Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarze GKP Gorzów Wlkp. grają dla siebie i kibiców

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
Po tym ataku zasłoniętego Daniela Ciacha na bramkarza Odry Michała Buchalika piłka wpadła do siatki, ale sędzia słusznie nie uznał gola. Z lewej pomocnik wodzisławian Szymon Jary (nr 15) i napastnik gorzowian Emil Drozdowicz.
Po tym ataku zasłoniętego Daniela Ciacha na bramkarza Odry Michała Buchalika piłka wpadła do siatki, ale sędzia słusznie nie uznał gola. Z lewej pomocnik wodzisławian Szymon Jary (nr 15) i napastnik gorzowian Emil Drozdowicz. fot. Bogusław Sacharczuk
- Co mieliśmy zrobić, nie wyjść na boisko?! - zapytał retorycznie po sobotnim meczu trener GKP Gorzów Wlkp. Krzysztof Pawlak. Jego zawodnicy nie dostają pieniędzy, a mimo to są wiceliderami zaplecza ekstraklasy.

Choć pojedynek gorzowian z Odrą Wodzisław Śląski konkurował czasowo z międzypaństwowym meczem Polska - Ukraina, to na trybunach stadionu przy ul. Olimpijskiej zasiadło półtora tysiąca widzów. I na pewno nie żałowali swego wyboru, bo zobaczyli pasjonujące, zakończone zwycięstwem ich drużyny spotkanie.

Odra nie prezentuje tej samej sportowej wartości, co w wiosennych rozgrywkach ekstraklasy, ale wciąż ma w swoich szeregach kilku ligowych wyjadaczy. Jeden z nich, 36-letni pomocnik Jan Woś, dość obrazowo tłumaczył po meczu różnice między najwyższą klasą rozgrywkową a pierwszą ligą: - W ekstraklasie zawodnicy zdecydowanie dłużej utrzymują się przy piłce. Trzeba się sporo nabiegać, by im ją odebrać. Tutaj jest inaczej. Chłopcy nie czują takiej presji, więc chętnie decydują się na długie podania i godzą się na częste straty. Powiem uczciwie, że po pierwszoligowym spotkaniu czuję się mniej zmęczony. Bo nie muszę w nim tak wiele biegać.

Fanom gospodarzy mecz się jednak bardzo podobał. Po pasjonującej końcówce, w której Emil Drozodowicz i Grzegorz Wan zapewnili niebiesko-białym trzy punkty, żegnali schodzących do szatni piłkarzy owacją na stojąco. Było się z czego cieszyć, bo pokonując 2:1 Odrę, gorzowianie utrzymali pozycję wiceliderów tabeli i zadali kłam tezie, iż finansowe problemy zniechęcą ich do maksymalnego wysiłku.

- Co mieliśmy zrobić, nie wyjść na boisko?! - zapytał retorycznie kilkanaście minut po zakończeniu spotkania trener GKP Krzysztof Pawlak. - W zespole znalazło się dziewięciu nowych, bardzo młodych zawodników, którzy nie odczuwają jeszcze nawarstwiających się problemów. Totalnej tragedii jeszcze nie ma, lecz taka sytuacja nie może trwać w nieskończoność. Dziś chłopcy tańczą w szatni z radości, ale jutro rano się obudzą i znów zaczną myśleć o kłopotach. Chcemy wierzyć w zapewnienia szefów klubu, że mają pomysł na wyrównanie zaległości.

Przed spotkaniem na trybunach było słychać głosy, iż posadzenie na ławce rezerwowych kapitana drużyny Artura Andruszczaka, Krystiana Feciucha oraz Krzysztofa Kaczmarczyka jest karą dla tych piłkarzy za ubiegłotygodniowe strajki i wypowiedzi. Pawlak zdecydowanie zdementował te pogłoski. - Skład ustalam samodzielnie, za każdym razem jest to moja suwerenna decyzja - oświadczył. - Decyduje wyłącznie sportowa forma zawodników. Chłopcy to rozumieją i nie obrażają za rolę rezerwowych.

A sami gracze? - Futbol to całe nasze życie. Gramy dla kibiców i o swoją sławę - zapewnił Wan, który zadebiutował w tym sezonie po wyleczeniu kontuzji. - Finansowe problemy wciąż nam siedzą w głowach, lecz gdy wychodzimy na boisko, zupełnie o nich zapominamy.

Podobny punkt widzenia zaprezentował Adrian Łuszkiewicz. - Jesteśmy młodzi, więc bardzo chcemy się pokazać - powiedział. - W ligowych meczach dajemy z siebie sto procent możliwości. I pamiętamy, że prawdziwe pieniądze czekają na nas dopiero w ekstraklasie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska