Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska Zielona Góra

Tomasz Czyżniewski
Niedługo po zakończeniu I wojny światowej restauratorzy bracia Karl i Richard Bohr zlecają mu budowę Lichtspieltheater (teatru gry świetlnej), czyli dzisiejszego kino Nysa. Obiekt został uruchomiony 15 października 1921 r. Wtedy 616 widzów mogło obejrzeć film sportowy "Cud nart”. Kino pozostawało w prywatnych rękach aż do 1938 r. kiedy stało się własnością gminy miejskiej. Podlegało dyrekcji miejskiego teatru gdzie również wyświetlano filmy. Po wojnie przemianowane na kino Nisa, bo tak wtedy pisało się nazwę granicznej Nysy. Przez pól roku było zarządzane przez prywatną osobę.
Niedługo po zakończeniu I wojny światowej restauratorzy bracia Karl i Richard Bohr zlecają mu budowę Lichtspieltheater (teatru gry świetlnej), czyli dzisiejszego kino Nysa. Obiekt został uruchomiony 15 października 1921 r. Wtedy 616 widzów mogło obejrzeć film sportowy "Cud nart”. Kino pozostawało w prywatnych rękach aż do 1938 r. kiedy stało się własnością gminy miejskiej. Podlegało dyrekcji miejskiego teatru gdzie również wyświetlano filmy. Po wojnie przemianowane na kino Nisa, bo tak wtedy pisało się nazwę granicznej Nysy. Przez pól roku było zarządzane przez prywatną osobę. fot. Ze zbiorów Zygmunta Miadziołko
Tydzień temu obchodziliśmy święto powrotu Zielonej Góry do Macierzy. Przejmowanie władzy w mieście przez Polaków nie było łatwe.

Zwłaszcza, że byliśmy w mniejszości.

Na początku czerwca w Zielonej Górze przebywało kilkuset Polaków, kilkanaście tysięcy Niemców i garnizon wojsk rosyjskich. 6 czerwca 1945 r. burmistrz Tomasz Sobkowiak nie wkroczył do miasta na czele tłumu osiedleńców, nie zrobił pstryk palcami i… wszystko było załatwione.

W tym czasie działała już w mieście grupa operacyjna Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów (KERM). Na jej czele stał inż. Kazimierz Paszyński. Do 6 czerwca był jedynym reprezentantem polskiej administracji w mieście. Miał zabezpieczyć przed rabunkiem zakłady pracy i sklepy. I przejąć je w polskie władanie. Odbywało się to stopniowo i z dużymi oporami.

Najpierw fryzjer

Inż. Paszyński rezydował w hotelu Śródmiejskim i pewnie dlatego 24 maja 1945 r. tak szybko przejął zakład fryzjerski. Tutaj przed wojną panie i panów strzygł mistrz Bruno Jenscht.

- Część pokoi zajmowali zwykli mieszkańcy, na parterze mieścił się zakład energetyczny, a tam gdzie dziś jest recepcja urzędował fryzjer Ignacy Kaczmarek. Do hotelu prowadziły osobne drzwi, dziś zamurowane - wspomina szambelan Zdzisław Piotrowski, który jako 10-latek w styczniu 1947 trafił do Zielonej Góry.

Jednak mały Zdzisiu nie chodził się tam strzyc, lecz maszerował 30 metrów dalej do fryzjera Piotra Jokiela. Ten zakład, tuż przy teatrze, przy ul. Generalissimusa Stalina 1 przetrwał do dziś.

Później kino

APEL

Prosimy o pomoc. Jeżeli ktoś z Państwa posiada zdjęcie pierwszej kierowniczki zielonogórskiego muzeum Eugenii Łychowskiej prosimy o kontakt. Z redakcją tel. 0 68 324 88 34 lub muzeum 0 68 327 23 45. Osoby przekazujące informacje otrzymają w prezencie miedzioryt Wieża Babel autorstwa Krzysztofa W. Skórczewskiego

- Zakłady objęte już przez Polaków na skutek powrotu Niemców poleciła komendantura miasta przekazać na rzecz Niemców - odnotował kronikarz 28 maja.

Dwa tygodnie później Polacy przejęli dwie kawiarnie (wcześniej już urzędowali w hotelu Pod Orłem).: Wiedeńską przy Starym Rynku (dziś sklep Rossman) i Kaiser Krone przy al. Niepodległości (dziś budynek TP SA). Wyraźnie widać, że rozrywka miała wielkie znaczenie dla pracowników KERM. W końcu Polacy wracający z robót w Niemczech musieli widzieć oznaki normalnego życia. Trzeba było mieć gdzie się zatrzymać, przespać umyć i najeść. A nawet pójść do kina na polski film. Z tym był pewien kłopot, bo kina były ale filmów jeszcze brakowało.

