Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska Wełna była dla nas jak dom

(kali)
Jedno z najstarszych zdjęć pracowników Polskiej Wełny. Po wojnie do pracy w tej fabryce przyjeżdżali ludzie z całego kraju.
Jedno z najstarszych zdjęć pracowników Polskiej Wełny. Po wojnie do pracy w tej fabryce przyjeżdżali ludzie z całego kraju. Archiwum Czytelnikow
W Polskiej Wełnie w 1937 r. pracowało 2,5 tys. osób, a miasto liczyło 25 tys. mieszkańców. Po wojnie był to także jeden z największych zakładów w województwie. Nic więc dziwnego, że wśród zielonogórzan fabryka wciąż żyje...

- Dobrze, że tworzycie Album Zielonogórski. Wiem, że pisaliście o Polskiej Wełnie, ale nie wyobrażam sobie, by ten zakład nie miał należytego w nim miejsca. Piszcie jak najwięcej, bo przecież to nasza historia, nasze życie - mówi Teresa Buk, która sama była związana z tą fabryką i bardzo interesuje się historią tego miejsca.

Mówiąc o powojennych losach fabryki, warto sięgnąć do jej korzeni. I przypomnieć, że początki Polskiej Wełny sięgają XIX wieku. Manufaktury rozmieszczone były w różnych punktach miasta. Po II wojnie światowej zakłady, mimo wielu zniszczeń, wznowiły produkcję. W czasach swojej świetności fabryka zatrudniała trzy tysiące osób. Większość produkcji eksportowano. Polska Wełna nie wytrzymała jednak konkurencji po zmianie ustroju. Zakład zbankrutował w 1999 r. I popadał w ruinę. W 2005 r. część obiektów adaptowano na galerie handlowo-rozrywkową.
Warto ocalić od zapomnienie te historie, tak uważa m.in. Natalia Ława, która mówi, że ze swoją 95-letnią mamą, często rozmawiała na temat pracy w Polskiej Wełnie.
- Mama wraz ze swoją siostrą i bratem przyjechali do Zielonej Góry już w 1945 r. Zamieszkali w kamienicy w pobliżu fabryki - opowiada pani Natalia. - Mama zaczęła pracę w kuchni Polskiej Wełny jako kucharka.
Fabryka nie od razu rozpoczęła pracę pełną parą. Powołane były tzw. ekipy remontowe, które wyjeżdżały na delegacje po sprzęt i maszyny włókiennicze, najczęściej do miejscowości Forst. Kuchnia jeździła w ślad za robotnikami tak, aby pracownicy nie byli pozbawieni ciepłego posiłku.

Pani Natalia dodaje, że na tych właśnie wyjazdach jej rodzice się poznali się i pokochali. Związek małżeński zawarli w 1947 roku. Mama w kuchni pracowała jeszcze do roku 1950, po urodzeniu dziecka (siostry pani Natalii) przerwała pracę, by zająć się domem. Ojciec pracował w Polskiej Wełnie non stop, aż do emerytury w dziale głównego mechanika. Do śmierci (w 2003 r.) nie mógł zrozumieć, dlaczego zakład upadł.

- Mama po odchowaniu dzieci, wróciła do Polskiej Wełnie i pracowała w krosnach, również do emerytury - opowiada pani Natalia. - Często wyjeżdżała na zakładowe wycieczki, zwiedzając całą Polskę, ale i też NRD. Korzystała z wczasów pracowniczych. Działała dość dobra stołówka. Rodzice otrzymywali też od zakładu działkę pracowniczą, na Braniborskiej, którą wiele lat uprawiali

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska