliwości, żeby podejmować walkę z najlepszymi. Drugi Puchar Świata, w Cortinie d'Ampezzo, dobrze się zaczął dla mnie, byłem trzeci po pierwszym przejeździe kwalifikacyjnym. Niestety, w drugim uciekła mi krawędź, przez co bardzo dużo straciłem i nie wszedłem do tej upragnionej szesnastki. Takie pierwsze koty za płoty, ale do Davos - na slalom, bo wcześniej mieliśmy dwa giganty – jechałem pełen optymizmu.

W zeszłym roku byłeś piąty w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Apetyt rośnie w miarę jedzenia?
Wiadomo, że rośnie, ale to dla mnie zbyt odległa perspektywa, aby planować cały sezon. Staram się nastawiać psychicznie z zawodów na zawody i po prostu myśleć o najbliższym starcie. Świadomie nie wybiegam daleko w przyszłość, choć wiadomo, że cały czas w głowie jest Krynica, że to jest nasz start główny w obecnym sezonie. Zatem na 24 i 25 lutego celuję w najlepszą formę.

Trener postawił jakiś konkretny cel przed tobą?
Wiem tyle, że wierzy we mnie mocno i czuję jego wsparcie. Nie rozmawialiśmy jeszcze o konkretnych oczekiwaniach na ten sezon, zapewne dlatego, żeby nie nakładać na mnie dodatkowej presji wynikowej. Trener poznał mnie dobrze i wie, co dla mnie jest najlepsze. I to on jest od planowania długofalowego, a ja powinienem zachowywać się niczym Adam Małysz w apogeum kariery, gdy koncentrował się wyłącznie na najbliższym skoku. Teraz nie będzie zresztą mistrzostw świata, więc do końca obecnego sezonu i przez połowę następnego pozostanę mistrzem świata. Nawet gdybym leżał do góry brzuchem i nigdzie nie startował. To przyjemna perspektywa.

Ten tytuł zbudował twój autorytet w środowisku snowboardowym?Szacunkiem na pewno cieszyłem się już wcześniej, bo już wcześniej ucierałem przecież nosa światowej czołówce. A skoro pokazywałem wszystkim plecy, to konkurenci wiedzieli, że jestem szybki. I akurat pod tym względem niewiele się zmieniło po złotym medalu. Rywalizujemy na okrągło w cyklu Pucharu Świata, nieustannie porównujemy czasy i wiemy kogo na co stać w danym momencie. Stare wygi łatwo nie ustępują, ale już nieraz dostały ode mnie po uszach, więc mają świadomość, że teraz też mnie na to stać.

W twojej koronnej konkurencji, gigancie równoległym, główną rolę przy podobnym wytrenowaniu fizycznym odgrywa koncentracja?
Myślę, że najważniejsze jest właśnie przygotowanie psychiczne do rywalizacji. Objeżdżenie, praktyka treningowa czynią cię mocnym mentalnie, a gdy stajesz na starcie w pierwszej kolejności naprawdę liczy się głowa. Inne detale, jak choćby dobór smarów pod deskę, to już kwestie poboczne, ale też mogą odegrać jakąś rolę. Jeśli przegrałem zjazd o 4 setne sekundy, to wiadomo, że zadecydował nie gruby detal tylko jakiś szczególik. Dlatego na wszystko trzeba zwracać uwagę.

Masz marzenia, jako już dwukrotny uczestnik igrzysk, dotyczące zawodów olimpijskich?
Na pewno chciałbym na następne igrzyska pojechać i dać z siebie wszystko. Bo szczególnie lubię takie duże imprezy, z największymi czyli mistrzostwami świata i igrzyskami na czele. Dobrze radzę sobie z presją, takie wydarzenia pozytywnie mnie nakręcają. Jestem zatem spokojny o to, że na najbliższych igrzyskach nadal będę szybki, jak nie jeszcze szybszy, więc w zasadzie to już nie mogę się... doczekać! No, ale jeszcze trochę wody w Wiśle upłynie zanim będą igrzyska, więc lepiej – zejść na ziemię.

Dobrze rozumiem, że jesteś niczym aktor spełniający się na wielkich teatralnych scenach?
Można tak powiedzieć, naprawdę lubię takie wielkie wydarzenia, które wszyscy zawodnicy traktują super poważnie. I z racji tego, że to zawody najwyższej rangi, ludzie się nimi bardziej interesują niż na co dzień. Igrzyska to święto sportów, różnych dyscyplin, na całym świecie, więc to po prostu... coś dla mnie!

W sezonie nieustannie jesteś poza domem, rozmawiamy, gdy sportowe ścieżki zawiodły cię do Toblach. Jak uprzyjemniasz sobie czas w rozjazdach?
Co do filmów, to nie przywykłem oglądać ich w pojedynkę, więc gdy jestem sam w pokoju, to przeważnie czytam książkę i słucham dużo muzyki. No i jeszcze ogarniam studia. Magisterskie na kierunku wychowanie fizyczne.

W indywidualnym trybie?
Tak, można powiedzieć, że już kończę. Zostały mi 4 przedmioty praktyczne, napisanie pracy i jej obrona. W ramach programu Narodowa Reprezentacja Akademicka korzystam z opieki tutora co pozwala mi łączyć treningi i starty z nauką.

A jak ważna jest dla ciebie i związku współpraca z takim sponsorem jak ORLEN?
Cieszy mnie, że ORLEN wspiera różne dyscypliny sportu, w tym Polski Związek Narciarski, bo jest to gigant – i to nie tylko w wymiarze krajowym – z branży paliwowej, który ma możliwości, aby pokazać, dlaczego w sport warto inwestować. Jako sportowcy reprezentujemy Polskę, co samo jest wartością, ale też wskazujemy innym ludziom drogę. Pokazujemy, że można wybrać i postawić na zdrowy styl życia. To połączenie przyjemnego z pożytecznym, ale nie zmienia to oczywiście faktu, że to duży przywilej, że wspierają nas takie firmy jak ORLEN.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Oskar Kwiatkowski: Jestem jak aktor wielkich scen, lubię prestiżowe wydarzenia. Dlatego igrzyska olimpijskie to coś właśnie dla mnie! - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska