Pustka po stracie żony
Leszek Lisiecki miał zaledwie 60 lat. Kochającego syna Mariusza, synową Martę oraz dwoje wspaniałych wnuków. - Pracowałem z nim jako elektryk - opowiada przyjaciel, Henryk Niechwiadowicz z Bobrzan. - Mogę powiedzieć o nim same dobre rzeczy. Życzliwy, pomocny i bardzo koleżeński. Największym ciosem była dla niego śmierć ukochanej żony Ireny, która zmarła w marcu ubiegłego roku.
Gdy odeszła, pan Leszek zaczął mówić, że chce do niej pójść. Zaczął też poważnie nadużywać alkoholu. Pilnował go syn, jednak jesienią pojechał na misję w Afganistanie. - Mąż w krótkim czasie stracił oboje rodziców - mówi M. Lisiecka. - To dla niego to ogromny cios. Ja starałam się tacie pomagać, ale moje możliwości są ograniczone, bo mam dwoje dzieci i własny dom. Święta Bożego Narodzenia tato spędził z nami. Był trzeźwy. Ale po Sylwestrze znowu zaczął pić. Nie chodził do pracy, płakał za żoną i synem.
14 stycznia upadł na chodnik i został zabrany do szpitala w Szprotawie. Tam lekarz stwierdził, że ma zapalenie gardła i jest pijany. Po kilku godzinach pani Marta dostała telefon, żeby zabrać ojca do domu. - Mimo że upadł, nikt nie zrobił mu zdjęcia głowy - denerwuje się kobieta. - Skarżył się na duszności, ale nie zrobiono mu EKG. Został odesłany po podstawowych badaniach, chociaż powtarzał, że nie chce żyć.
W szpitalu w pampersie
Na drugi dzień pani Marta dostała telefon, że ojciec znowu jest w szpitalu. Przyszła do niego z niedzielnym rosołem. - Wyglądał strasznie - opowiada synowa. - Był podłączony do kroplówki i ubrany w pampersa. Patrzył w sufit i zachowywał się dziwnie. Płakał, mówił o żonie. Ale nie zapytał o wnuki, ani o Mariusza.
W poniedziałek pani Marta otrzymała kolejny telefon ze szpitala. Okazało się, że pacjent wyszedł z oddziału w piżamie i tak naprawdę nikt nie wie, czy w nocy, czy też rano. W jego rzeczach brakowało żyletki. Kobieta przeraziła się, że mógł odebrać sobie życie. Natychmiast zgłosiła się na komisariat policji w Szprotawie. - Ojciec był bardzo słaby i ledwie powłóczył nogami - kontynuuje M. Lisiecka. - W poniedziałek policjanci zaczęli go szukać w Małomicach. Sprawdzili bary i meliny. Bez rezultatu. Zdenerwowany mąż dzwonił nawet z Afganistanu na komisariat.
W środę zdesperowana kobieta poprosiła o pomoc żandarmerię wojskową, która wraz z policją w czwartek przeszukiwała teren wokół szpitala. Niczego nie znaleźli, ale nie podjęli poszukiwań następnego dnia.
- Pomyślałem, że nie powinniśmy odpuszczać sprawy Leszka i pojechałem do pani burmistrz, do Małomic - podkreśla H. Niechwiadowicz.
Leżał przez sześć dni w rowie
Małgorzata Sendecka pomogła w zorganizowaniu poszukiwań. Zadysponowała strażaków z Małomic, Lubiechowa i Chich. Małomicki Ośrodek Kultury odbił plakaty z podobizną pana Leszka, a ksiądz na mszach zachęcał do poszukiwań. W niedzielne południe pod remizą zebrali się mieszkańcy Małomic i pojechali szukać sąsiada w Szprotawie. - Znaleźliśmy ciało zaledwie 10 minut po przyjeździe - opowiada Adam Krawczyk z OSP Małomice. - Przeoczono je podczas wcześniejszych poszukiwań.
Ciało pana Leszka leżało w rowie z wodą, jakieś 50 metrów od szpitalnego płotu. - Mam wielki żal do szpitala - podkreśla pani Marta. - To skandal, że człowiek poważnie chory, z zaburzeniami świadomości i ubrany w pampersa mógł tak po prostu wyjść w piżamie ze szpitala, a jego nieobecność została zauważona dopiero po kilku godzinach. Próbowałam się skontaktować z panią dyrektor, ale ciągle jest nieuchwytna. Z pewnością nie zostawię tak tej sprawy.
Małgorzata Barańska, szefowa szprotawskiej lecznicy zaznacza, że placówka jest otwarta. Pacjent był dorosły, nie był ubezwłasnowolniony, ani też nie był pod kuratelą. - Gdy pielęgniarki zauważyły jego nieobecność, natychmiast zgłosiliśmy to policji - wyjaśnia dyrektorka. - Z naszej strony nie było żadnych zaniedbań, a poszukiwania zaczęły się bardzo szybko.
Podinspektor Sylwia Woroniec rów
nież podkreśla, że policja szukała pana Leszka przez cały czas. Oprócz wspólnej akcji z żandarmerią, były komunikaty w prasie i na policyjnym portalu. - Poszukiwania były utrudnione, bo tak naprawdę nie wiedzieliśmy, w jakich godzinach wyszedł ze szpitala.
To nie zmienia faktu, że policyjne poszukiwania były nieskuteczne. Pana Leszka znaleźli go ofiarni mieszkańcy Małomic, którym rodzina zmarłego serdecznie dziękuje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?