Dlatego kiedy 19 czerwca 1945 r. inż. Paszyński oddał kierownictwo kina Ostland-Haus Marianowi Pateckiemu początkowo wyświetlano w nim radzieckie kroniki i filmy. Później na ekrany wprowadzono przedwojenne polskie produkcje. Lokal nazwano Nisa, bo tak wtedy pisało się nazwę granicznej Nysy.

Stary dyrektor

- Ciężkie te nowe czasy. I co za dziwna nazwa kina - mruczał pod nosem 60-letni mężczyzna spoglądając na afisze z repertuarem. - Najważniejsze, żeby ocalały wszystkie eksponaty.

Mężczyźnie nie chodziło jednak o wyposażenie kina. To Martin Klose twórca i wieloletni kustosz zielonogórskiego muzeum. Codziennie wychodził ze swojego domu przy ul. Sulechowskiej i maszerował na ul. Lisowskiego. To tutaj mieściło się wówczas miejskie muzeum. Dzięki rosyjskiemu oficerowi, który nie dopuścił do rabunku większość eksponatów ocalała. Teraz Klose pilnował, by przetrwały w dobrym stanie. I trwał w dziwnym zawieszeniu.

- Do września 1945 r. Wtedy do Zielonej Góry przyjechała Eugenia Łychowska, która została pierwszą polską kierowniczką placówki - Andrzej Toczewski, dyrektor muzeum pokazuje na kartę meldunkową, na której widnieje data 4 września. - Początkowo pracowała jako tłumaczka, później kierowniczka. I to ona zorganizowała pierwszą powojenną wystawę.

- Pomimo tego, że miasto zrobiło na mnie jak najlepsze wrażenie, czułam się tutaj obco - miałam uczucie, że przyjechałam do małego, zagranicznego miasta, jakich tyle w życiu widziałam - mówiła podczas otwarcia pierwszej polskiej wystawy 1 czerwca 1946 r. I dodała, że teraz czuje się tutaj prawie jak w ukochanej Warszawie. Oczywiście muzeum miało przytwierdzać prawo Polski do tych prasłowiańskich ziem.

Kustosz przeszkadza

Podczas uroczystości, gdzieś z tyłu stał Martin Klose. Co ciekawe, to on podpisał się pod miesięcznym sprawozdaniem z działalności placówki. Jako Marcin Klose. Niewiele mu to pomogło.

Jego pobyt w Zielonej Górze władzom przeszkadzał. Tak jak i zawartość ekspozycji opartej głównie o zbiory przedwojenne. Bo innych nie było.

"Komunikujemy, że wstrzymane zostaną wszelkie subwencje dla Muzeum Miejskiego w Zielonej Górze dopóki Muzeum to nie zostanie prowadzone w takiej formie, któryby zapewniła nas, że służy ono polskim celom kulturalnym, a nie niemieckiemu regionalizmowi jak dzieje się dotychczas - pisali w październiku 1946 r. urzędnicy wojewody poznańskiego.

- Z tego względu zapytujemy co zarząd Miejski zamierza uczynić z kustoszem, który nie tylko, że nie został z Muzeum usunięty jak tego żądaliśmy, ale nawet mieszka tam i w rzeczywistości jest osobą kierującą sprawami wewnętrznymi Muzeum.
- Klose jeszcze kilka miesięcy przepracował w muzeum i w 1947 r. został wysiedlony do Niemiec. Pani Łychowskiej nie udało się go dłużej zatrzymać - dodaje Toczewski. Stoimy na klatce schodowej muzeum. Przy portrecie Klosego. Obok wiszą kolejne - wszystkich dyrektorów zarządzających tą placówką.

- Brakuje nam tylko jednego - wzdycha Toczewski. - Nie mamy portretu pani Eugenii Łychowskiej. Nie zachowało się żadne jej zdjęcie. Nie wiemy jak wyglądała. A przecież musimy upamiętniać ludzi, którzy tu przyjechali i od nowa tworzyli Zieloną Górę.

A może ktoś z Czytelników pamięta pierwszą kierowniczkę muzeum? W szkole przy Licealnej uczyła języków obcych i mieszkała przy ul. Zamkowej koło Kawonu. Zmarła w 1958 r. W 2000 r. grób zlikwidowano. Dziś spoczywa w zbiorowej mogile.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska