Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pijani rodzice pobili swoje dzieci. Przeżyły prawdziwy horror

Paweł Kozłowski 95 722 57 72 [email protected]
Dzieci odseparowano od rodziców, ale wciąż mieszkają w jednym budynku.
Dzieci odseparowano od rodziców, ale wciąż mieszkają w jednym budynku.
Ojciec uderzył 12-letniego syna, bo ten wytrącił mamie piwo z ręki. W tym czasie mamusia chciała zabrać córce kieszonkowe. Na alkohol. Dziewczyna nie oddała pieniędzy, więc oberwała po twarzy. - W tej wsi to nie jest najgorsza rodzina - mówią w pomocy społecznej.

W małej miejscowość w pobliżu Strzelec Kraj. (ze względu na dobro dzieci nie podajemy nazwy) mieszka około 200 rodzin. We wsi są duże zabudowania po byłym PGR-ze i trochę domów wokół. Przed laty mieszkańcy żyli z państwowego gospodarstwa, teraz większość z nich pracuje dorywczo u miejscowych przedsiębiorców. - 50 lat tu mieszkam i takiego skandalu nie pamiętam - mówi jedna z napotkanych kobiet.

W zeszłą niedzielę pijani rodzice pobili swe dzieci. Po południu kupili alkohol w miejscowym sklepie. Pili na ogródku. W pewnym momencie 12-letni chłopak wyrwał z rąk matki puszkę i wylał piwo. To tak rozsierdziło ojca, że przylał malcowi. Z naszych ustaleń wynika, że uderzył go w klatkę piersiową i nogę. W tym czasie matka poszła do mieszkania, bo 15-letniej córce chciała zabrać kieszonkowe na alkohol.

Kiedy dziewczyna się nie zgodziła, zaczęła ją szarpać za włosy, uderzać po twarzy i przewróciła na podłogę. Wszystko działo się w obecności babci, u której mieszka rodzina oraz sąsiadki. Starsza pani z sąsiedztwa, kulą do podpierania, zaczęła uderzać matkę, by ta puściła córkę...

Wezwani policjanci około 18.00 zatrzymali kobietę. Według funkcjonariuszy, 38-latka była agresywna. W wydychanym powietrzu miała 2,3 promila alkoholu. Jej partner (rodzice żyją w konkubinacie) uciekł. Policjanci zatrzymali go dopiero na drugi dzień rano. Jeszcze wtedy wydmuchał 1,7 promila. - Pobite dzieci zostały przebadane przez lekarza i trafiły pod opiekę babci, która potwierdziła, że rodzice nadużywają alkoholu i znęcają się nad nimi - mówi Artur Chorąży, z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie.

Mieszkańcy niechętnie mówią o aferze. Nie chcą nawet wskazać dokładnie, gdzie mieszka rodzina. - Oni nie wydawali się tacy źli. Był alkohol, ale bez agresji - twierdzi kobieta z drugiej strony wsi. Kiedy w poniedziałek rodzice trzeźwieli w areszcie (usłyszeli zarzuty psychicznego i fizycznego znęcania się nad małoletnimi, za co grozi im do pięciu lat pozbawienia wolności), dzieci poszły na przystanek. Jednak na szkolny autobus się nie doczekały. Wyśmiewane przez rówieśników, uciekły do domu.

38-latka i jej konkubent wychowują trójkę dzieci. 12-latek i 13-latka chodzą do podstawówki, najstarsza córka uczy się w gimnazjum. Cztery lata temu strzelecki Ośrodek Pomocy Społecznej wystąpił do sądu o ograniczenie im praw rodzicielskich.

W domu był alkohol, dzieci chodziły zaniedbane. Rodzina była pod nadzorem kuratora. Para kilka lat temu rozeszła się, ale wciąż mieszkali w tej samej wsi. Od zeszłego roku znów są razem. - Widocznie zależało im na rodzinie, chcieli ją ratować - mówi pracownik pomocy społecznej, który zna ich sytuację.

42-latek zajął przystosowane pomieszczenie na poddaszu (bez kuchni i łazienki). Ona z dziećmi została piętro niżej u swej mamy, gdzie mieszkają też jej dwaj bracia. Siedem osób na trzech pokojach.

- Z panią kurator byliśmy u nich przynajmniej raz w miesiącu. Wizyty zawsze były niezapowiedziane. W mieszkaniu było biednie, ale za to posprzątane - dodaje pracownik OPS. - Żaden z sąsiadów nie telefonował do nas, że dzieje się tam coś złego, że jest pijaństwo. W tej wsi nie jest to rodzina w najgorszej sytuacji. Korzystali z opieki, ale jedynie przed świętami lub gdy zbliżał się nowy rok szkolny.

Zawsze sobie jakoś radzili. On pracował na budowie, ona dorabiała w polu.
Po pobiciu, dzieci trafiły pod opiekę babci. Teraz to ona będzie także dostawać pieniądze z OPS-u. Rodzeństwo zostało odseparowane od rodziców. Choć tylko teoretycznie, bo wciąż mieszkają w jednym budynku.

Maria Spławska, pedagog z gimnazjum w Strzelcach Kraj. (szkoła odmówiła udostępnienia kontaktu z uczennicą), gdzie uczy się 15-latka kilkakrotnie była w jej domu. - Mieszkanie jest zaniedbane, nie widać starań o to, by było w nim schludnie - przyznaje. - Rodzice, przynajmniej jeśli chodzi o gimnazjum, nie wyrażają zainteresowania dzieckiem, nie kontaktują się ze szkołą, nie przyjeżdżają na wywiadówki.

O dziewczynie mówi: - Cicha, skromna, wycofana w stosunku do dorosłych, z koleżankami w klasie ma dobry kontakt. Jeśli w domu już są jakieś problemy, to ona o nich nie mówi. To, co się dzieje w jej rodzinie, wydedukowaliśmy z zachowania dziewczynki.

Jeszcze w pierwszej klasie była zmotywowana do pracy, aktywna, uczyła się na czwórkach. Teraz, w drugim semestrze drugiej klasy, uczy się słabo. Z rozmów z nią wynika, że wręcz brakuje jej motywacji do życia.

Pracownik strzeleckiej pomocy społecznej dodaje, że nie tak dawno 15-latka opowiadała, że atmosfera w rodzinie poprawiła się: - Mówiła, że ojciec schodzi do nich na dół. Razem grają w karty i planszówki. Wydawało się, że już jest tak dobrze...

Pracownik ośrodka pomocy społecznej Marian Ambrożuk uważa, że zachowanie dzieci może świadczyć o tym, że postanowiły w końcu sprzeciwić się postępowaniu rodziców: - Kilka lat temu, dzień przed Wigilią, przyszła do ośrodka 14-latka z rodzeństwem.

Na rękach trzymała chłopczyka, z boku stała młodsza dziewczynka. Opowiedziała, jak ubierali z rodzicami choinkę, a oni znowu zaczęli pić i się awanturować. Dziewczynka poprosiła o umieszczeniu ich w domu dziecka.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska