Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po zawaleniu się rudery w Zielonej Górze kobiety boją się o swoje życie, a miasto rozkłada ręce

Danuta Kuleszyńska
Krystyna Kmiecik: - Nie stać mnie na remont dachu. Powinna zrobic to wspolnota, bo to ich rudera naruszyła konstrukcję
Krystyna Kmiecik: - Nie stać mnie na remont dachu. Powinna zrobic to wspolnota, bo to ich rudera naruszyła konstrukcję fot. Mariusz Kapała
- Nie śpię po nocach, bo cały czas myślę, czy pani Marcie dachówki nie polecą na głowę. Albo nie daj Bóg, ściana się zawali i jeszcze ktoś zginie! - Krystyna Kmiecik jest mocno przerażona.

W czwartek miną dwa tygodnie odkąd przy Sikorskiego 47 rozsypała się rudera. Do redakcji dzwoni Krystyna Kmiecik, właścicielka budynku przylegającego do pustostanu. Jest cała roztrzęsiona.

- Od wypadku pies z kulawą nogą tu nie zajrzał. Miasto umyło ręce, gruzu nie uprzątnięto, a jak mocno zawieje, to z mojego budynku mogą posypać się dachówki - wylicza w pośpiechu. - A nie daj Bóg ściana się zawali i jeszcze ktoś zginie!

Kobieta żyje w strachu, bo uważa, że rozpadająca się rudera naruszyła konstrukcję jej domu. - Dach był wspólny, a teraz wszystko trzyma się jak na nitce - załamuje ręce.

Kręcą się obszczymurki

Jedziemy na Sikorskiego. Rudera stoi tuż przy ulicy. I straszy z daleka. Ściany są zapadnięte, tu i ówdzie wystają deski i belki, rozsypane cegły wciśnięto w głąb gruzowiska.

Rumowisko od chodnika oddziela postrzępiony kawałek taśmy. Do belki przypięta niedbale kartka papieru: "Uwaga grozi zawaleniem. Nie wchodzić". Od strony podwórka zabezpieczeń żadnych nie ma. Gołym okiem widać, że rudera i budynek należący do K. Kmiecik miały wspólne elementy dachu.

- Na dodatek kręcą się tu różne obszczymurki, szukają metalowych części, lada moment zaczną rąbać deski - Marta Drozdowska prowadzi na gruzowisko.

Młoda kobieta trzy miesiące temu wynajęła od Kmiecikowej budynek. Urządziła w nim antykwariat. Po wypadku tysiące książek, kaset i płyt musiała przenieść w głąb domu.

- Interes już się nie kręci, jestem ugotowana, straciłam klientów, nie mam z czego żyć - ubolewa. - Muszę znaleźć inny lokal, bo tu nie jest bezpiecznie. Ściany mogą runąć jak domino.

W beznadziejnej sytuacji jest sama Kmiecikowa. - Dzięki wynajmowi miałam na chleb - głos jej się łamie. - Nie wiem, jak sobie teraz poradzę...

Nie da się ocenić

Tydzień temu Kmiecikowa zażądała od miasta, by naprawiło dach. Uznała, że szkody powstały na skutek zawalenia się rudery. Ale miasto rozkłada ręce, bo nie jest jedynym właścicielem pustostanu. Tworzy wspólnotę z osobą prywatną. I jako wspólnota musi działać wspólnie. Takie są przepisy.

Gdy rudera się rozsypała, ZGKiM (zarządca obiektu) wystąpił do Stefana A. o wspólne usunięcie gruzu. Ale ten odmówił. - W małej wspólnocie obowiązuje jednomyślność, a skoro jej nie ma, to my nic zrobić nie możemy - twierdzi Stanisław Prusinowski, kierownik ZWM.

Są teraz dwa wyjścia: miasto może gruz usunąć i częściowymi kosztami obciążyć Stefana A. albo sprawę skierować do sądu. Jak postąpi? Nie wiadomo.

Dachu na budynku Kmiecikowej też nie da się naprawić. Bo, jak przekonuje Wiktor Fanajło, wicedyrektor ZGKiM, nie pozwalają na to... przepisy. - Chyba, że taki nakaz wyda nam inspektor nadzoru budowlanego - dodaje.

Ale powiatowy inspektor Edward Ujma nie ma zamiaru tego robić. - Naprawienie dachu należy do pani Kmiecik. Jeśli się z tym nie zgodzi, może wnieść sprawę do sądu. Trudno ocenić, czy walący się budynek naruszył konstrukcję jej dachu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska