Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Otis zginął od kuli w lesie

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Otis był pięknym, rudo-białym husky'm. Pod koniec maja skończyłby dwa lata. - Jego śmierć to dla nas tragedia - mówi pani Anna.
Otis był pięknym, rudo-białym husky'm. Pod koniec maja skończyłby dwa lata. - Jego śmierć to dla nas tragedia - mówi pani Anna. fot. Archiwum Czytelniczki
- Zniknął mi z oczu na chwilę. Znam swojego psa. Pewnie zobaczył ludzi i z radością pobiegł do nich - opowiada pani Anna. Po chwili kobieta usłyszała dwa wystrzały. Jeden z nich był śmiertelny.

Mieszkanka Gilowa w gminie Strzelce Kraj. (nazwisko do wiadomości redakcji) wybrała się z psem na spacer w stronę pobliskiego lasku. - Husky musi się wybiegać, chodziliśmy tam codziennie - twierdzi kobieta.

Oto jej relacja: - Szłam polną drogą, pies biegał koło mnie. Czasami na chwilę znikał między drzewami, ale gdy go zawołałam, wracał. Na skrzyżowaniu zobaczyłam samochód. Domyśliłam się, że przyjechali nim myśliwi lub straż leśna, więc zaczęłam stanowczo przywoływać Otisa. Widziałam go, a on musiał zobaczyć mężczyzn, bo pobiegł w ich stronę. Pies był spokojny i przyjazny, nikomu nie zrobiłby krzywdy. Straciłam go z oczu na około minutę. Po chwili usłyszałam dwa przeraźliwe strzały.

Pani Anna pobiegła w ich stronę i natknęła się na dwóch mężczyzn: - Jeden z nich powiedział, że mieli prawo strzelić do psa, bo gonił sarnę. Wmawiał mi, że zginął przeze mnie, bo biegał luzem. Otis leżał na bocznej ścieżce, widziałam jedynie jak na chwilę podniósł głowę.

Mężczyźni nie pozwolili kobiecie podejść do psa. Jeden z nich wcisnął jej 200 zł, mówiąc, by kupiła sobie nowego. - Jeśli mieli prawo do oddania strzału, to po co te pieniądze? - zastanawia się dziś mieszkanka Gilowa. Wtedy zszokowana wzięła banknoty, ale w domu, gdy emocje trochę opadły, zadzwoniła na policję. Funkcjonariusze odnaleźli miejsce zastrzelenia psa, wykonali oględziny oraz m.in. znaleźli łuskę ze sztucera. Przesłuchali też strażników leśnych będących w tym czasie na służbie, panią Annę (przekazała im te 200 zł) oraz jednego z myśliwych. - Strzelającego nie zastaliśmy, bo wrócił do domu w rejonie Wolsztyna - informuje rzecznik strzeleckich policjantów Andrzej Węglarz.

Myśliwi są z koła łowieckiego Safari ze Słubic. Według ich relacji, pies biegł za uciekającymi sarnami. Znajdowali się około 60 m od zwierząt, kiedy padły strzały. W sprawie trwa dochodzenie. Zgodnie z prawem puszczanie psa luzem w lesie (oprócz polowania) jest wykroczeniem. Ale nie daje to żadnej postawy do zabicia zwierzęcia, kiedy nie stanowi ono bezpośredniego zagrożenia dla leśnej zwierzyny. - Jeśli zebrany materiał dowiedzie, że myśliwy niezasadnie zabił psa, wówczas usłyszy zarzut popełnienia przestępstwa z ustawy o ochronie zwierząt, za który grozi kara do roku więzienia - dodaje A. Węglarz.

Skontaktowaliśmy się z prezesem koła Safari. - O sprawie wiem tylko z rozmowy telefonicznej - przyznaje Tadeusz Łuckiewicz. - Prawdopodobnie pies trzymał sarnę. Znam człowieka, który strzelił. To odpowiedzialny myśliwy, na pewno miał powód. Z doświadczenia wiem, że w takich przypadkach salwa nic nie daje.

T. Łuckiewicz dodaje, że zimą miał aż 12 zgłoszeń o zagryzionych przez psy sarnach właśnie w okolicach Gilowa, Bobrówka, Sokólska i Lubicza. - Tam sytuacja jest najgorsza. W śniegu sarna czy zając nie uciekną - mówi prezes koła. - Kiedyś był obowiązek strzelania do błąkających się po lesie psów, jeśli do najbliższych zabudowań było więcej niż 200 metrów. Teraz myśliwy musi ocenić, czy zwierzę ma właściciela, czy jest zdziczałe. W takich przypadkach wystarczyłoby, by pies miał kaganiec. Wtedy nikt do niego nie strzeli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska