Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Powiem szczerze: Kocham tę robotę

Tomasz Rusek 0 95 722 57 72 [email protected]
Rozmowa ze strażakiem Krystianem Koselą z Gorzowa, który prowadzi w naszym plebiscycie wśród zawodowców

- Dwa lata temu nasz konkurs wygrał Krzysztof Nowak z twojej jednostki. Rok temu Grzegorz Rojek, też z twojej jednostki. Teraz ty prowadzisz w naszym plebiscycie. JRG 1 z ul. Dąbrowskiego ma patent na wygrywanie?
- Po prostu gdy ,,GL'' ruszyła pierwszy raz z plebiscytem, doszliśmy do wniosku, że byłoby miło pokazać się z dobrej strony. Dlatego zawsze walczymy o dobre miejsca. Teraz też. Nie udajemy, że jesteśmy w nim przypadkiem. Śledzimy ranking, sprawdzamy, komu przybyło głosów, kto punktuje, kto się pojawił. Naprawdę żyjemy tym konkursem.

- Kto na ciebie głosuje?
- Rodzina i znajomi. Sam przecież bym takiego wyniku nie wyrobił. Wspierają mnie oczywiście koledzy z jednostki. Wiem, że mam na kogo liczyć i że do samego końca będę miał wsparcie.

- Skąd pomysł na pracę w mundurze? Jakaś rodzinna tradycja?
- Nie, nie mam w rodzinie żadnego strażaka. Swój zawód zawdzięczam przyjaciołom z Lubniewic, z tamtejszej jednostki ochotniczej (pozdrowienia, panowie!). Gdy byłem nastolatkiem zarazili mnie tą wielka pasją, u nich zdobywałem szlify, poznałem najważniejsze zasady. Dlatego gdy kończyłem szkołę średnią, postanowiłem: zostaję strażakiem zawodowym. Nigdy tej decyzji nie żałowałem, choć nie jest to lekki fach.

- Nie chciałeś mieć spokojnej pracy od 7.00 do 15.00 w wygodnym fotelu za wielkim biurkiem?
- Kiedyś przyszło mi dwa miesiące siedzieć za biurkiem i zapewniam: to nie dla mnie. Taka statyczna robota mnie denerwuje. Lubię gdy coś się dzieje, lubię akcję, adrenalinę, pozytywny stres. Wiem, że dla wielu to wytarty frazes, ale ja po prostu kocham tę robotę. To moja pasja, całe życie. Ktoś, kto inaczej podchodzi do pracy w straży, długo tu miejsca nie zagrzeje.

- A po pracy...?
- A po pracy też jestem strażakiem, tyle że w OSP. Jestem naczelnikiem ochotników w Lubniewicach, komendantem gminnym i członkiem zarządu powiatowego OSP w Sulęcinie. Żyję strażą pożarną. Podobnie jak wielu innych kolegów. To zawód na 24 godziny na dobę. Na szczęście kobiety mojego życia mają do tego ciągle cierpliwość.

- O.K, to co takiego jest w tej pracy?
- Przez osiem lat nie było takiego samego dnia, takiej samej akcji. Są podobne, bo pożar to pożar, a wypadek to wypadek, ale nigdy takie same. Jedziesz na miejsce, wiesz co robić, robiłeś to wiele razy, ale adrenalina jest niesamowita. Czasami miękną nogi. I zdarzają się niespodzianki.

- Niespodzianki?
- Gdy jedziemy na miejsce, mamy ogólną wiedzę na temat tego, co się dzieje, przekazaną dyżurującemu przez zgłaszającego. Jestem dowódcą sekcji, odpowiadam za swoich ludzi, więc już w drodze układam jakiś plan działania. Ale bywa tak, że na miejscu wszystko się sypie.

- Przykład poproszę.
- Dostaliśmy wezwanie do pożaru śmietnika przy ul. Łokietka. Pożar, w porządku, ale przecież nic wielkiego. Tyle że na miejscu okazało się, że kosz stał w korytarzu pod budynkiem, ogień już przeszedł na ścianę i trzeba gasić nie stopiony pojemnik, tylko budynek.

- Nie ma strachu?
- Jest adrenalina. Ale taka pozytywna. Poza tym i tu, w Gorzowie i na miejscu w Lubniewicach mam fantastycznych kolegów. Razem zawsze damy radę.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska