Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pan Leszek już nie wróci! Kto jest winny śmierci mieszkańca Małomic?

Małgorzata Trzcionkowska 518 135 502 [email protected]
Mieszkańcy Małomic znaleźli zaginionego w kilka minut, mimo iż wcześniej szukała go policja i żandarmeria wojskowa.
Mieszkańcy Małomic znaleźli zaginionego w kilka minut, mimo iż wcześniej szukała go policja i żandarmeria wojskowa. Fot. straż pożarna
- Byłam w szoku, gdy usłyszałam, że strażacy zaprzestają poszukiwań - wspomina Marta Lisiecka, synowa pana Leszka. - Po chwili dotarło do mnie, że znaleźli tatę martwego. Leżał twarzą w wodzie, z wyciągniętymi rękami.

Pustka po stracie żony

Leszek Lisiecki miał zaledwie 60 lat. Kochającego syna Mariusza, synową Martę oraz dwoje wspaniałych wnuków. - Pracowałem z nim jako elektryk - opowiada przyjaciel, Henryk Niechwiadowicz z Bobrzan. - Mogę powiedzieć o nim same dobre rzeczy. Życzliwy, pomocny i bardzo koleżeński. Największym ciosem była dla niego śmierć ukochanej żony Ireny, która zmarła w marcu ubiegłego roku.

Gdy odeszła, pan Leszek zaczął mówić, że chce do niej pójść. Zaczął też poważnie nadużywać alkoholu. Pilnował go syn, jednak jesienią pojechał na misję w Afganistanie. - Mąż w krótkim czasie stracił oboje rodziców - mówi M. Lisiecka. - To dla niego to ogromny cios. Ja starałam się tacie pomagać, ale moje możliwości są ograniczone, bo mam dwoje dzieci i własny dom. Święta Bożego Narodzenia tato spędził z nami. Był trzeźwy. Ale po Sylwestrze znowu zaczął pić. Nie chodził do pracy, płakał za żoną i synem.

14 stycznia upadł na chodnik i został zabrany do szpitala w Szprotawie. Tam lekarz stwierdził, że ma zapalenie gardła i jest pijany. Po kilku godzinach pani Marta dostała telefon, żeby zabrać ojca do domu. - Mimo że upadł, nikt nie zrobił mu zdjęcia głowy - denerwuje się kobieta. - Skarżył się na duszności, ale nie zrobiono mu EKG. Został odesłany po podstawowych badaniach, chociaż powtarzał, że nie chce żyć.

W szpitalu w pampersie

Na drugi dzień pani Marta dostała telefon, że ojciec znowu jest w szpitalu. Przyszła do niego z niedzielnym rosołem. - Wyglądał strasznie - opowiada synowa. - Był podłączony do kroplówki i ubrany w pampersa. Patrzył w sufit i zachowywał się dziwnie. Płakał, mówił o żonie. Ale nie zapytał o wnuki, ani o Mariusza.

W poniedziałek pani Marta otrzymała kolejny telefon ze szpitala. Okazało się, że pacjent wyszedł z oddziału w piżamie i tak naprawdę nikt nie wie, czy w nocy, czy też rano. W jego rzeczach brakowało żyletki. Kobieta przeraziła się, że mógł odebrać sobie życie. Natychmiast zgłosiła się na komisariat policji w Szprotawie. - Ojciec był bardzo słaby i ledwie powłóczył nogami - kontynuuje M. Lisiecka. - W poniedziałek policjanci zaczęli go szukać w Małomicach. Sprawdzili bary i meliny. Bez rezultatu. Zdenerwowany mąż dzwonił nawet z Afganistanu na komisariat.

W środę zdesperowana kobieta poprosiła o pomoc żandarmerię wojskową, która wraz z policją w czwartek przeszukiwała teren wokół szpitala. Niczego nie znaleźli, ale nie podjęli poszukiwań następnego dnia.

- Pomyślałem, że nie powinniśmy odpuszczać sprawy Leszka i pojechałem do pani burmistrz, do Małomic - podkreśla H. Niechwiadowicz.

Leżał przez sześć dni w rowie

Małgorzata Sendecka pomogła w zorganizowaniu poszukiwań. Zadysponowała strażaków z Małomic, Lubiechowa i Chich. Małomicki Ośrodek Kultury odbił plakaty z podobizną pana Leszka, a ksiądz na mszach zachęcał do poszukiwań. W niedzielne południe pod remizą zebrali się mieszkańcy Małomic i pojechali szukać sąsiada w Szprotawie. - Znaleźliśmy ciało zaledwie 10 minut po przyjeździe - opowiada Adam Krawczyk z OSP Małomice. - Przeoczono je podczas wcześniejszych poszukiwań.
Ciało pana Leszka leżało w rowie z wodą, jakieś 50 metrów od szpitalnego płotu. - Mam wielki żal do szpitala - podkreśla pani Marta. - To skandal, że człowiek poważnie chory, z zaburzeniami świadomości i ubrany w pampersa mógł tak po prostu wyjść w piżamie ze szpitala, a jego nieobecność została zauważona dopiero po kilku godzinach. Próbowałam się skontaktować z panią dyrektor, ale ciągle jest nieuchwytna. Z pewnością nie zostawię tak tej sprawy.

Małgorzata Barańska, szefowa szprotawskiej lecznicy zaznacza, że placówka jest otwarta. Pacjent był dorosły, nie był ubezwłasnowolniony, ani też nie był pod kuratelą. - Gdy pielęgniarki zauważyły jego nieobecność, natychmiast zgłosiliśmy to policji - wyjaśnia dyrektorka. - Z naszej strony nie było żadnych zaniedbań, a poszukiwania zaczęły się bardzo szybko.
Podinspektor Sylwia Woroniec rów
nież podkreśla, że policja szukała pana Leszka przez cały czas. Oprócz wspólnej akcji z żandarmerią, były komunikaty w prasie i na policyjnym portalu. - Poszukiwania były utrudnione, bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy, w jakich godzinach wyszedł ze szpitala.

To nie zmienia faktu, że policyjne poszukiwania były nieskuteczne. Pana Leszka znaleźli go ofiarni mieszkańcy Małomic, którym rodzina zmarłego serdecznie dziękuje.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska